niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 11 "Coraz bliżej święta..."

*Bella*

Nauka, wolne, nauka, tańczenie w klubach, próby z Emmettem i Jasperem, wiele czasu spędzanego z Edwardem. Tak na prawdę nie miałam wolnej chwili dla siebie, ale nie narzekam. Ten rok na studiach będzie należał do najlepszego. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, staliśmy się grupką zgranych przyjaciół, a przede wszystkim spotkałam Edwarda.
Znów ćwiczyłam z Emmettem. Edward musiał zadzwonić, ale wiedziałam, że zaraz wróci. Często był na naszych próbach i występach, ale od pewnego czasu zaczął odbierać długie i monotonne telefony. Jedynymi rzeczami, które słyszałam, były jego krótkie odpowiedzi: "Tak", "Nie", "To drugie", "Może być", "Nie, znajdź inne". Zaczął też nas odwiedzać Eleazar. Nic do niego nie mam, ale... kurwa, on zabiera mi EDWARDA! Już i tak mam mało czasu, a on mi go w dodatku zabiera.
Zbliżały się święta. No może było jeszcze do nich półtorej miesiąca, ale w telewizji już szumiało.
-"Podczas wczorajszego posiedzenia, monarcha Anglii, król Carlisle z małżonką, ogłosili, iż na balu świątecznym po raz pierwszy media i prasa będzie mogła zobaczyć jakież to młode osoby udało się im wychować. Chodzi o młodych następców pary królewskiej. Wiemy, że najstarszym z rodzeństwa jest płci męskiej. Niestety o pozostałych członkach rodziny wiemy niewiele. Faktycznie, królowa była w ciąży dwukrotnie, lecz krążyły plotki o bliźniakach. Prawdopodobnie, młody książę ma około 24-25 lat. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieć młodego króla...!" - po tej wiadomości Edward wyłączył kanał informacyjny. Siedzieliśmy u mnie, bo jak to tradycyjnie, Emm i Rose poszli do hotelu, a Jazz i Ally - do chłopaków.
-Stało się coś? - spytałam kręcąc palcem po jego torsie, siedziałam mu na kolanach.
-Nic, kochanie, nic... - próbował być opanowany, ale coś mu nie wyszło. Za bardzo napinał mięśnie.
-Na pewno? - pogłaskałam jego policzek.
-Na pewno, królewno - szepnął z uśmiechem. Zawsze się uśmiechał, kiedy mówił tak do mnie. Też lubiłam, jak mnie tak nazywał. Wiedziałam wtedy, że on może być moim księciem...
-A wiesz, że ty też masz tyle lat co ten książę? - spytałam z uśmiechem. Ale raczej nie powinnam, bo przestał się uśmiechać. - Powiedziałam coś nie tak? - zmartwiłam się tą nagłą zmianą nastroju.
-N... Nie - powiedział po krótkim zastanowieniu się. - A co, wyglądam ci na księcia? - teraz uśmiech już wrócił na jego twarz.
-Co to za pytanie? - spytałam zdziwiona.
-Czy wyglądam na księcia - powtórzył.
-Noo... - zaczęłam nieco zawstydzona. - Jesteś przystojny... i nie jeden książę mógłby taki być. Nadawałbyś się na dziecko monarchy. I na pewno byłbyś świetnym królem - dodałam już uśmiechnięta. Wziął mój nadgarstek w dłoń; ten z napisem "no lie". Bardzo często gładził powierzchnię tego tatuażu... -Lubisz ten tatuaż - zauważyłam. Zdawał się rozmyślać nad nim. Uwielbiam kiedy tak rozmyśla... Jest wtedy jeszcze bardziej pociągający. Edward jeszcze chwile milczał, a potem na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech, ale widziałam w jego oczach, że jeszcze nie jest całkowicie ze mną, myśli o czymś innym, odległym. Znów zmartwiona pogłaskałam go po policzku, a on nadał wodził palcem po tatuażu.
-Edwardzie... - szepnęłam patrząc na niego i marszcząc delikatnie brwi.
-Tak, królewno? - znów spojrzał na mnie. Westchnęłam ciężko i pokiwałam zrezygnowana głową.
-Nie słuchasz mnie... - mruknęłam ciągnąc go za kołnierzyk koszuli. Edward przygryzł swoją dolną wargę i pogłaskał mój policzek, pochylił się i mnie delikatnie pocałował.
-Zawsze cię słucham, uwielbiam cię słuchać... - schował za ucho zabłąkany kosmyk moich włosów, wtuliłam się w niego - I tak, lubię ten tatuaż... - szepnął, po czym odchrząknął. Pocałował mnie z zaskoczenia żarliwie. Zamruczałam i zachichotałam jednocześnie.
-A tobie co się stało? - zaśmiałam się odchylając głowę w tył, bo nagle zaczął mnie łaskotać.
-Nic, księżniczko... - powiedział z uśmiechem.
-Niby książę, a kłamie... - prychnęłam.
-Księciem trzeba się urodzić, żeby kłamać? - nie przestawał mnie łaskotać. - Mianowany być może tylko wtedy gdy nie widać przeciwwskazań - znów mnie pocałował. Leżeliśmy teraz na łóżku.
-Coś za dużo wiesz o "książowaniu" - chichotałam słaniając się rękami. - Ale skoro można kogoś mianować... To będziesz moim księciem - uśmiechnęłam się. On także odwzajemnił gest.
-Tylko twoim, kochanie - przestał mnie łaskotać i teraz masował moje ciało. - Kocham cie, królewno... - zamarłam, spojrzałam na niego i  wtuliłam się w jego ciało.

