niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 7 "Czas wolny..."

*Edward*

Wiem, że życie jest przewrotne, owszem. Jednak nigdy nie przewidywałbym, że będę czuć się tak dobrze. W tej chwili zapomniałem, że jestem przyszłym królem, że mam masę obowiązków, a moja wolność jest tymczasowa. Nie czułem się jak w klatce, mogłem oddychać pełną piersią. Tu i teraz, ze znajomymi, których poznałem dwa dni temu, ale traktuję ich jak przyjaciół. Bez tych głupich barier, bez nazewnictwa mnie "Per Książę". Byłem, tak po prostu. Mogłem się śmiać ile wlezie i nikt mi nie powie, że to niestosowne do sytuacji, bo w tym życiu można robić wszystko znając umiar. W moim życiu wszystko ,mimo że wypełnione przepychem jest minimalistyczne. Tego nie rób, bo nie wypada, to zrobi ktoś za ciebie. A co ja robiłem teraz...? Po prostu stałem z Bellą i śmiałem się z ''łaciatych nóg'' tamtej dziewczyny, która chciała mnie zaciągnąć na szybki numerek. Nie powiem, zdziwiła mnie trochę reakcja Belli. Gdy tamta ze mną gadała wyglądała na zdenerwowaną i zazdrosną. Ale to dobrze, dla mnie. Ty już weź się zdecyduj...Chcesz z nią być, czy nie? No chcę, niby chcę. Ale będę musiał odejść, prawda? A no, prawda. Właśnie tu leży problem. Odejście. Zaserwuję ci nową zasadę, mój książę. Ciesz się chwilą. Tak, chyba masz rację.
Spojrzałem na dziewczynę, która ze śmiechu zwinęła się w pół i trzymała za brzuch. Podszedłem do niej i przyciągnąłem jej plecy do swojej klatki piersiowej. Schowałem twarz w jej włosach i nadal cicho chichotałem. Ona odwróciła głowę tak, że oparła policzek o mój tors.Owinąłem ręce wokół jej talii. 
-Ej, gołąbki z czego tak się rechtacie...? - zapytał Emmett. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. 
-Gołębie nie rechtają, zdecyduj się Emmett o czym gadasz. O gołębiach, czy o żabach...-powiedziałem stanowczym i poważnym głosem. Moje siostry i Jasper zdusili wybuch śmiechu, a Bella schowała twarz w zagłębieniu pod moją pachą i chyba dławiła się nie mogąc tego śmiechu powstrzymać. Pogłaskałem ją po plecach. 
-Oddychaj...-szepnąłem jej do ucha i znów spojrzałem na jej misiowatego braciszka. Emmett stał oniemiały i się na mnie gapił.
-Emmett, nie gap się tak na mnie...-poprosiłem - Czuję się niekomfortowo...
-A ja zaczynam być zazdrosna...-fuknęła żartobliwie Rosalie. Zapanowała cisza, a po chwili wszyscy, oprócz Emmett, niekontrolowanie się śmiali. Misiek patrzył na nasz i otworzył buzię chcąc coś powiedzieć, ale co chwila ją zamykał. Może muchy łapie. Może, kto go tam wie? W końcu to Emmett Swan. 
-Wiecie co ja wam powiem...? - w końcu zabrał głos - Dorośnijcie, ludzie...! - jego komentarz spowodował jeszcze więcej radości. No proszę! I kto to mówi. 
-Tak, tak...Emciu...Popatrz w przeszłość na swoje wybryki...-poklepał go po plecach Jasper. 
-Nie oglądaj się za siebie, bo ci z przodu ktoś przyjebie. - skwitował - Znasz to, Jazzie? Zmieniłem się! - Bella wyjrzała zza mojego ramienia i zerknęła na Emmetta.
-Misiu - powiedziała słodko - Ty te mądrości zostaw dla siebie i swojego potomstwa. 
Rosalie podeszła do Emmetta i go przytuliła. 
-No zostawcie go już. Jest uroczy taki jaki jest...-mruknęła i go cmoknęła w polika. Emmett wyszczerzył się i wziął Ross na ręce. Trzeba będzie z nimi niedługo pogadać na temat moich sióstr. Tak, zdecydowanie tak.
Gdy się w miarę ogarnęliśmy poszliśmy w stronę fontanny i na niej usiedliśmy.  Wszyscy siedzieliśmy w parach, w jakiś odległościach od siebie, aby mieć trochę prywatności. Bella siedziała mocząc nogi w wodzie, a głowę opierała na moim ramieniu. Złapałem jej dłoń w swoją i kciukiem głaskałem jej wierzch. Brązowooka uśmiechnęła się do mnie lekko. Cmoknąłem ją żartobliwie w nos. 
-Wiesz...-mruknęła - Zazwyczaj nie całuję chłopaków po paru godzinach znajomości. Złamałam przez ciebie swoją zasadę. 
-Mam uciekać...? - mruknąłem patrząc na nią niewinnie. Chodziło jej o ten pocałunek w klubie "Rec". 
-Nie, nic z tych rzeczy...-ścisnęła moją dłoń mocniej - Lubię cię...Znaczy...Da się z tobą wytrzymać...-poprawiła się. 
-Ja też cię lubię...Znaczy...Też mogę z tobą wytrzymać...-sprostowałem. Bella wyjęła stopy z wody i wpakowała się na moje kolana. Oparła policzek o mój tors. Przytuliłem ją. 

