wtorek, 17 czerwca 2014

Epilog "Król i Królowa"

- Niestety. - powiedział lekarz, wychodząc z komnaty i smutno kręcąc głową. Bella spojrzała na Edwarda, w jego oczach lśniły łzy. Przytuliła go i po prostu milczała. 
~*~

Dni mijały powoli. Anglia była okryta żałobą i nikt nie myślał o zabawach czy weseleniu się. Carlisle Cullen był władcą, który wiele zrobił dla kraju. Był kochającym mężem i ojcem. Teraz to wszystko, ten cały ciężar musiał spaść na młodego księcia, który nie tak wyobrażał sobie swoje życie. Musiał poradzić sobie ze stratą ojca, cierpieniem rodziny, a także pogodzić miłość do Belli i opiekę nad krajem, którą był winny. Wiedział, że jeżeli Bella nie zaakceptuje takiego życia, będzie musiał to zaakceptować, ale nie wiedział co z tym zrobi. Nie jest gotów na to by ją stracić, nigdy nie będzie. 

~*~

- Nie możesz mnie zostawić. - szepnął w jej usta, ciężar ostatnich dni dał mu nieźle w kość, a teraz to wszystko z niego odeszło. Pozwolił sobie na okazanie uczuć, odrzucenie opanowania. Po jego policzkach spływały łzy, gdy żarliwie ją całował. Brunetka odwzajemniała pieszczoty, namiętnie szepcząc o tym jak bardzo go kocha i przysięgając, że nigdy go nie zostawi. 

~*~

Wpatrywała się jak zaczarowana w mały patyczek, który miał zmienić ich dotychczasowe życie. Płakała. Sama nie wie, czy ze szczęścia, a może strachu? Chciała, oczywiście że chciała i bardzo się cieszyła, ale nie wiedziała, czy to odpowiedni moment. Teraz, gdy tyle się dzieje. Nagle to. Jak odbierze to Edward? 

~*~

- Będę ojcem. - powiedział z uśmiechem, po raz pierwszy od tak dawna, szczerze się uśmiechał. Przytulił Bellę i pocałował w czoło. Klęknął i przyłożył czoło do jej brzucha, przeczesała mu włosy, odetchnęła. Ta mała istotka dała im nadzieje na lepsze jutro. 

~*~

Wszedł do pokoju. Jego żona leżała zmęczona na łóżku, słyszał cichy płacz. Spojrzał w tamtym kierunku. Uśmiechnął się szeroko. 
- Ma pan syna, Wasza Wysokość. - pielęgniarka podała mu dziecko. Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. Bella uśmiechnęła się lekko. 
- Była pani bardzo dzielna. - szepnął, jak zaczarowany patrząc na malucha w jego ramionach. 
- Jak na królową przystało. - powiedziała z dumą. 
- Jak przystało na moją Bellę. - pochylił się i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. 

_______________________________________________________

Koniec, po prostu. Julka odeszła. Blog skończony.  Epilog napisałam sama. Ten blog najpierw prowadziłam z Rosą, potem z Julką. Skończyłam go sama. Koniec i tak był już zaplanowany. Nastąpił tylko troszkę szybciej. Jeśli kogoś interesuje moja twórczość zapraszam na 
Pozdrawiam,
stąd po raz ostatni,
Wampirek.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 18 "Wyjazd"

*Edward*

Tata ma raka. Tata ma raka. Tata ma raka. Milczałem, uświadamiając sobie, że wstrzymuję oddech, a do oczu nachodzą mi łzy. Zamrugałem kilkakrotnie, aby je odgonić i wziąłem głęboki wdech. Sama nazwa choroby brzmi w sobie okropnie i przynosi ból. Mój ojciec umiera, muszę wrócić do Anglii, muszę powiedzieć Belli, przerwać studia, muszę wziąć ją ze sobą. Nie mogę jej zostawić, nie teraz, potrzebuję jej, a moja rodzina potrzebuje mnie. Oddychałem ciężko. Tyle emocji na raz, nie mogłem sobie z tym poradzić. Z jednej strony byłem zrozpaczony i smutny; mój ojciec jest śmiertelnie chory, nie wiadomo czy wygra tę walkę o życie. Potem było przerażenie. Tato nie będzie mógł sprawnie zarządzać i sprawować władzy, jest jeszcze mama, ale ona pewnie będzie zajmować się Carlisle'm. Możliwe, że będę musiał wcześniej zostać królem. Całkiem irracjonalnym uczuciem był gniew i złość, bo przecież to nie wina ojca, że zachorował i zmusza mnie do powrotu. 
- Edward, synku... - usłyszałem zatroskany głos mamy. - Edwardzie, jesteś tam? 
- Tak... Tak, mamo. - szepnąłem. - Czy Alice i Rose...
- Nie. - przerwała Esme, domyślając się o co mi chodzi. - Nie wiedzą.
- Nie mów im na razie - poprosiłem cichym głosem. Świat po raz kolejny mi się walił. Nie wiedziałem, co mam mówić.

Poszedłem pod salę wykładową Belli. Chodziłem jak robot. Bez żadnego kiwania się, poruszania ramionami... Tylko robiłem kroki. Usiadłem pod drzwiami sali i czekałem na ukochaną. Schowałem twarz w dłonie. Tylko tyle mi pozostało. Czekać. Spojrzałem beznamiętnie na wyświetlacz mojego smartfona. Jeszcze 10 minut. Sam nie wiem kiedy minął mi ten czas. W końcu ludzie zaczęli opuszczać salę, gdy zobaczyłem Bellę pociągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Była zaskoczona, ale już po chwili również mnie przytuliła. Moja. Tylko moja.
- Co się dzieje, Edwardzie? - zapytała delikatnie i odsunęła się nieco, aby móc spojrzeć mi w oczy i pogłaskać po policzku. Pocałowałem jej nadgarstek i zamknąłem oczy, zaciągając się jej zapachem.
- Muszę wracać. - powiedziałem i poczułem jak dziewczyna nieruchomieje, zabrała dłoń z mojego policzka. Zaalarmowany brakiem jej dotyku otworzyłem oczy. Patrzyła się na mnie przerażona.
- Edwardzie... - głos się jej łamał. - Ale... czemu? - do jej oczu naszły łzy.
- Pojedź ze mną, najdroższa. - oparłem się swoim czołem o jej. - Mój ojciec ma raka, muszę wrócić do domu, ale pragnę cię przy moim boku.
- R-raka? - ta informacja ją zszokowała. Chyba tak mocno, jak mnie. Chwilę odczekała, gdyż nic więcej nie powiedziałem i przytuliła mnie.Znów zacisnąłem powieki. Moja malutka... Cieszyłem się, że mam ją blisko siebie. Czułem jej ciepło i usta przy szyi. Mogłem jej teraz wszystko mówić i... było mi z tym cudownie. Lekko nami kołysała.
- Tak, kochanie... -westchnąłem w końcu. - Jest poważnie chory, promyczku, muszę.... musimy jechać. Jedź ze mną - poprosiłem, patrząc jej w oczy. Widziałem zastanowienie w jej oczach. Bałem się, że nie będzie chciała ze mną jechać, ale... Zrozumiałbym to. Może chce dokończyć studia i mieć normalne życie, a nie tak pogmatwane jak ze mną. Złapałem ją za ręce, nie mógłbym... Nie mogę jej pozwolić odejść, nie dałbym bez niej rady. Bella jest dla mnie wszystkim.
- E-edward... ja... - zaczęła, pokręciła energicznie głową. - Pojadę z tobą, pewnie, że z tobą pojadę. - objęła rękoma moją szyję. Odetchnąłem i mocno ją przytuliłem. Schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi. Zaczęła przeczesywać moje włosy.
- Dziękuję. - szepnąłem, całując miejsce za jej uchem.
- Nie mogłabym cię teraz zostawić, Edwardzie, nigdy nie mogłabym cię zostawić. Kocham cię. - wyznała, odsunąłem się nieco, aby na nią spojrzeć. W jej spojrzeniu emanowało miłością, tak wielką i bezgraniczną. Ja patrzyłem na nią tak samo. Moja królewna.

