niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 18 "Wyjazd"

*Edward*

Tata ma raka. Tata ma raka. Tata ma raka. Milczałem, uświadamiając sobie, że wstrzymuję oddech, a do oczu nachodzą mi łzy. Zamrugałem kilkakrotnie, aby je odgonić i wziąłem głęboki wdech. Sama nazwa choroby brzmi w sobie okropnie i przynosi ból. Mój ojciec umiera, muszę wrócić do Anglii, muszę powiedzieć Belli, przerwać studia, muszę wziąć ją ze sobą. Nie mogę jej zostawić, nie teraz, potrzebuję jej, a moja rodzina potrzebuje mnie. Oddychałem ciężko. Tyle emocji na raz, nie mogłem sobie z tym poradzić. Z jednej strony byłem zrozpaczony i smutny; mój ojciec jest śmiertelnie chory, nie wiadomo czy wygra tę walkę o życie. Potem było przerażenie. Tato nie będzie mógł sprawnie zarządzać i sprawować władzy, jest jeszcze mama, ale ona pewnie będzie zajmować się Carlisle'm. Możliwe, że będę musiał wcześniej zostać królem. Całkiem irracjonalnym uczuciem był gniew i złość, bo przecież to nie wina ojca, że zachorował i zmusza mnie do powrotu. 
- Edward, synku... - usłyszałem zatroskany głos mamy. - Edwardzie, jesteś tam? 
- Tak... Tak, mamo. - szepnąłem. - Czy Alice i Rose...
- Nie. - przerwała Esme, domyślając się o co mi chodzi. - Nie wiedzą.
- Nie mów im na razie - poprosiłem cichym głosem. Świat po raz kolejny mi się walił. Nie wiedziałem, co mam mówić.

Poszedłem pod salę wykładową Belli. Chodziłem jak robot. Bez żadnego kiwania się, poruszania ramionami... Tylko robiłem kroki. Usiadłem pod drzwiami sali i czekałem na ukochaną. Schowałem twarz w dłonie. Tylko tyle mi pozostało. Czekać. Spojrzałem beznamiętnie na wyświetlacz mojego smartfona. Jeszcze 10 minut. Sam nie wiem kiedy minął mi ten czas. W końcu ludzie zaczęli opuszczać salę, gdy zobaczyłem Bellę pociągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Była zaskoczona, ale już po chwili również mnie przytuliła. Moja. Tylko moja.
- Co się dzieje, Edwardzie? - zapytała delikatnie i odsunęła się nieco, aby móc spojrzeć mi w oczy i pogłaskać po policzku. Pocałowałem jej nadgarstek i zamknąłem oczy, zaciągając się jej zapachem.
- Muszę wracać. - powiedziałem i poczułem jak dziewczyna nieruchomieje, zabrała dłoń z mojego policzka. Zaalarmowany brakiem jej dotyku otworzyłem oczy. Patrzyła się na mnie przerażona.
- Edwardzie... - głos się jej łamał. - Ale... czemu? - do jej oczu naszły łzy.
- Pojedź ze mną, najdroższa. - oparłem się swoim czołem o jej. - Mój ojciec ma raka, muszę wrócić do domu, ale pragnę cię przy moim boku.
- R-raka? - ta informacja ją zszokowała. Chyba tak mocno, jak mnie. Chwilę odczekała, gdyż nic więcej nie powiedziałem i przytuliła mnie.Znów zacisnąłem powieki. Moja malutka... Cieszyłem się, że mam ją blisko siebie. Czułem jej ciepło i usta przy szyi. Mogłem jej teraz wszystko mówić i... było mi z tym cudownie. Lekko nami kołysała.
- Tak, kochanie... -westchnąłem w końcu. - Jest poważnie chory, promyczku, muszę.... musimy jechać. Jedź ze mną - poprosiłem, patrząc jej w oczy. Widziałem zastanowienie w jej oczach. Bałem się, że nie będzie chciała ze mną jechać, ale... Zrozumiałbym to. Może chce dokończyć studia i mieć normalne życie, a nie tak pogmatwane jak ze mną. Złapałem ją za ręce, nie mógłbym... Nie mogę jej pozwolić odejść, nie dałbym bez niej rady. Bella jest dla mnie wszystkim.
- E-edward... ja... - zaczęła, pokręciła energicznie głową. - Pojadę z tobą, pewnie, że z tobą pojadę. - objęła rękoma moją szyję. Odetchnąłem i mocno ją przytuliłem. Schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi. Zaczęła przeczesywać moje włosy.
- Dziękuję. - szepnąłem, całując miejsce za jej uchem.
- Nie mogłabym cię teraz zostawić, Edwardzie, nigdy nie mogłabym cię zostawić. Kocham cię. - wyznała, odsunąłem się nieco, aby na nią spojrzeć. W jej spojrzeniu emanowało miłością, tak wielką i bezgraniczną. Ja patrzyłem na nią tak samo. Moja królewna.