*Bella*

Boże widzisz i nie grzmisz. Szlag by trafił! Cholera by to wzięła! I wszystko inne na raz. Ja po prostu nie umiałam trzymać się od niego z daleka. A postanowiłam sobie, że zwolnię, ale nie...! On mi tu wyskakuje z przytulaniem, małymi pocałunkami w poliki, słodkimi słówkami, a teraz jeszcze powiedział, że mnie lubi! Że cię lubi, a nie kocha, weź się ogarnij! Pieprzyć to! Lubi, kocha...Mniejsza z tym. Zresztą nie może mnie kochać po dwóch dniach. Po prostu...Pozwolę aby sytuacja się toczyła sama, swoim tempem. Nie będę sobie niczego zabraniać, w umiarach oczywiście.
Westchnęłam i cmoknęłam go w brodę. Edward uśmiechnął się i spojrzał na mnie, przygryzłam dolną wargę. Miedzianowłosy pochylił się i przejechał swoim nosem pieszczotliwie po moim policzku, odwróciłam lekko twarz i musnęłam jego usta swoimi. Czułam jak jego wargi wyginają się w uśmiechu. Zaczął delikatnie muskać moje usta swoimi. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtopiłam swoje palce w jego włosy. Edward delikatnie rozchylił moje usta językiem. Poczułam jego oddech w mojej buzi. Westchnęłam i uchyliłam wargi, a jego narząd smaku splótł się z moim. Nasza pieszczota była delikatna, ale mimo to niewyobrażalnie przyjemna. Edward tak ładnie pachniał i smakował. Jęknęłam cicho gdy przygryzł moją dolną wargę, ja w rewanżu zaczęłam skubać jego górną. Czułam na sobie spojrzenie Jaspera i Emmetta i wiedziałam, że pewnie gapią się na nas i szczerzą jak głupi do sera, ale co z tego. Mam 25 lat, jestem na ostatnim roku studiów. I nagle mnie natchnęło...Edward ze swoim rodzeństwem przyjechał do Waszyngtonu na studia, ale przecież uczą się na ostatnim roku. Boże, Bella panikujesz. Może uczyli się na uczelni w swoim mieście, ale na ostatni rok przenieśli się tutaj...? To takie trudne, hello? Tak, pewnie tak było, ale czemu nagle się przenieśli? Może mieli swoje powody? Albo chcieli żyć sami, tak trochę prywatności, bez rodziców? No tak, to logiczne i całkiem prawdopodobne. Takim to oto sposobem rozwiałam swoje wątpliwości i znów moje myśli były tylko zajęte tym wspaniałym pocałunkiem.
Gdy zabrakło nam tlenu. Osz, cholera po co ludziom tlen jak mogą się całować? A więc, gdy zabrakło nam tlenu oderwałam się niechętnie od Edwarda, który był bardzo mądry, a wiecie dlaczego? Wziął powietrze w płuca i znów zaczął muskać moje usta swoimi. Geniusz normalnie. Oh, zamknij się. Całujesz właśnie gorącego Brytyjczyka, a w między czasie dumasz nad sensem oddychania? Gdzie tu logika? Wyszła oknem. To niech wróci drzwiami. Tu nie ma drzwi. A co to psychiatryk? Może. Mam psychiatryk w głowie. Bez drzwi, ale z oknem, toż to wspaniała budowa.
Poczułam jak język Edwarda jeździ po mojej dolnej wardze. Pocałowałam go lekko i cofnęłam trochę. Nasza pozycja wyglądała teraz tak, że siedziałam mu na kolanach z rękami zarzuconymi na jego szyję i patrzyłam w oczy. Edward obejmował mnie w talii i też na mnie patrzył.
-Edwardzie...? - zamruczałam. 
-Hmm...? - spojrzał na mnie z zawadiackim uśmieszkiem. 
-A znasz jakiś paragraf sądowy, który karze za najlepszy pocałunek w życiu...? 