*Bella*

Król Wielkiej Brytanii umiera. Jestem chyba... na pewno jedyną osobą z poza rodziny, która o tym wie. Nie wiedziałam, co może czuć Edward, ale... bardzo mu współczułam. Pojadę z nim. Chcę, żeby wiedział, że ma we mnie oparcie, może na mnie liczyć. Uśmiechnęłam się delikatnie i pogłaskałam go po policzku. Schylił się i musnął moje usta. Wtuliłam się w niego, głaszcząc jego kark.
- Kiedy chcesz jechać? - spytałam cicho. Nie poszłam na resztę wykładów. Nie teraz. Teraz muszę być z Edwardem.
- Jak najszybciej, jeśli to możliwe - szepnął w moją szyję. - Eleazar powinien załatwić samolot jeszcze na dziś wieczór... dasz radę do tego czasu się spakować? - spytał.
- Pewnie, że dam. - kiwnęłam głową. - Chodź, pójdziemy do akademika. - złapałam go za rękę i tam się udaliśmy. Nagle przyszło mi coś do głowy. - Edwardzie, a Alice i Rosalie wiedzą? - spojrzałam na ukochanego, a on odwrócił wzrok. - Czyli nie. - mruknęłam.
- Wiem, że muszę im powiedzieć, ale nie wiem jak - przyznał, odwracając głowę w moją stronę. Ścisnęłam jego dłoń, a on lekko się uśmiechnął. - Ale one mogą tu zostać. Nie muszą wracać. Zostaną z twoimi braćmi.
- Edwardzie... One też pewnie będą chciały być przy ojcu. - tak przynajmniej myślę, ja bym chciała.
- Bello... - wziął mnie za ręce. - Tak wiele przeszły. Nie odzyskały pełnego zaufania u Emmetta i Jaspera. Nie wiem jak sobie poradzą same w tej sytuacji...
- Jakiej sytuacji? - przechodziły obok Alice i Rosalie. Mój wzrok nie mógł przestać być współczujący. - Bello, coś się stało? - spytała zmartwiona brunetka.
Spojrzałam na Edwarda. Miał markotną minę, ale wiedział, że musi im powiedzieć. - Chodźcie, dziewczyny - westchnął. Puściłam jego rękę. Teraz wypada dać im prywatności.
-Idźcie do ciebie, Edwardzie. Ja się spakuję - pocałowałam lekko chłopaka, aby dodać mu otuchy, pogłaskałam go po policzku. - Kocham cię, Edwardzie. - powiedziałam i wycofałam się do pokoju. Wyjęłam spod łóżka torbę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Same jeansy, koszulki i trampki. Nic co by się nadawało na dziewczynę księcia. Westchnęłam, schowałam twarz w dłonie i pokręciłam głową. Mój Edward. Dla niego zrobiłabym wszystko. Mogę założyć nawet sukienkę i szpilki. Oby tylko on był szczęśliwy i nie wstydził się swojej dziewczyny przed innymi. Bo wiadome jest to, iż mój facet jest osobą publiczną, a kimże ja jestem? Córką państwa Swan, którzy prowadzą hodowlę koni... Ale... Miałam jedną sukienkę, tę co się podarła, gdy tańczyłam z Jasperem. Nie chcieli jej przyjąć to musiałam ją kupić. Zszyłam ją jako tako, ale nie wiem czy się nadawała... Granatowa, krótsza z przodu, dłuższa z tyłu. Przedarła sie na zamku błyskawicznym. Trochę go widać, ale... z daleka jednak nie. Sięgnęłam ją z pudła na dnie szafy. Do niej miałam złote szpileczki z paskami... ale paski ucierpiały, gdy chciałam je zawiązać drugi raz... Uch, to bez sensu brać sukienkę bez butów...
Spakowałam to co miałam do spakowania i usiadłam na swoim łóżku. Trzymałam i badałam opuszkami palców fakturę tiulowej spódnicy. Westchnęłam, a w tym samym czasie weszły Alice i Rose. Podeszły do mnie i mnie przytuliły. A więc już wiedzą...
- Jedziecie z nami? - spytałam cicho. Kiwnęły zgodnie głowami. Rose wzięła moją sukienkę w dłonie.
- Jest śliczna, Bell - uśmiechnęła się lekko do mnie.
- Dlaczego jej nie nosisz? - spytała Alice odrywając głowę od mojego ramienia.
- Zniszczyłam do niej buty... - wzruszyłam ramionami.
- Pożyczę ci jakieś - przytuliły mnie jeszcze raz, a te słowa wypowiedziała Alice. Byłyśmy podobnej budowy, więc stopy miałyśmy chyba w tym samym rozmiarze.
- Jesteście kochane. Oby dwie - kołysałyśmy się trochę. - To co, pomóc wam się spakować? - myślałam, że nawet mimo takiej sytuacji zerwą się na równe nogi i zaczną biegać po pokoju.... ale znów kiwnęły głową i spokojnie zaczęły zabierać swoje rzeczy. Spakowałam tylko tę sukienkę i wyszłam z torbą z pokoju. Na korytarzu spotkałam Edwarda.
- Hej - przytuliliśmy się. - I jak rozmowa? - spytałam delikatnie.
- Nie było łatwo - westchnął. Poczułam, że obejmuje mnie jeszcze mocniej. - Potrzebuję cię. My cie potrzebujemy...
- Wiem, Edwardzie - pocałowałam go w skroń. - Wiem i będę. Tym razem będę....

___________________________________________________________

Od Wampirka: A wiecie, co dziś jest? Nie wiecie, to ja wam powiem! Ha. Okrągły rok temu poznałam Julkę! Uch, to już rok. I podczas roku tyle się stało, że nie mogę zliczyć, ale niczego nie żałuję. Kocham mojego Julciaka. I wiem, że prawdopodobnie zabije mnie za "Julciaka". Bo Julciak tak, że nie nie lubi moich przezwisk, a dla mnie one są przeurocze. Ale dla mnie dziwne rzeczy są urocze. A rozdział mi się podoba : ) 

Od Inki: *MORDUJĘ ZA JULCIAKA* -.- ona to ma dziwne pomysły... A no więc rok... hah! A to dzisiaj było tak:
-poranna gadka
-poranna kłótnia
-wspominanie minionych kłótni
-olśnienie, że dzisiaj jest już ROK
-olewanie wszystkich i wszystkiego, bo mamy rocznicę
-I chyba jutrzejsze priv będzie o policjancie, co Ryjku?
:D
Dobra. To tam... kochajcie się, rozdział mi się podoba :* mamy nadzieję, że wam też <3


sobota, 1 marca 2014

Rozdział 17 "Komplikacje"

*Edward*

Wręcz kipiałem z radości wiedząc, że Bella wybaczyła mi moje kłamstwo. Choć z drugiej strony to wszystko nauczyło mnie tego, że mogę jej ufać, mam jej zaufanie i nigdy więcej w życiu nie powtórzę swojego błędu. Kocham ją, chce z nią być, zależy mi na tym bardziej niż na swojej osobie zastępcy tronu. Pocałowałem kilkakrotnie jej brzuch, a ona zachichotała. Kocham jej chichot. To jest prawdziwa muzyka dla moich uszu, uch! Po prostu nie potrafię wyrazić w jakichkolwiek słowach moją radość! Wstałem i pocałowałem ją, ostrożnie obejmując ją w talii i wtedy mi zaświtało. 
- Kochanie, dlaczego jesteś w szpitalu? - zapytałem, oparłem się swoim czołem o jej. Uśmiech lekko zszedł jej z twarzy, pogłaskałem kciukiem jej policzek.
- Jak cię dwa dni temu żegnałam... to troszkę się załamałam. Przechodziłam przez ulicę... - głos uwiązł jej w gardle.
- Boże, mój skarbie - pocałowałem jej czoło i przytuliłem ją troszeczkę mocniej. - Nie opuszczę cię już, przyrzekam - przysiągłem jej. - Będziesz już zawsze tylko ze mną.
- Zawsze na zawsze? - spytała z lekkim uśmieszkiem, a ja się zaśmiałem.
- A co, nie wierzysz mi? - pocałowałem ją słodko.
- Wierzę, wierzę. Tylko cię sprawdzam - wiedziałem, że to był żart z jej strony, więc nie przejąłem się tym za bardzo. Nie zostawię jej, już nigdy więcej. 
- Muszę do toalety, poczekasz? - spojrzała na mnie, a ja kiwnąłem głową
-  Jasne - pocałowałem ją w czoło - Będę tu czekał, nigdzie się nie ruszam - usiadłem na jej łóżko. 
- Nawet pozycji nie zmieniaj! - zaczęła się śmiać, a ja tylko wywróciłem oczami. No ale chciałem się przystosować i nie ruszałem się, zostając w tej samej pozycji. Po niecałych pięciu minutach, moja ukochana znów była przy mnie.
- Kiedy cie stąd wypiszą? - spytałem, gdy leżeliśmy na jej łóżku. Bawiłem się jej palcami.
- Jutro rano - opierała głowę na moim ramieniu.
- Nie jesteś senna, królewno? - spytałem troskliwie patrząc na jej powolnie opadające powieki.
- Nie... - mruknęła. - Nie chcę zasnąć.
- Śpij - pocałowałem jej powieki, a na końcu dłoń. - Będę tu z tobą.
- Mój książę - wtuliła się we mnie niczym mała małpeczka i zasnęła. Tak. Jestem jej księciem.