*Edward*

Tak, kocham ją. Tak, powiedziałem jej to. Chciałem to zrobić inaczej, ale... To było takie naturalnie, wyszło samo z siebie. I było szczere, od serca. Kocham ją najbardziej, bardziej niż wszystkie rzeczy razem wzięte. Ale teraz wszystko się skomplikuje. Bal, dom, szkoła, my... Mogłem jej powiedzieć, a nie okłamywać od początku.
Położyłem ją na jej łóżku, a sam byłem nad nią, pogłaskałem delikatnie jej policzek. Uśmiechnąłem się widząc jej uśmiech.
-Kocham cię - szepnęła. Powiększyłem swój uśmiech. Zniżyłem się i zacząłem ją delikatnie całować.Oplotła moją szyję rękoma. Byłem prze szczęśliwy. Masowałem jej ciało nieprzerwanie, a tu... PUK! PUK! PUK!
-Kurwa, lepszej chwili nie mogłeś wybrać?! - warknąłem widząc, że w drzwiach stoi Emmett. Za nim Jasper, Alice i Rose. Ja pierdole, sabat czarownic i czarowników... Książę, od kiedy tyle przeklinasz? Od teraz, jak przerywają mi bliskie chwile z dziewczyną, którą kocham! Ale pamiętaj, że monarsze tak nie wypada... Gówno mnie to, czy wypada, czy nie! Przez to kim jestem, muszę ją cały czas okłamywać! Coraz gorzej z tobą, kłócisz się sam ze sobą. Bo moja połowa chce być normalnym chłopakiem, a ty mi to uniemożliwiasz.
-Ty sorry... - Emmett uniósł ręce do góry w obronnym geście - Tylko się zabezpieczajcie... - parsknął śmiechem - I takie ostrzeżenie Edward - powiedział już poważniej - Jak cię lubimy z Jasperem, tak cię wykastrujemy jak ktoś znów skrzywdzi naszą małą Bellę - zagroził mu ze srogą miną, a Jazz na potwierdzenie kiwnął głową. - Ekipo, wycofujemy się - na twarz Miśka znów wstąpił uśmieszek i wyszli trzaskając drzwiami. Westchnąłem ciężko i znów zwróciłem swój wzrok na Bellę, która miała dość dziwną minę i przygryzała dolną wargę patrząc na mnie. Pocałowałem ją delikatnie myśląc nad czym ta mała, piękna osóbka się zastanawia. I przypomniałem sobie słowa Emmetta "Jak ktoś znów skrzywdzi naszą małą Bellę". Czyli ktoś ją kiedyś zranił? Skrzywdził moją Bellę?!
-Edwardzie... - przerwała pocałunek. Nie rozumiałem, nie podoba jej się?
-Tak, księżniczko? - marzyłem, żeby nią była. Naprawdę...
-Znowu nie jesteś ze mną - westchnęła kładąc mi dłoń na policzku. Jak miałem jej to wyjaśnić? Że się martwię? Że sie boję? Że ją okłamuję...? - Chodź... - szepnęła i przyciągnęła mnie za kark, a ja znowu ją całowałem.
Dotarło do mnie to co planuje dopiero jak rozpinała guziki mojej koszuli. Zdziwiłem się, ale nie protestowałem. Bardzo tego chciałem od naszego pocałunku w klubie. Zacząłem więc całować ją od kącika za uchem przez szyję. Rozpięła ze trzy cztery guziki i jedną dłoń zatopiła w moich włosach, a drugą przeniosła na kark. Jej ciche i krótkie oddechy zaczynały mnie ekscytować. Wsunąłem więc swoje dłonie pod jej koszulkę, a ona oplotła mnie nogami w pasie. Zassałem jej język do swojej buzi, tak słodko smakowała. Była cała moja, chciała mi się oddać, a ja chciałem ją mieć. Na zawsze. Tak bardzo jej pragnąłem, chciałem też aby mi wybaczyła, gdy dowie się prawdy o mnie. Związanie się ze mną jest dużą odpowiedzialnością. Ale o czym ja teraz myślę. Moja koszula była już całkowicie rozpięta, Bella zsunęła mi ją z ramion, a ja na chwilę się od niej oderwałem, aby po prostu ten niezbędny ubiór