_______________________________________

Witam, witam i o zdrowie pytam!
Bo moje zdrowie jest na skraju załamania psychicznego przez tę pogodę.Mamy zimę za oknem, wszyscy sobie życzenia składają. To ja się zastanawiam, które to święta. : p Masakra jakaś. A miało być globalne ocieplenie. 
Mimo nie sprzyjającej pogody :
ŻYCZĘ WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH! NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI I WAS NIE OPUSZCZA, NA WIEKI WIEKÓW. AMEN. 
 No i jeszcze raz muszę wspomnieć o szablonie, który wykonała Blacky. Jest genialny, bardzo jej dziękuję<3.
Proszę o Wasze komentarze bo to dla mnie bardzo ważne. :) Chcę wiedzieć ile Was ze mną jest ;*

Dziś na tyle, do następnej. 
Pozdrawiam, Wampirek.


 

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 6 "Dziwna rozmowa..."


*Edward*

Bella zeszła z moich pleców dopiero pod naszym celem, to jest przed restauracją z kanapkami i innymi fast foodami. Jak ja dawno nie jadłem czegoś takiego. Aż mi ślinka do ust napływa. Te inne wynalazki, które jem też są dobre, ale naprawdę…W końcu nawet i najlepszy kawior może się znudzić.
Poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię. Spojrzałem lekko w dół, stała koło mnie Bella z uśmiechem na twarzy.
-Jesteś wygodny, z powrotem też ciebie dosiądę…-oznajmiła z uśmieszkiem. Uniosłem brew w pytającym geście.
-Ale zaraz, zaraz…-mruknąłem – Czy nie należy się jakaś zapłata…? – wyszczerzyłem się. Dziewczyna wywróciła oczami, ale zarzuciła mi ręce na szyję abym się do niej pochylił. Przyłożyła swoje usta do mojego polika i cmoknęła z głośnym ‘’mła’’. Zachichotałem i przytuliłem ją do siebie. Okręciłem nas wokół własnej osi. Księżniczka pisnęła i walnęła mnie w ramię. Zatrzymałem się i spojrzałem na nią z powagą.
-Mam udawać, że to mnie bolało…? – zapytałem niewinnie, a ona kiwnęła głową. Puściłem ją i złapałem się za ramię. Syknąłem lekko i się skuliłem. Zacząłem pocierać rękę.
-Ekhm…-mruknęła Bella – Uwierzyłabym ci, gdyby nie to, że pocierasz się w lewe ramię…A ja uderzyłam cię w prawe…
-Umm, ale w tym miałem skurcz…-powiedziałem jękliwie. Dziewczyna wybuchła śmiechem i skierowała się do wejścia knajpy. Zdusiłem parsknięcie i poszedłem za nią. Usiedliśmy przy stoliku, który był już zajmowany przez nasze rodzeństwo, które się do siebie kleiło. Jak romantycznie…Były trzy dwuosobowe sofy przy stoliku. Rzecz jasna mi zostało miejsce koło panny Swan. Ej, nie abym narzekał. W sumie taka kolej rzeczy bardzo mnie zadawala. Nie należę do ludzi marudnych jeśli mam to czego chcę. Twoja logika powala. Wychodzi na to, że jesteś marudny. Jestem księciem…Zawsze miałem to czego chcę. Staram się nie marudzić, nie krytykuj mnie. Czemu tak od razu mnie skreślasz…? Co ja robię…?
Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić z siebie te dziwne, nieprofesjonalne myśli. Nie mogę tak bardzo przyzwyczajać się do spokojnego życia bez większych obowiązków. Będę królem, nie mogę się rozpuścić i zdemoralizować. Oh, to będzie trudne, bo wolność jest dobra. A ja mam swój byt narzucony z góry.