*Bella*

Był to już nowy rok. Chłopaki wciąż pieklili się na Edwarda... ale to przez to, że mnie kochają. Mam nadzieję, że im przejdzie... Rose i Alice przeprosiły moich braci, ale oni nie tak łatwo im wybaczyli jak ja Edwardowi. Choć i tak wiem, że ich miłość do dziewczyn wszystko zmieni, znaczy, że będzie jak dawniej.
Co do Edwarda, już jest sobą. Nie okłamuje mnie, o wszystkim mi mówi, ale... Na uczelni gapi się na niego teraz dwa razy więcej dziewczyn. Ugh, denerwuje mnie to! Dlaczego? Bo wszystkie są ładniejsze ode mnie.
Nie ma dnia, żebym nie patrzyła z mordem na każdą mijaną dziewczynę. Wszystkie są teraz takie... lepkie. Może wyda się to tak, jak wypowiedź każdej zazdrosnej dziewczyny, ale... widzę jak się ślinią na jego widok, jak pożerają go wzrokiem. I jak każda dziewczyna zaczęłam się porównywać. Przecież ta byłaby lepsza... W czym ja niby mam być? Edward i tak zasługuje na lepszą ode mnie... Ja, taka szara myszka, przy księciu. Nie. On mnie kocha. Zawsze zaczynam to powtarzać, gdy zwątpię w jego uczucia.

Poczułam jak zaczął mnie ciągnąć do damskiej łazienki. Zadumana w rozmyślaniach nawet nie byłam tego świadoma! Wepchnął mnie do kabiny, zamknął za sobą drzwi, gdy wszedł za mną, i przyparł do ich wewnętrznej strony.
- Co. Ty. Dziewczyno. Do diaska. Robisz? - zawarczał, pytając i sunąc nosem po mojej szyi. Moje nogi się prawie ugięły. Jego oddech pieścił dogłębnie i rozpalał skórę.
- J-ja? - zająknęłam się. Rozpraszał mnie jego sposób, w który próbował mnie rozluźnić. - Nie wiem, wyjaśnisz mi?
- Patrzysz się za siebie, nie patrzysz na mnie, jesteś smutna i nie odpowiadasz na moje bardzo ważne pytania... -składał mokre pocałunki na moim ramieniu, a ja cicho westchnęłam.
- To... jakie było ostatnie pytanie? - spytałam dość wysokim głosem. Zaczął gładzić mój bok.
- Czy chcesz się ze mną kochać w toalecie? - powiedział całkiem szczerze, a mnie zamurowało. To ja tu robię analizę i porównuję wszystkie mijane dziewczyny ze sobą, a on mi proponuje seks w toalecie. Dopiero teraz wyczułam, że na moje udo napiera jego nabrzmiała erekcja. Zamruczałam gardłowo i spojrzałam mu w oczy.
- Mm, jesteś na mnie gotowy... Ciekawe co cię doprowadziło do takiego stanu? - zastanawiałam się na głos, przygryzając swoją dolną wargę. Edward pchnął biodrami i jęknął.
- No ja nie wiem. Sądzę, że to taka niska, seksowna brunetka, która dziś wygląda na bardzo rozkojarzoną i zamyśloną, jawnie ignorując pytania swojego chłopaka. - wymruczał, ssąc płatek mojego ucha. - No i nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Am, tak, chcę. - uśmiechnęłam się i głaskałam go po karku. Edward zaśmiał się cicho i nakrył moje usta swoimi. Zamruczałam zadowolona i oplotłam go nogami w pasie, a on podtrzymywał mnie za pośladki, masując je. Nie bawiliśmy się teraz w delikatność. Skoro łazienka, to szybki numerek.

~*~

Cokolwiek chciał ze mną zrobić, udało mu się... Jeżeli to w ogóle możliwe, to chciałam go więcej i więcej... Uch, dlaczego wykłady muszą być akurat teraz? Teraz tylko się całowaliśmy napierając na drzwi kabiny. Rozpalił mnie, sukinkot. Ha! I to jeszcze Mój sukinkot.
- Masz zamiar mnie teraz tak porzucić i iść na zajęcia? - spytałam otwierając oczy.
- Tak. Będę tym okrutnym i pozostawię cię w stanie otumanienia samą w łazience - powiedział z sarkazmem. Cmoknął mnie w głowę. - Zostaniemy jeszcze chwilę - położył swoją głowę na moich piersiach. Przeczesałam mu włosy kilka razy zanim już do końca się uspokoiłam. Edward kilka razy całował moje ramię, a po chwili oboje staraliśmy się w miarę ogarnąć. No trzeba jakoś wyglądać, przynajmniej spróbować. Fryzura Edwarda zawsze jest jak "po seksie", ale moja to... Raczej "mam siano na głowie". W końcu się wkurzyłam i wyjęłam z torby jakąś gumkę, którą związałam swoje włosy. Ed zaczął się śmiać.
- Słodko wyglądasz jak się denerwujesz. - pocałował mnie rozbawiony.
- Super, że jestem taka zabawna. - mruknęłam, a on co? Zaczął się jeszcze bardziej chichrać, warknęłam i wyszłam z łazienki, a on po chwili dorównał mi kroku.
- Nie złość się, kochanie. - objął mnie ramieniem. Westchnęłam tylko, stanęłam i dałam mu buziaka.
- Idę na zajęcia, Cullen. - trochę mi zajęło, zamiast Masen musiałam mówić Cullen, ale cóż. To mój Cullen.

*Edward*

Ze śmiechem pocałowałem ją przed salą wykładową. Dziękuję Bogu za te kilka miesięcy, w których mogliśmy poukładać swoje sprawy i naprawić to, co zniszczyły moje kłamstwa. Ale dzięki temu, że Bella jest wspaniałą kobietą, to wszystko się udało.
Drzwi za nią się zamknęły, a ja szedłem na swoje zajęcia, oczywiście spóźniony.
-Panie Cullen, to że ma pan pochodzenie, jakie pan ma, nie usprawiedliwia panu spóźnień - powiedział profesor, lekko karcąc moje zachowanie. Przeprosiłem skinieniem głowy i usiadłem na swoim miejscu w prowizorycznej loży. Wyciągnąłem wielki zeszyt do wszystkiego z kolorowymi zakładkami w oczojebnych kolorach. Z przyzwyczajenia założyłem nogę na nogę i słuchałem kolejnej nudnej gadaniny.
Halo, chcę zostać lekarzem, a nie jakimś... boże, nawet słowa mi braknie na opisanie tego, kim będę po tych wykładach. Eh... no nic, ale żeby być tym lekarzem to muszę słuchać. Ciekawe czy Belli podobałaby się rola doktorka... Cholera, człowieku, ogarnij się! O czym ty myślisz?! Uch, te myśli na wieczór...
W połowie wykładu zadzwonił mi telefon. Cholera do kwadratu...
-Panie Cullen, proszę opuścić salę wykładową - powiedział profesor głosem nieznoszącym sprzeciwu. Pięknie. Wziąłem zeszyt i jeszcze będąc przed drzwiami odebrałem telefon. Wyszedłem i dopiero się odezwałem.
-Słucham? - musiałem szeptać. Przecież obok też są wykłady...
-Edward? - to była mama. - Kochanie, usiądź sobie, co? - poprosiła swoim ciepłym, zatroskanym głosem.
-No... Dobrze - usiadłem na ławce pod ścianą. - Coś się stało? Masz dziwny głos...
-Skarbie... nie jest za dobrze... - aż się zjeżyłem na te słowa. - Tata ma raka...

_______________________________________________________________

Od Wampirka: Cześć. Rozdział jest, nie będę odnosiła się do niektórych wiadomości na czacie, bo trochę to bez sensu :)))))))))) Nie będę się denerwować. My sobie z Julką pisałyśmy i stwierdziłyśmy, że choć nas denerwuje takie pisanie, to nie zawiesimy bloga. Prawda jest taka, że rozdział pojawia się wtedy, kiedy nam pasuje, tak było jest i będzie. Miłego czytania. 