z siebie zrzucić. Moja dłoń błądziła po jej płaskim brzuchu masując go okrężnymi ruchami. Bella cicho jęknęła, a mnie ten dźwięk się podobał i będę robić wszystko aby słyszeć go częściej. Podwinąłem jej bluzkę, żeby widzieć część jej nagiego ciała. Obniżyłem się i polizałem jej brzuch aż do żeber. Na koniec zanurzyłem język w jej pępku. Wywołałem salwę podobnych dźwięków do poprzedniego. Uśmiechnąłem się triumfalnie, uniosłem się na chwilę aby bez problemu po prostu zdjąć z niej bluzkę. Lustrowałem jej ciało od pasa w górę, przejechałem palcem po części odkrytych jej piersi. Bella wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do mnie, uniosła się na łokciu i przyciągnęła mnie do siebie. Nasze usta znów się ze sobą zderzyły, zamruczałem zadowolony. Chwyciłem ją dłonią w dole pleców i przytrzymałem przy sobie. Odgarnąłem jej włosy i rozpiąłem stanik. Nie zdjąłem go jednak, czekałem na chociaż nieme pozwolenie. Kobietę należy szanować... Niby to wzruszyła ramionami, a ramiączka z niej opadły. Nadal ją czule całowałem. Chciałem, żeby czuła się bezpiecznie, ja sam chciałem czuć, że jest przy mnie i przy nikim innym. Delikatnie zsunąłem z niej stanik, otarłem się nosem o jej sutek, a potem go pocałowałem. Bella wygięła się w łuk i wbiła paznokcie w moje ramiona. Syknąłem cicho na to doznanie. Byłem coraz bardziej podniecony, a odgłosy Belli sugerowały, że ona także. Moje usta zajęły się jej prawą piersią, a lewą okryłem dłonią. Muszę przyznać, że to bardzo zajmujące i ekscytujące zajęcie. A nagrodą dla mnie jest jej przyjemność. Czułem, że jej dłonie zaczęły drapać o klamrę mojego paska od spodni. Rozumiałem, że chciała więcej. Sam zsunąłem z niej spodnie. Wyplątałem się spod jej nóg i zdjąłem jej jeansy całkowicie. Instynkt podpowiadał "Idź w dół", ale rozum i serce, o dziwo były zgodne, mówiły "Całuj i dotykaj". Choć instynkt wziął górę, rady o całowaniu i dotykaniu zostały. Schodziłem z pocałunkami coraz to niżej, a ręce pieściły jej całe ciało. Dotarłem do brzegu jej dolnej bielizny. Szarpnąłem za nią zębami i warknąłem. Bella nie miała już jak sięgnąć mojego paska, ale jej nogi oplatywały teraz moje plecy pod łopatkami. Słyszałem, że miała wiele przyjemności z tego co robiłem. Sam byłem cholernie dumny, że doprowadzam ją do takiego stanu. Zdjąłem jej figi i polizałem wzgórek łonowy, Bella zakwiliła i jęknęła równocześnie. Ta kobieta jest niesamowita, wykończy mnie samymi dźwiękami. Erekcja w moich spodniach uwierała mnie boleśnie, ale teraz Bella była tu najważniejsza. Ominąłem jej centrum i całowałem ją wzdłuż ud, do kolan, przez łydki, ucałowałem jej kostki. A potem tą samą drogą od kostek do ud wróciłem wyznaczając czuły szlak na jej drugiej nodze. Czułem, że bardzo, ale to bardzo się niecierpliwi. Zaśmiałem się dla uznania mojego jakże świetnego geniuszu i ostrożnie zanurzyłem w niej język. Teraz wykończy mnie jeszcze swoim smakiem! Wszedłem w nią jeszcze głębiej poruszając językiem. Ukradkiem widziałem jak zaciska pięści na pościeli i czułem jak napina mięśnie. Moje dłonie znajdowały się na jej pośladkach i czule je masowały. Ból w spodniach za to, był nie do wytrzymania...
______________________________________________