-Edward…-Bella dała mi sójkę w bok – Co tak odleciałeś…? – spojrzała na mnie uważnie. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się łobuzersko. Przyglądała mi się jeszcze chwilę, a potem odwzajemniła uśmiech.
Emmett zamówił sobie chyba całe menu, Jasper podobnie…Alice i Rose wzięły po kanapce z indykiem i sałatce greckiej, Bella podobnie tylko bez sałatki. Ja wziąłem dwie kanapki z indykiem i colę. Przyniesiono nasze zamówienia i zaczęliśmy jeść. Emmett wchłaniał w siebie to wszystko niemożliwie szybko, Jasper dzielił się jedzeniem z Bellą.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ogólnie rzecz biorąc chciałbym częściej tak spędzać czas, z przyjaciółmi.
Zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, Elezar. Alice i Rosalie na mnie spojrzały, uśmiechnąłem się na znak, że wszystko dobrze.
-To Elezar…-wyjaśniłem, chciałem wstać aby pogadać z dala od stolika, ale Bella mnie trzymała. Wcisnąłem więc zieloną słuchawkę.
-Witam, książę, jak minął pierwszy dzień wolności i początek następnego – powiedział ze stoickim spokojem. Westchnąłem, on zawsze jest taki opanowany.
-A witam, witam…Wszystko w jak najlepszym porządku…-powiedziałem na luzie – A co u ciebie?
-Mieszkam w domu, jak najbliżej akademika, na rozkaz pańskich rodziców, Edwardzie…Nowi znajomi są mili…?
-A i owszem…-zaśmiałem się – Poznałem kilku fajnych ludzi…Ogólnie sądzę, że będzie wesoło, ale bez obaw…-powiedziałem już poważniej.
-Cieszę się, korzystaj z wolności, ale pilnuj siostry…-dodał – Jakbym był potrzebny masz mój numer. Do widzenia, Wasza Wysokość. – rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Uśmiechnąłem się do wszystkich łobuzersko. Alice spojrzała na mnie wyczekująco. Wywróciłem oczami.
-Pytał się jak nam minął pierwszy dzień i w ogóle…-powiedziałem, ale teraz znów zadzwonił mój telefon.
-Czego Elezar…? – zapytałem rozbawiony nie patrząc na wyświetlacz.
-To tak się teraz odzywa do matki…? – usłyszałem delikatny głos Esme.
-Wybacz, mamo. Elezar telefonował do mnie przed chwilą, myślałem, iż czegoś zapomniał – wytłumaczyłem spokojnie.
-Ah, nie tłumacz się tak – zachichotała – Jak tam moje córeczki?
-Alice i Rosalie…? – spojrzałem na siostry – Siedzą naprzeciw mnie, jemy śniadanie ze znajomymi – odpowiedziałem wesoło – Pilnuję je, bez obaw.
-Daj mamę…! – krzyknęły razem, podałem im z rozbawieniem telefon. Spojrzałem na swoją colę, szklanka była w ręku Belli, a ona spokojnie sączyła mój napój. Zauważyła, że się jej przyglądam, uśmiechnęła się i włożyła mi naczynie w dłoń, było do połowy opróżnione. Uniosłem brew, Bell uniosła się i cmoknęła mnie w polika.
-…A Edward się całuje…-usłyszałem końcową mowę moich siostrzyczek – No z taką Bellą, mamo. Siostrą Emma i Jazza, oni są fajni. Szkoci, wesoło jest. Nie mamuś nie goło, na razie jest tylko wesoło. – zachichotała Alice – Bez obaw. Jasne. Tak, tak. Masz Edwarda. – oddały mi telefon.
-Z kim się całowałeś? – zapytała od razu mama, zachichotałem.
-Dostałem buziaka w policzek, tylko tyle – westchnąłem – A co tam słychać u ojca, no i w jego sprawach…? – mama zaczęła gadać o najnowszych wieściach z mojego kraju. Co chwila wymrukiwałem ‘’mhm’’, ‘’aha’’ i tym podobne monosylaby. W końcu zakończyłem połączenie.