Od Inki: A ja powiem, że mi odbiło i napiszę coś długiego. Nie wiem, czy ktoś to przeczyta, ale to w skrócie coś co mi... nam się przydarzyło i zatytułuję tak:
Kilka dobrych rad na ferie:
-Jedź do najlepszej przyjaciółki i miej gdzieś, że dzieli was 350 km
-Przytulaj się z nią na parkingu i idź z nią do domu
- Poznaj jej siostry, a później idźcie pod pretekstem spaceru do Polo Marketu
-Kupujcie co popadnie, a później przy kasie liczcie ile wam zostanie w portfelu
-Idź z nią do drogerii, poszukaj książki i miej przez nią we łbie seksualną sieczkę
-Potem jedzcie pizzę przed telewizorem i łoskoczcie się na podłodze
-Przytul jej mamę, która cię nie zna, ale cię lubi
-Bij się w nocy ze ścianą ku uciesze przyjaciółki
-A wieczorem następnego dnia idźcie na kręgle i słuchajcie "bardzo trzeźwych panów"

Tak w skrócie wyglądał nasz wspaniały weekend razem :)
Co do notki... miłego czytania ;)

Wampirek - koszula w kratę.
Julka - bez koszuli w kratę. 

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 16 "Mój, nie mój książę"

*Edward*

Moja matka wyrwała mi telefon, bo wszyscy czekali na nasze przybycie w sali balowej. Świetnie, ale co mnie to obchodzi?! Ja chciałem złożyć życzenia mojej ukochanej, pani mojego serca. Jednak nie mogłem, bo co? Bo musiałem wyjść i ujawnić się całemu światu, chociaż tego nie chcę! Nie chcę, rozumiecie?! Teraz nawet nie obchodzi mnie to, iż to mój posrany obowiązek. Pragnę tylko aby Bella mi wybaczyła i była moja, do końca, na zawsze.
Cały wieczór nawet się nie uśmiechnąłem. Wiadomo czemu. Próbowałem sobie wyobrazić po raz kolejny reakcję Belli na tę sytuację. Kocham ją, to marna wymówka, wiem. Ale czy wybaczy mi aż tyle kłamstw? Obmyślałem cały czas plan. Jak by tu zrobić, by Bella mi wybaczyła...? Wydaje mi się, że Rosalie i Alice też nad tym myślały, ale o sobie i braciach Belli. Uch, co za niedorzeczna sytuacja!
Ojciec zaprosił mnie na "scenę", miałem wygłosić przemówienie, a ja całkowicie o nim zapomniałem. Ustawiłem mikrofon i zacząłem nieobecnym tonem głosu, bo jak może być inaczej, gdy nie wiem czy najważniejsza osoba w moim życiu będzie mnie jeszcze chciała?
-Witam wszystkich. - uśmiechnąłem się blado - Święta to wspaniały czas i mam nadzieję, że wszyscy spędzają je ze swoją rodziną, osobami, które kochają, bo tak się powinno je spędzać. Z osobą, która jest najważniejsza dla naszego serca. - powiedziałem już z uczuciem - Mnie niestety nie zostało to dane. Miałem przygotować jakieś przemówienie, ale to by było strasznie sztuczne, a mam już dość kłamstw. - rodzice patrzyli na mnie dziwnie, ale Alice i Rosalie uśmiechały się smutno, wiedząc o co mi chodzi - Być członkiem rodziny królewskiej to prawdziwy zaszczyt, ale i także przekleństwo. Musiałem okłamać ważne dla mnie osoby, wymyślić tożsamość, aby nikt nie wiedział kim jestem naprawdę, bo zapewne wielu z was nie raz minęło mnie na londyńskich ulicach, nie wiedząc, że jestem przyszłym królem i władcą Wielkiej Brytanii. Chciałbym wam uświadomić, że rozpocząłem studia w Stanach Zjednoczonych. Mimo zaistniałej sytuacji, mam zamiar je ukończyć. Nie tylko po to, by mieć wykształcenie. Nie. Otóż... nie wiem, czy to widzisz, Bello, ale jest mi niezmiernie przykro. Właśnie pytałem, czy zdołasz zapomnieć mi to olbrzymie, okrutne kłamstwo. Wiedz, że kłamstwem jednak nie było moje uczucie do ciebie. Kocham cię, to się nie zmieni. Mam nadzieję, że pozwolisz mi dalej trwać przy tobie... - zszedłem, a Alice i Rosalie od razu się do mnie przytuliły. Pocałowałem obie siostry w policzek, podeszli do mnie rodzice z pytającymi minami, wzruszyłem tylko ramionami i pokręciłem smutno głową. Bo co miałem zrobić, powiedzieć, że wcale nie jestem szczęśliwy w te święta, iż czuję się tu jak obcy? Sprawiłbym im przykrość, a tego nie chcę, wystarczające jest to, że ja cierpię, ja i moje siostry zapewne też.

~*~

Było już po balu, ale dziennikarze wciąż czaili się w sali. Bardzo tego nie chciałem. Poszedłem za wielkie drzwi, żeby zadzwonić do Belli. Kurwa, nie odbierała! Pewnie widziała... Na pewno widziała, cały cholerny świat to widział! Warknąłem i usiadłem na fotelu chowając twarz w dłoniach. Ktoś położył mi rękę na ramieniu, spojrzałem w górę. To Alice, a za nią stała Rosalie ze smutną miną i rodzice. Znów zwiesiłem głowę i pokręciłem nią.
-Nie wybaczy mi. - mruknąłem.
-Emmett i Jasper też nie odbierają. - powiedziała Rose, jej głos drżał. Nie, nie pozwolę, żeby moje siostry cierpiały. Ja to ja, ale to moje siostry. Zrobię wszystko, żeby były szczęśliwe. Wstałem z fotela i wziąłem je za ręce i pociągnąłem za sobą.
-Edwardzie, co ty wyczyniasz?! - zawołała za nami matka.
-Piję piwo, którego sobie naważyłem. - odparłem i skręciłem do tylnego wyjścia do ogrodu.
-Co robisz? - spytała Alice nie wiedząc co chcę zrobić.
-Dzwonię. - wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Eleazara.
Godzinę później byliśmy już w prywatnym samolocie. Oczywiście leciał dla mnie za wolno, uch, chcę już tam być i widzieć Bellę. Wstałem i chodziłem nerwowo po pokładzie. W końcu, dla mnie to była wieczność, wylądowaliśmy na lotnisku w Waszyngtonie. Wybiegłem niemal z samolotu, złapaliśmy pierwszą lepszą taksówkę. Kierowca spojrzał na nas i... Zamurowało go! Wywróciłem tylko oczami i podałem, do którego akademika ma lecieć. W końcu się tam dostałem, po dłuższym czasie, bo kurwa oczywiście były korki! Na holu było parę osób, plus jeden wykładowca. Gdy nas zauważyli, znów to samo. Cisza. No ludzie, bez jaj!
-Ja idę do pokoju chłopaków, wy dziewczyn - powiedziałem do sióstr, poszedłem tam, ale ich nie było! Gdy poszedłem do sióstr też nic! Gdzie ich posiało?! Zeszliśmy do holu.
-Widział ktoś Swanów?! - zapytałem głośno. Kilka osób zwróciło na nas wzrok.
-Tu w szpitalu, zaraz obok - powiedziała uprzejma recepcjonistka. Blondynka po czterdziestce.
-Dziękuję - powiedziałem i wybiegliśmy z siostrami z akademika. Dopiero później przed szpitalem zorientowałem się gdzie jestem! Szpital!? Czemu tu?! Coś się stało Belli? Jeżeli tak, nie daruję sobie tego. Byłoby to zbyt ciężkie, aby przeze mnie coś jej się stało...
Zapytałem pielęgniarkę przechodzącą obok, gdzie mogę spodziewać się Belli. Ze zszokowaną miną jąkając się podała mi numer sali, a ja tam pobiegłem.
Alice i Rosalie były ze mną, Emm i Jazz pewnie są z Bellą. Byłem już pod odpowiednią salą. Nie wiedziałem, co zrobić. Zatrzymałem się przed nią. No co ja mam jej powiedzieć, Boże, ja nawet nie wiem w jakim ona jest stanie, dlaczego tu jest, co jej się stało?!
A jeśli zrobiła sobie coś przeze mnie? Ally chyba czyta w myślach, bo od razu mnie przytuliła.
-Dowiemy się, co o tym wszystkim myśleć, gdy tam wejdziemy - powiedziała Rosalie.