Od Inki:
Dobry, państwu. No tak, ale państwo niecierpliwi. Kuźwa, cholery można tu dostać... No nic, miałam się nie pieklić to już nie pieklę. Ale, hej! Jest NN! Wróciłyśmy z Kinią z wakacji, na których nie było neta... Więc, skarby wy moje, mam nadzieję, że po przeczytaniu notatki wasz niedosyt jest taki jak bolące spodnie Edwarda :D Nie wiedziałam co wybrać więc poradziłam się Kingi:
Inka: Książę słucha instynktu, czy serca i rozumu?
Wampirek: a chuj księcia wie
Inka: :D bo napisałam: Instynkt podpowiadał "Idź w dół", ale rozum i serce, o dziwo były zgodne, i mówiły "Całuj i dotykaj". Kogo ma posłuchać? :D
Wampirek: Niech idzie w dół
Inka: wiedziałam, że to powiesz, Instynkcie xD (fragment rozmowy przez komunikator Skype)
Więc, piszemy właśnie opowiadanko o psychiatrii. Wierzcie, Bell naprawdę potrzebny jest psychiatra... Resztę zostawiam Kindze <3...

Od Wampirka:
Bry, ludzie. Ej, to nie moja wina, że jestem zboczona. Po prostu niech idzie w dół. Rozjebało mnie porównanie Julki: "Niedosyt bolący jak spodnie Edwarda". Po prostu leżę i nie wstaję. Ja tam już się nie pieklę, jestem na luzie. Ostatnio miałam za wiele obciążeń psychicznych i po prostu olewam wszelakie hejty. Tyle, dziękuję tym wytrwałym czytelniczką, które na asku z anonima nie walą do mnie "per idiotko". Ja wracam do stanu używalności i ten tego. Kocham was wszystkich, a najbardziej Julkę i Miśkę i mojego psa, bo mój pies jest słodki i je marchewkę :p Kozak z niego.
Ej, w fajny momencie skończyłyśmy nie. Czempjonsy z nas <3

To ten, Żegnamy się.
Paaaaaaa. I do następnej. 

Goście