*Bella*

Król Wielkiej Brytanii umiera. Jestem chyba... na pewno jedyną osobą z poza rodziny, która o tym wie. Nie wiedziałam, co może czuć Edward, ale... bardzo mu współczułam. Pojadę z nim. Chcę, żeby wiedział, że ma we mnie oparcie, może na mnie liczyć. Uśmiechnęłam się delikatnie i pogłaskałam go po policzku. Schylił się i musnął moje usta. Wtuliłam się w niego, głaszcząc jego kark.
- Kiedy chcesz jechać? - spytałam cicho. Nie poszłam na resztę wykładów. Nie teraz. Teraz muszę być z Edwardem.
- Jak najszybciej, jeśli to możliwe - szepnął w moją szyję. - Eleazar powinien załatwić samolot jeszcze na dziś wieczór... dasz radę do tego czasu się spakować? - spytał.
- Pewnie, że dam. - kiwnęłam głową. - Chodź, pójdziemy do akademika. - złapałam go za rękę i tam się udaliśmy. Nagle przyszło mi coś do głowy. - Edwardzie, a Alice i Rosalie wiedzą? - spojrzałam na ukochanego, a on odwrócił wzrok. - Czyli nie. - mruknęłam.
- Wiem, że muszę im powiedzieć, ale nie wiem jak - przyznał, odwracając głowę w moją stronę. Ścisnęłam jego dłoń, a on lekko się uśmiechnął. - Ale one mogą tu zostać. Nie muszą wracać. Zostaną z twoimi braćmi.
- Edwardzie... One też pewnie będą chciały być przy ojcu. - tak przynajmniej myślę, ja bym chciała.
- Bello... - wziął mnie za ręce. - Tak wiele przeszły. Nie odzyskały pełnego zaufania u Emmetta i Jaspera. Nie wiem jak sobie poradzą same w tej sytuacji...
- Jakiej sytuacji? - przechodziły obok Alice i Rosalie. Mój wzrok nie mógł przestać być współczujący. - Bello, coś się stało? - spytała zmartwiona brunetka.
Spojrzałam na Edwarda. Miał markotną minę, ale wiedział, że musi im powiedzieć. - Chodźcie, dziewczyny - westchnął. Puściłam jego rękę. Teraz wypada dać im prywatności.
-Idźcie do ciebie, Edwardzie. Ja się spakuję - pocałowałam lekko chłopaka, aby dodać mu otuchy, pogłaskałam go po policzku. - Kocham cię, Edwardzie. - powiedziałam i wycofałam się do pokoju. Wyjęłam spod łóżka torbę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Same jeansy, koszulki i trampki. Nic co by się nadawało na dziewczynę księcia. Westchnęłam, schowałam twarz w dłonie i pokręciłam głową. Mój Edward. Dla niego zrobiłabym wszystko. Mogę założyć nawet sukienkę i szpilki. Oby tylko on był szczęśliwy i nie wstydził się swojej dziewczyny przed innymi. Bo wiadome jest to, iż mój facet jest osobą publiczną, a kimże ja jestem? Córką państwa Swan, którzy prowadzą hodowlę koni... Ale... Miałam jedną sukienkę, tę co się podarła, gdy tańczyłam z Jasperem. Nie chcieli jej przyjąć to musiałam ją kupić. Zszyłam ją jako tako, ale nie wiem czy się nadawała... Granatowa, krótsza z przodu, dłuższa z tyłu. Przedarła sie na zamku błyskawicznym. Trochę go widać, ale... z daleka jednak nie. Sięgnęłam ją z pudła na dnie szafy. Do niej miałam złote szpileczki z paskami... ale paski ucierpiały, gdy chciałam je zawiązać drugi raz... Uch, to bez sensu brać sukienkę bez butów...