*Bella*

Siedziałam w łóżku skulona, okryta szpitalną kołdrą. Nic nie jadłam, więc co chwila zmieniali mi kroplówki. Już wiedziałam co chciał, żebym mu zapomniała... Ale jak mam wybaczyć mu wszystko? Całego jego, którego "wykreował", bo go nie rozpoznano? Na razie nie jestem w stanie nawet o tym myśleć... To zbyt bolesne. Kocham go, oczywiście, że go kocham, ale nasz cały związek jest jakby zmyślony, bo... Bo on był nierzeczywisty. Przecież mógł mi powiedzieć, cholera mógł! Teraz jakby... Tamten Edward zniknął. Był wymyślony i zniknął na zawsze. A ten nowy? Skąd mam wiedzieć, czy nie udawał też swoich uczuć, odczuć, swojego "ja"? Może i wygląd ten sam, ale treść - inna. Wstałam, bo musiałam iść do łazienki. Nie wiem jakim cudem, skoro nic nie jadłam ani nie piłam. Ale wstałam i poszłam do drzwi. Otworzyłam je, a za nimi... Był On.
Moje serce zabiło mocniej. Stał przede mną, ubrany w to, co miał na balu, garnitur z różnymi broszkami, czy jak oni sobie to nazywają. Poczułam okropny ból, nie potrafię określić, co mnie bolało, dosłownie wszystko. Fizycznie, jak i psychicznie. Do moich oczu naszły łzy, co ja mam teraz zrobić.
Spojrzałam na jego twarz, był smutny, to mogę powiedzieć. Oboje nie wiedzieliśmy co mówić. Nawet chyba nie było nic do gadania. Otworzyłam mu drzwi, żeby wszedł. Siku może poczekać...
Wszedł, a ja powiedziałam Alice i Rose, że moi bracia są w kawiarence, poszły w tamtą stronę w pośpiechu, zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę Edwarda.
-Bello, przepraszam...
-Cicho, Edwardzie - powiedziałam starając się nie ronić łez. Wymówienie jego imienia zadało mi ogromny ból. Jakby ktoś rozrywał moje serce. Aż zabolały oba moje nadgarstki. Tylko kochaj, nie kłam. Jasne, cholera, wcale mnie nie kłamał. Mimo wszystko, przyjechał tu, a parę godzin temu widziałam go w telewizorze.
-Masen. - prychnęłam - Chyba całkiem inaczej brzmi twoje nazwisko co, Wasza Wysokość?
-Bello, proszę - słychać było w jego głosie żałość, ból i smutek. - Wierz mi, nie chciałem cię tak okłamać...
-Ale okłamałeś, Edwardzie - łzy odbijały światło szpitalnych lamp. - Czemu mi to zrobiłeś? Aż tak bardzo zależało ci na zabawie? Jak chciałeś się zabawić to... - już spłynęła mi pierwsza łza. - Nie wiem, mogłeś znaleźć sobie jakąś dziwkę pod latarnią, ale nie mnie. Tyle ci o sobie powiedziałam, zaufałam ci, pokochałam. A ja nawet nie znałam twojego nazwiska.
-Chciałem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Cześć, Bello, jestem księciem? Uwierzyłabyś mi wtedy? - spojrzał mi w oczy, żałował, było to widać. Miałam tak wielką ochotę się na niego rzucić, przytulić go. Widziałam także wymalowaną troskę w jego twarzy.
-Skąd wiesz? Nie masz pewności. - starłam łzy z policzka - A tak to nasz cały związek jest jednym, wielkim kłamstwem!
-Proszę, nie mów tak - wydawało się jakby miał się sam rozpłakać. Naprawdę było mi go żal.
-Ale tak jest. Myślałam, że opieramy go na prawdzie... a prawdą było tylko twoje imię...
-Ale też i uczucia - przerwał mi w trakcie. - Nie rozumiesz Bello, że cię kocham? To była prawda. Zakochałem się w tobie i nie zmieniło sie to do dziś. W tej sprawie nawet nie śmiałbym kłamać... - klęknął przede mną, moje ciało zrobiło to automatycznie. Przeczesałam jego włosy, położył głowę na moim brzuchu, a ja się do niego przytuliłam.
-Co ci się stało? Dlaczego tu jesteś?
-Chciałem te święta spędzić z tobą, by ci to wszystko wynagrodzić. Wybacz, gdyż nie mam dla ciebie prezentu...
-Ty jesteś moim prezentem - uśmiechnęłam się delikatnie. - Bardzo się cieszę, że przyjechałeś - szepnęłam. Głaskałam jego policzek. Naprawdę mnie kochał... Czułam to, widziałam w jego oczach. - Wstań, proszę - poprosiłam.
-Chciałbym, najdroższa, ale pozwól, że będę ci się kłaniał, dopóki me kolana nie będą zdarte...
-Przesadzasz już z tą książęcą gadką - zaśmiałam sie i sama przed nim klęknęłam. - Kocham cię - patrzyłam mu w oczy i przeczesywałam jego włosy. - Wiedz, że możesz mi mówić zawsze szczerą prawdę.
-Od teraz będę, przyrzekam. Kocham cię, królewno...

___________________________________________________

Od Inki:
Z tego rozdziału jestem zadowolona :) cieszę się, że jest tak szybko skończony. Miłego czytania <3

Wampirek: 
No to się nam Julcia rozpisała, nie no, ja też jestem zadowolona i to bardzo. Myślę, że nam wyszedł i jest jednym z najlepszych. Miłego czytania.

Pozdrawiamy
Inka i 
Wampirek. 

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 15 "Otwórz oczy, weź oddech"

*Edward*

To było strasznie ciężkie, oderwać się od Belli ze świadomością, że nie zobaczę jej tak długo. I to jeszcze w święta, najgorsze święta w moim życiu. Ale jest coś bardziej dołującego, a mianowicie to, że zanim wrócę do USA, do Belli, to wszystko wyjdzie na jaw. Wszyscy dowiedzą się kim jestem, dowiedzą się prawdy. Skąd mam wiedzieć, czy Bella mi to wybaczy? Tyle razy ją kłamałem, właściwie cała moja przeszłość, o której jej mówiłem to jedna wielka ściema!
Dolatywaliśmy już do Anglii, a moje serce bolało z każdym kilometrem. Moje myśli zajęło to, czy w ogóle sens byłoby wracać do Stanów... Nie. Nie mogę tak myśleć. Kocham Bellę i będę się starał ją odzyskać za wszelką cenę. Nie chcę i nie stracę jej. Zabrałem swoje podręczne rzeczy i wyszedłem na płytę lotniska.
Nie było ani reporterów, ani innych hien; lecieliśmy nocą i nikt nie był, oprócz obsługi lotniska, poinformowany o jakimkolwiek przylocie. Z neutralnym wyrazem twarzy ruszyłem do podstawionego samochodu; usiadłem na przednim miejscu pasażera. Kiedy auto ruszyło patrzyłem się w szybę opierając łokieć o drzwi, a dłonią podtrzymywałem się za szczękę. Dziwnie patrzyło mi się na mijane przez nas rozświetlone ulice Londynu. Przywykłem już do Waszyngtonu. Wszystko wydawało się takie... nowe, ale i kiedyś widziane. Jak efekt deja vu. Droga do Buckingham trochę zajęła, ale była jak dla mnie zdecydowanie za krótka.
Alice i Rosalie też milczały, co było do nich tak bardzo niepodobne. Tęskniły; tak jak ja. Wiem, nie powinienem się nad sobą tak użalać, ale nie potrafię inaczej, nawet nie próbuję. Zresztą użalam się tylko w myślach. 
Byliśmy już w domu, witaliśmy się z rodzicami, a mimo to... Czułem się tu jak cudzoziemiec, jak obcy, który tu wtargnął i nie może uciec. Czułem się tak jakby mój dom znajdował się w Waszyngtonie, bo tam była Bella, była tam beze mnie; co jest złe. Jej miejsce jest przy mnie.

~*~

Dzwoniłem już po raz setny do Belli, nie odbierała. Złościła się o coś? Taa, zaraz się dopiero nazłości... Byliśmy już przed salą balową, panował miły świąteczny nastrój, ale tylko na sali, bo na pewno nie w moim sercu. W tym czasie najbardziej odczuwałem Jej brak... Dlaczego nie mogła być przy mnie? Właśnie?! Czemu ja jej nie zabrałem!? Ach... racja, nie uwierzyłaby mi...

-2 minuty - powiedziała nasza mama. Stałem po środku, a obok nie po bokach Alice i Rosalie. Szykowałem się na to co będzie później...

*Bella*

Obudziłam się gwałtownie siadając na łóżku. To było straszne... śniłam, że... potrąciło mnie auto. Kurwa, to nie sen! Byłam na białej, pedantycznie wysprzątanej sali szpitalnej. Rozejrzałam się nerwowo i miałam ochotę wyrwać wenflon, który wadził na mojej dłoni. Jęknęłam cicho, bo odczułam ból w prawej kostce. Tak na marginesie, gdzie jest mój telefon!? Przesunęłam się powoli na brzeg łóżka i zajrzałam do szafki nocnej koło posłania. Otwarłam i... Był! Spojrzałam na wyświetlacz... Wow, byłam nieprzytomna jeden dzień i mam ponad sto nieodebranych połączeń od Edwarda. I zabolało, tak okropnie, bo uświadomiłam sobie, że go ze mną nie ma. Wybrałam jego numer.
-Halo? - usłyszałam jego zatroskany ciepły baryton. - Bello, nic ci nie jest?
-Hej, nie nic - skłamałam, ale co z tego? Nie czułam się już źle. Dzięki niemu nie.
-Dlaczego nie odbierałaś? Strasznie się o ciebie zamartwiałem! - słychać było jego lekkie zdenerwowanie.
-Przepraszam, Edwardzie. Zgubiłam ładowarkę do telefonu... - och, serio? Tylko tyle jesteś w stanie wymyślić?! Brawo, Swan...
-Zawsze masz ją pod materacem - wyczuwałam, że się uśmiecha. Nie musi wiedzieć o wypadku...
-Edwardzie, już czas... - usłyszałam w oddali z telefonu. Ktoś mówił do Edwarda.

-Bello.... - westchnął. - Pamiętasz mój tatuaż, prawda?
-Tak - ba, jak mogłam go nie pamiętać.
-Ile jesteś mi w stanie zapomnieć?
-To zależy o co pytasz.
-Ale odpowiedz, proszę, tak jak rozumiesz pytanie.
-Kocham cię, a miłość... - przerwano mi wpół słowa, bo ktoś wyrwał telefon z ręki Edwarda. Kurwa?! Oddajcie mi go! Rozłączyłam się, a łzy zapełniły moje oczy. Położyłam telefon na łóżko, w tej chwili do sali wszedł Emmett i Jasper. 
-Bella, obudziłaś się, mała! - misiek mnie przytulił, - Ale mi stracha napędziłaś! - pocałował mnie w policzek, a potem Jasper zrobił to samo. Ogólnie nic poważnego mi nie było, lekki wstrząs mózgu i parę mocnych obić i ta nieszczęsna, skręcona kostka. 
Moją głowę cały czas zaprzątały myśli. O co chodziło Edwardowi? No bo, co ja mam mu wybaczyć, jest mi z nim wspaniale, tak bardzo za nim tęsknię, chcę aby był już przy mnie, czy to tak wiele?

~*~

Pod wieczór włączyliśmy telewizor. Mieli pokazywać rodzeństwo Cullenów. To głupie, że robią z tego taką aferę, bo ludzie to ludzie. Eh...
Przynieśli mi czekoladę. Mówiłam, że ich kocham? Hah, bardzo... Ale i tak Edwarda bardziej. Z tego co się dowiedziałam dzisiaj był pierwszy dzień świąt. Prezenty były w akademiku, a Emmettowi i Jasperowi nie chciało się iść po nie i mnie zostawiać. Wolałam z nimi spędzić ten dzień. Szkoda, że nawet nie złożyłam życzeń Edwardowi... Chciałam, ale nie zdążyłam, bo wyrwano mu telefon, ciekawe kto to zrobił. Mam nadzieję, że wróci jak najszybciej. 
Emmett włączył odpowiedni kanał, nawet nie spojrzałam na telewizor i wyszłam z łóżka.
-Idę do toalety - powoli człapałam w odpowiednim kierunku, dopiero zaczynałam odczuwać jak wszystko mnie boli i czuję się jak staruszka, która ma problemy ze... wszystkim! Załatwiłam się, umyłam ręce, trochę czasu mi to zajęło przez moje chwilowe nieudolności. Wyszłam z łazienki, a moi bracia siedzieli jak wryci gapiąc się w telewizor.

-Ej! - machałam im przed oczami. Dopiero później w telewizorze rozbrzmiało nazwisko "Cullen". Odwróciłam się ciekawa..... I musiałam wręcz usiąść na łóżku. Były tam Rosalie i Alice.... Ale nie Mason, tylko... mówili o nich Cullen! A obok nich miedzianowłosy przystojny, młody chłopak... Nawet nie musiałam patrzeć na jego twarz. Od razu wiedziałam, że to Mój Edward...

______________________________________________________

Od Wampirka: Cześć, rozwodziłabym się jak to jest mi przykro, że nie było tak długo notki, ale... Nie jest mi przykro, napisałyśmy rozdział tak aby nam się podobał i w takim czasie jaki nam odpowiadał, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ja jestem z niego zadowolona, chodź jest krótki, sądzę, że wyszedł nam dobrze. Och, mam nowego bloga. Zapraszam, 
http://niewolnicy-wyspy.blogspot.com/
A teraz idę pisać NN na AYC :D

Od Inki: Dużo nie napiszę, bo... bo i tak mnie hejtujecie. Przepraszam tylko za moją reakcję na waszą presję. Notka wyszła teraz i się z tego cieszę, tak, jak Kinia. Dziękuję i miłego weekendu.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 14 "Tuż przed balem"

*Bella*

Edward, Rose i Alice dowiedzieli się, że na święta mają wracać do domu. Zasmuciła mnie ta wieść, gdyż myślałam, że te święta spędzę z Edwardem, będziemy oglądać Kevina w telewizji w świątecznych czapkach, nie będziemy w ogóle wychodzić z łóżka... Ale to już zachowam dla siebie, co byśmy tam robili. Nie chcę mu nawet tego mówić, bo on jest cały czas wszędzie, ale nie ze mną. 
Teraz to on już ogólnie nie ma dla mnie czasu. Boję się, że mnie unika... Mimo jego zapewnień, zaczynam obawiać się tego, że... To co jest między nami się zerwie. Spędzamy razem mało czasu, strasznie mnie to smuci. Nie chcę go stracić. Mam wrażenie, że się od siebie oddalamy. Ba, to chyba nawet nie jest wrażenie, to prawda. Alice i Rose starają się spędzić z moimi braćmi jak najwięcej czasu. Zawsze mam złudną nadzieję, że jest z nimi Edward, aby odwiedzić mnie. Nigdy go nie było. Jego siostry mówią, że jest zajęty, że chciałby, ale nie może. Tak jasne! Nawet noce spędzamy osobno, cieszę się gdy zobaczę go choć na chwilę na korytarzu. On raczy na mnie spojrzeć, rzuci szybkie "cześć", spuści głowę i idzie dalej. A ja płaczę. Zawsze płaczę. Tęsknię. Czy to, kurwa, tak ciężko zrozumieć? Mógł mi od razu powiedzieć, że "to" już się wypaliło. Że chciał mnie tylko przelecieć i puścić bokiem. Zero kłamstw... Czy jego bawienie się moim tatuażem oznaczało, że mnie okłamywał? A jego "Wybacz mi" oznaczało, że mam mu wybaczyć jego zabawę mną? Nic już nie rozumiałam... Czy znów zostałam wykorzystana? Ale co z jego pieprzonymi zapewnieniami?! Kochał mnie? Naprawdę mnie kochał, czy kłamał? Pogubiłam się już... Przecież wie ile dla mnie znaczy, wie że zostałam już raz tak zraniona, nie jest takim chamem, aby mi to zrobić. Więc może już mnie nie kocha, ale nie wie jak to oznajmić?
Za dużo myślę, wszystko przypomina mi o Edwardzie. Chcę go poczuć koło siebie, aby mnie przytulił, proszę. Miałam dziś występ z Emmettem, ale olałam to. Poszłam pod drzwi pokoju Edwarda, zapukałam w nie cicho. Nie usłyszałam odpowiedzi. Westchnęłam ze smutkiem i spuściłam głowę. Nie otworzy...
Ale mimo moich wątpliwości, klamka zadrżała. Otworzył mi. Wyglądał strasznie. Był nie ogolony, zmęczony, niewyspany.
-Edwardzie... - szepnęłam i wtuliłam się w niego bez słowa. Tak bardzo potrzebowałam jego ciepła. Objął mnie leniwie ramionami, a głowę położył na moim ramieniu. Przeczesałam jego włosy.Tęskniłam także za tymi gestami, byłam tak bardzo zdezorientowana, nie wiedziałam co się dzieje, czemu tak się dzieje. Weszliśmy do jego pokoju, spojrzałam mu w oczy, a dłoń położyłam na jego policzku. -Edwardzie, kochanie co się dzieje? - zapytałam ze łzami w oczach.