Spakowałam to co miałam do spakowania i usiadłam na swoim łóżku. Trzymałam i badałam opuszkami palców fakturę tiulowej spódnicy. Westchnęłam, a w tym samym czasie weszły Alice i Rose. Podeszły do mnie i mnie przytuliły. A więc już wiedzą...
- Jedziecie z nami? - spytałam cicho. Kiwnęły zgodnie głowami. Rose wzięła moją sukienkę w dłonie.
- Jest śliczna, Bell - uśmiechnęła się lekko do mnie.
- Dlaczego jej nie nosisz? - spytała Alice odrywając głowę od mojego ramienia.
- Zniszczyłam do niej buty... - wzruszyłam ramionami.
- Pożyczę ci jakieś - przytuliły mnie jeszcze raz, a te słowa wypowiedziała Alice. Byłyśmy podobnej budowy, więc stopy miałyśmy chyba w tym samym rozmiarze.
- Jesteście kochane. Oby dwie - kołysałyśmy się trochę. - To co, pomóc wam się spakować? - myślałam, że nawet mimo takiej sytuacji zerwą się na równe nogi i zaczną biegać po pokoju.... ale znów kiwnęły głową i spokojnie zaczęły zabierać swoje rzeczy. Spakowałam tylko tę sukienkę i wyszłam z torbą z pokoju. Na korytarzu spotkałam Edwarda.
- Hej - przytuliliśmy się. - I jak rozmowa? - spytałam delikatnie.
- Nie było łatwo - westchnął. Poczułam, że obejmuje mnie jeszcze mocniej. - Potrzebuję cię. My cie potrzebujemy...
- Wiem, Edwardzie - pocałowałam go w skroń. - Wiem i będę. Tym razem będę....

___________________________________________________________

Od Wampirka: A wiecie, co dziś jest? Nie wiecie, to ja wam powiem! Ha. Okrągły rok temu poznałam Julkę! Uch, to już rok. I podczas roku tyle się stało, że nie mogę zliczyć, ale niczego nie żałuję. Kocham mojego Julciaka. I wiem, że prawdopodobnie zabije mnie za "Julciaka". Bo Julciak tak, że nie nie lubi moich przezwisk, a dla mnie one są przeurocze. Ale dla mnie dziwne rzeczy są urocze. A rozdział mi się podoba : ) 

Od Inki: *MORDUJĘ ZA JULCIAKA* -.- ona to ma dziwne pomysły... A no więc rok... hah! A to dzisiaj było tak:
-poranna gadka
-poranna kłótnia
-wspominanie minionych kłótni
-olśnienie, że dzisiaj jest już ROK
-olewanie wszystkich i wszystkiego, bo mamy rocznicę
-I chyba jutrzejsze priv będzie o policjancie, co Ryjku?
:D
Dobra. To tam... kochajcie się, rozdział mi się podoba :* mamy nadzieję, że wam też <3


Goście