*Edward*

Co miałem jej powiedzieć? Że jestem wycieńczony swoimi kłamstwami? Że się rozstaniemy? Wiem, że tak będzie. Nawet tak dobra dziewczyna jak ona mi nie wybaczy.
-Jestem zmęczony, skarbie... - szepnąłem kładąc czoło do jej czoła. -Chciałbym cię serdecznie przeprosić za to, co się działo w ostatnim czasie. Zachowywałem się niestosownie wobec ciebie.
-Strasznie za tobą tęsknię, nie chcę abyś tak mnie traktował. Mijaliśmy się, rzadko kiedy nawet na mnie spojrzałeś, chcesz odejść? - zapytała mnie, jej głos drżał, widać, że się tego bała - Jeśli tak to... To mi powiedz, ale nie ignoruj mnie tak... - odwróciła wzrok, a po jej policzkach leciały łzy. Scałowałem je. Czułem się jak kompletna świnia, jak ja tak mogłem ją potraktować?! Przecież ja ją kocham, nie powinienem, jestem idiotą, nie zasługuję na nią. Za te kłamstwa, za wszystko!
-Przepraszam, Bell - szepnąłem przyciągając ją jeszcze bardziej do siebie. - Nie płacz, słoneczko, kocham cię. Nie chcę cię ani stracić, ani opuścić. Jesteś dla mnie wszystkim, kocham cię, słyszysz? - odgarnąłem jej piękne loki za ucho. Przejechałem kciukiem po jej ustach i złożyłem na nich czuły pocałunek. Wpiła się w moje usta, wtuliła się we mnie tak jakbym miał jej zostać odebrany i bałem się,  że właśnie tak się stanie, że ją stracę przez siebie, przez własną głupotę. Tak, wiem, że się powtarzam, ale co z tego?! Strasznie ją kocham, boję się tego co nadejdzie. W tej chwili nienawidzę swojego pochodzenia bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bo mogę przez to stracić ukochaną osobę.
Usiadłem na łóżku sadzając ją sobie na kolanach, głaskałem jej plecy, znów scałowałem jej łzy, nadal płakała.
-Kocham cię, Edwardzie - szepnęła w moje usta. Zakołysałem nami delikatnie, a ona położyła głowę na moim ramieniu. Położyłem się z nią tak i masowałem jej całe ciało. Spojrzała mi w oczy, a ja uśmiechnąłem się delikatnie. -Wyglądasz okropnie - wygarnęła mi.
-Wiem, kocie - westchnąłem. - Ciężko mi, nie śpię ostatnio, nie jadam...
-Dlaczego? - spytała jeszcze zanim zdążyłem dokończyć. Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Chciałem powiedzieć, że się boję, gdyż zaraz dowie się całej prawdy, ale już za późno, a nie chcę jej ranić jeszcze bardziej.
-Po prostu mam dużo na głowie - westchnąłem - I jeszcze ten wyjazd do Anglii, chciałbym zostać z tobą na święta, kochanie. Postaram się wrócić jak najszybciej, dobrze? - spojrzałem w jej piękne oczy. Pokiwała smutno głową i pociągnęła nosem.
-Będę tęsknić - mruknęła chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
-Ja też, Bells. Wrócę... - ... jeśli ty nadal będziesz mnie chciała.

*Bella*

I dziś był ten cholerny dzień pożegnań. Nienawidzę ich... Najtrudniej było mi puścić Edwarda. Nie wiedziałam jak sobie bez niego poradzę... Byliśmy na lotnisku, w hali odlotów; już zaraz miał przejść przez bramkę. Wtulałam się w niego mocno, a on nami lekko kołysał i nucił coś pod nosem, gdy ja płakałam. To okropne, najgorsza chwila w moim życiu. Chciałabym aby już wracał, nigdy nie odchodził! Zapłakałam głośniej, tak mażę się jak dzieciak wiem, ale to ciężkie. Puścić go z wiedzą, że nie ujrzę go przez tak długi okres czasu. Z głośników dobiegł ponaglający głos. Musiałam go puścić. Poczułam dłoń Emmetta na swoim ramieniu. On i Jasper nie okazywali tego jak bardzo są smutni, ja tak.
Spojrzałam Edwardowi w oczy, a on się pochylił i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Muszę iść - szepnął przygryzając moją dolną wargę. Pokiwałam głową i puściłam go, co jest równe z tym, że zaczęłam głośno szlochać. Emmett mnie do siebie przytulił i stąd zabrał. Widziałam jak ich samolot odlatuje. Pociągnęłam nosem i wyrwałam się bratu. Wyszłam z sali i wybiegłam na ulice miasta. Założyłam na uszy słuchawki puszczając głośno muzykę. Szłam płacząc i mając w dupie, czy inni ludzie widzą moje łzy. Weszłam na pasy.
Poczułam ból, a potem ciemność.
_______________________________

Od Inki:
Wow, już rok, co nie? Osobiście znam tego bloga 11 miesięcy, ale ..... te szczegóły xD Ech... Nie wiem co napisać... Sto lat? Choć i tak wiem, że blog stówy nie dożyje, z wiadomego "postępu cywilizacyjnego" ;) Mnie dziękować ani nic z tych rzeczy nie musicie, gdyż ja tylko dokańczam :) Jednocześnie i bloga i paczkę chipsów, która leży obok mnie :D Prawdziwe brawka dla Kini i Amandy :)

Od Wampirka: 
Się wzruszyłam, Julka. Serio, ranisz moje serce? Jesz chipsy beze mnie? Super, wielkie propsy dla ciebie. Szalona. Ech, rok. Urodziny i takie tam różne xD Nie wiem, co napisać, aby nie wyszło, że jest oklepane, ech :C Dziękujemy za komentarze, za to, że nas odwiedzacie, za to, że w ogóle Was mam :) Jako prezent miała być piosenka nagrana przeze mnie i Julkę, ale się nie wyrobiłam, tak ja ;-;
Więc tak... :

Poprosiłam Rosę o udzielenie się i oto słowo od niej:
"Powiedzmy szczerze. Nie wiem co napisać. Poproszę oscara z czekolady...albo małego chłopca. Jednak poproszę tej czekolady bo mi odwala... demoralizują mnie koleżanki wiec... wracając do tematu. Minął już rok. Zaczęłam coś z Wampirkiem.. ale nie skończyłam. Zawiodłam , ale się ciesze. Nie napisałabym tego tak dobrze jak one... *czyta z kartki ostrożnie patrząc na wampirka który trzyma jej spluwę przy głowie. * a tak na serio to rozdziałów powinno być więcej. Mam nadzieje ze to sie zmieni niedługo. Pozdrawiam czytelników i prowadzące bloga. Nie zawiedźcie nas! A teraz prosze o czekolade i zapraszam na swoje wypociny. Ace takze. Adios ! ^-^ '
Aw!" ~ to by było na tyle od Amandy.

A teraz prezent od nas, nasze prywatne opowiadanie. Moje z Julką, takie na skypie, z podziałem na role. 

KLIK

piątek, 20 września 2013

Rozdział 13 "Nie zatrzymamy czasu"

*Bella*

Czas mijał, było wspaniale. Nikt się już tak bardzo nie czepiał Edwarda.... Albo wyłączył telefon, to też jest możliwe. Więc Emmett i Rose... Alice i Jasper.... Ja i Edward... Wiem, że to głupie, ale zaczęłam myśleć, jak moje imię brzmi z jego nazwiskiem. Isabella Mason... Boże, Bella jesteś dziecinna. Zachowujesz się jak księżniczka, która znalazła księcia... Skąd wiesz, że cię nie zostawi? Z facetami nigdy nic nie wiadomo, ale z nami, kobietami, też nie tak łatwo, prawda? Prawda. Mimo to mam nadzieję, że ja i Edward to tak na poważnie; na zawsze. Wiem, to głupie marzenia, ale czasami nawet marzenia się spełniają. Trzeba tylko naprawdę mocno chcieć; tak jak ja, chcę Edwarda i jego miłości. 
Mimo tego, że żyło nam się naprawdę świetnie to Edward był ostatnio jakiś przybity. Właśnie teraz siedzieliśmy wszyscy, całą grupą; Emmett z Rosalie, Jasper z Alice i ja z Edwardem, w jednym z pokoi. Ally skakała po kanałach, bo dziś, niestety, to ona dzierżyła władzę nad pilotem. Zatrzymała się na wiadomościach. 
-Super, dowiemy się co dzieje się w wielkim świecie - zaśmiała się
-Wojny... - powiedział Jasper
-Kataklizmy... - dodał Emmett
-Kłótnie... - znów Jazz. 
-Spory polityczne... - ponownie Emm. 
-Wypadki... - oni się chyba przeliczają. 
-Morderstwa... - ech, tak, robią to. 
-Różne religie... - kiedy to się skończy? 
-Gangi... - muszę chyba interweniować. 
-Idioci... - tak muszę. 
-A my siedzimy w akademiku, przekaz jasny - mruknęłam do braci, a oni wymamrotali pod nosem, że jestem "nadwrażliwa" i się zamknęli. Tak na marginesie, wcale nie jestem nadwrażliwa. Tak, jesteś. Może trochę! Nie kłóć się sama ze sobą, to nienormalne... Jak przestanę do siebie mówić, kłótni nie będzie Auć... Zraniłaś mnie... Zamknę się w sobie i zobaczysz... A idź w cholerę!
-Bella?! - potrząsnął mną lekko Emmett. - Patrz, ten twój książę zaraz będzie - zaśmiał się.
-Mój książę jest tu - przytuliłam się do boku Edwarda. Boże... Powiedziałam to na głos? Ugh, życie jest niesprawiedliwe. Ale jak on może mnie nazywać swoją księżniczką, to czemu nie może być dla mnie księciem on? Haha, tę rundę ja wygrałam!
Edward przytulił mnie do siebie i głaskał po ramieniu.
-No... Ale ja to pamiętam gdy Bella była mała i mówiła, że zostanie królową - zaśmiał się Jasper. Zarumieniłam się wściekle.
-Byłam dzieckiem, daj spokój... - warknęłam i rzuciłam w brata poduszką, a on zaczął się śmiać. Jaką ja mam wredną rodzinę!
-A o co chodzi z tym "Ten twój książę zaraz będzie"? - wtrąciła się jak na razie, do teraz, milcząca Rosalie. No nie! Serio? Czy oni muszą ciągnąć ten cholerny temat?!
-Chodzi o to... - zaczął Emmett. - Że: dzisiaj ma być dokładnie powiedziane, kiedy ta cała rodzina królewska pokaże się w komplecie. Bella jak się dowiedziała, że ten książę jest w jej wieku to całą pierwszą klasę podstawówki chodziła w stroju księżniczki...
-Bell, co ci jest? - spytała Alice. Okazało się, że trzymana przeze mnie puszka coli eksplodowała pod naciskiem mojej dłoni. Przy okazji zraniłam się porwanym metalem.
-Będą mi teraz te cioty wypominać to co robiłam ponad 15 lat temu! - warknęłam.
-Ale to było słodkie - zaśmiali się moi bracia. O nie... Rzuciłam puszką w Emmetta; wstałam i wyszłam z pokoju. Wiem, że zachowuję się dziecinnie, ale co ja mam robić, kiedy ośmieszają mnie przy Edwardzie!? Patologiczne świnie... Byłam na nich zła, mogli to sobie darować. Jasne może to było dla nich zabawne; dla mnie nie. Robią ze mnie jakąś idiotkę, co z tego, że byłam dzieckiem? Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Włożyłam w uszy słuchawki i puściłam sobie muzykę, strasznie mnie oni wkurwili, muszę się jakoś uspokoić. Leżałam tak słuchając kolejnych utworów, gdy poczułam, że ktoś siada na łóżku i głaszcze moje ramię. Gdy ten ktoś się pochylił poczułam zapach jabłek i mięty; Edward. Pochylił się i pocałował mnie. Ciekawe co on teraz sobie myśli...

*Edward*

Byłem zły. Zły na Emmetta i Jaspera za to, że bawili się we "wspominanie". Owszem, sam często mówię o siostrach "jak to było kiedyś..." Ale nie publicznie.
-Się nagle taka wrażliwa zrobiła - prychnął Emmett. Ten to wie, jak o siostrze dobre słowo powiedzieć... Sam wstałem i do niej poszedłem. Na ślepo strzeliłem, i miałem rację, iż jest w swoim pokoju. Usiadłem na łóżku koło niej, słuchała muzyki, pochyliłem się i musnąłem jej usta swoimi. Gdyby tylko wiedziała, że tej jej książę... Eh, ten z rodziny królewskiej to ja. No i tak, jestem w jej wieku, a ona nawet bez sukni i tych innych pierdół jest moją księżniczką, zawsze będzie; nikt tego nie zmieni. Zdjąłem jej słuchawki, Bell otworzyła oczy, a ja wziąłem jej poranioną dłoń w swoją. Westchnąłem i poszedłem do łazienki po apteczkę, która znajduje się w każdym z pokoi. Opatrzyłem jej dłoń i zabandażowałem, nie rozcięła sobie dużo, ale jednak...
-Bell, kochanie - pogłaskałem ją po policzku - Już okay?
-Nie... - mruknęła wtulając się we mnie, objąłem ją mocno i zakołysałem nami. Zaśmiałem się cicho - No co? - warknęła cicho.
-Nic, Księżniczko - pocałowałem ją czule.
-Nie myśl sobie, że jesteś zabawny - mruknęła. - Nigdy w życiu nie było mi tak wstyd...
-A czemu ma być? - spytałem. - Bell, to tylko zabawa...
-Nie pocieszaj, bo na razie marnie ci idzie - przerwała mi, a ja się zaśmiałem.
-Bell, sam jestem starszym bratem - zauważyłem. - To zabawa, ale nie powinni tak mówić - pocałowałem jej skroń. - Przynajmniej nie przy znajomych - sam bym się zdenerwował, jakby ktoś gadał na przykład "Jakie to Edward miał słodkie policzki, jak był mały..." Popieprzone... Tym bardziej rozumiałem co ona czuje, może było to dziecinne, ale i zrozumiałe.
-Kocham cię, Księżniczko z twoimi wszystkimi młodymi dziwactwami, zresztą może rozkochasz w sobie takiego księcia? - zaśmiałem się przygryzając płatek jej ucha. Och, moja Bello, ty już go w sobie rozkochałaś, nawet nie wiesz jak bardzo. Położyłem głowę na jej ramieniu i muskałem jej usta swoimi - Naprawdę, Bell, nie ma się o co złościć - szepnąłem, znów myślałem co gdy się dowie prawdy... No właśnie. Co? Myślałem nad wieloma możliwościami. Tu zerwanie, tu pobicie, tu gniew jej braci... uch, już mnie skóra boli. Ale na taki los zasługują kłamcy, czyż nie? Nawet jako książęta... Aż poczułem jakby pulsowanie mojego tatuażu.
-Edwardzie? - usłyszałem głos mojego aniołka. Natychmiast zamieniłem się w słuch, by móc spijać każde słowo płynące z jej pełnych ust. - A co... ja się znajdzie inna taka księżniczka? - spytała niemalże z bólem. Mnie samego ukłuła jej teoria. Jak w ogóle mogła tak pomyśleć? Po tylu moich zapewnieniach...
-Bells, mówiłem ci i zawsze będę mówił - powiedziałem poważniej. - Ty będziesz jedyna księżniczką.
-Tak? - spytała z nadzieją kładąc dłoń na moim policzku.
-Tak - potwierdziłem schylając się i całując ją. - Tylko moją...
__________________________________
Od Inki:
Więc..... Więc... No i znowu zapomniałam jak zacząć -.- okej, nie wiem czy ktoś w ogóle czyta "po słowie", ale trzeba się trochę wypisać x3 No więc... to był długi miesiąc, taki w chuj, a ja już byłam chora... No ale dzięki temu macie nowa notkę! Jupi! A teraz wszyscy tańczymy jak zdechłe ryby na piasku. I teraz się zaczynam zastanawiać, jak martwa ryba może tańczyć... Ach, ta moja bystra logika ^^ to teraz... przejdźmy do tego, że nie wiem, co ten rozdział uosabiał, ale tak łanie się nam go pisało, nie Kiniaś? :) I! I dawno nie było żadnej dedykacji, więc... zostawiam to Wampirkowi, bo nie wiem komu to dedykować xD I wcale się nią nie wysługuję :P Uch, ale się nie mogę doczekać, kiedy Edward powie Belli o swoim życiu.... Więc moje wy ludki kochane, sie żegnam, bo trzeba Kindze odpisać :) papa <3

Od Wampirka: 
Stwierdzam, że liceum NIE jest fajne. Mam już masę sprawdzianów, prac i klasówek, naprawdę kompletna masakra :"( Ale środa i czwartek zapowiada się super, bo klasowa wycieczka, ale czas bez Julki :"( No ojej, będziemy musiały jakoś dać radę, ech, rozdział napisałyśmy dziś... I w sumie bardzo fajnie się nam go pisało. Pójdę na łatwiznę i dedyk dla wszystkich, którzy skomentują. A co się będę, c'nie? Ale jestem wymagająca xD
Ech, no to do zobaczyska <3
Kochamy <3

Ciao. 

Goście