*Bella*

Rozmowa Edwarda z tym całym Elezarem była taka…Dziwna. Nie zrozumcie mnie źle, ale…Kurczę rozmawiali tak jak szef z pracownikiem, tak ogólnikowo. Nikt nie mógł się w tej rozmowie połapać, nikt z mojej rodziny, bo Ally i Rosie chyba wiedziały o co chodzi i kim jest ten cały Elezar. Bo ich kumplem to na pewno nie był. Rozmowa Edwarda z matką była już bardziej przyswajalna. W sumie…To zaczyna mnie to wszystko ciekawić, lub mam jakąś obsesję na szukanie dziury w całym. Stawiam na twoją obsesję. Ciebie nikt o zdanie nie pytał. Ja jestem tobą. To tym bardziej.
Po jakimś czasie wyszliśmy z lokalu i poszliśmy do parku. Spotkaliśmy ulicznych tancerzy, ja i Emmett zaczęliśmy się bawić z nimi. W pewnym momencie spojrzałam na Edwarda, kleiła się do niego jakaś plastikowa lalka. Wiem, że tak być nie powinno, ale poczułam w sercu ukłucie zazdrości. Edward jest mój, a przynajmniej chcę aby był mój. Zeszłam z ‘’parkietu’’, to jest z kwadratowego kawałka betonu i podeszłam do miedzianowłosego. Ta barbie spojrzała na mnie ostro.
-Zauważyłam go pierwsza, on jest mój, znajdź sobie kogoś innego – wykrzyczała nosowym głosem.
-Oj, ktoś tu ma chyba krzywą przegrodę nosową – zachichotałam, Edward parsknął. Stanęłam koło niego i pocałowałam go w policzek, chłopak objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się triumfalnie do tlenionej laski.  Ona syknęła.
-Czy ty, kurwa, na mnie syknęłaś…? – warknęłam patrząc na nią spod byka.
-Tak, a bo co? – zapiszczała
-Oh, nie piszcz tak bo brzmisz jak papier ścierny! – mruknęłam wywracając oczami. Edward trzymał mnie mocno w talii. No i dobrze, bo jest duże prawdopodobieństwo, że się na nią rzucę. Dziewczyna fuknęła coś pod nosem i odeszła kręcąc przesadnie tyłkiem. Spojrzałam na Edwarda, a ten co…?
-Ej, nie patrz na jej dupę! – powiedziałam lekko urażona.
- Ja nie na to – mruknął rozbawiony – Ona źle się posmarowała samoopalaczem, jest łaciata…-zaśmiał się. Spojrzałam na nogi odchodzącej laski i wybuchłam śmiechem.

___________________________

Cześć i czołem. 
Oddaję Wam rozdział 7, który skończyłam pisać przed chwilą :p 
W końcu święta, a co za tym idzie wolne dni od szkoły :d No, a ja potem egzaminy gimnazjalne : < 
Trochę się ich obawiam, ale mam nadzieję, że będzie dobrze i uzyskam wystarczającą ilość punktów aby iść do liceum. Muszę też trochę oceny z fizyki i chemii podciągnąć.  Ale to po świętach. 
Prince jak widać sondę wygrało, mnie to cieszy. Wolę ten pomysł : ) 
No to na tyle. 
Czekam na komentarze. 

Pozdrawiam, Wampirek. ! 

PS. Nie wiem dlaczego, ale perspektywy Edwarda zawsze wychodzą mi dłuższe, które są lepsze? Bell czy Edka? 

sobota, 23 marca 2013

Sonda

Moi Drodzy. 
Jak wiadomo Rosa odeszła z tego bloga, to przyjęłam ze smutkiem, ale powiedziałam sobie "DAM RADĘ". Jednak dziś stało się coś co sprawiło, że rady nie dam, a mianowicie Rosa oznajmiła mi, że odchodzi także z naszego drugiego bloga http://milosc-jest-nadzieja-na-lepsze.blogspot.com/
Zdziwiło mnie to niesamowicie, ponieważ tamten pomysł na bloga należał do Rosy, ten o księciu po części też. A teraz ona zostawiła mnie z tym sama na głowie. Ja nie należę osób, które mają słomiany zapał, jak coś zaczynam zawsze kończę, ale niestety...Nie wyrobię się. Skasuję jednego bloga, którego pisałam z Rosą, a wy zadecydujcie którego. 

Jeśli mam usunąć http://me-and-my-prince.blogspot.com/ napiszcie to w komentarzu. 
Jeśli mam usunąć http://milosc-jest-nadzieja-na-lepsze.blogspot.com/ napiszcie to w komentarzu.

Ja osobiście powiem, że prince interesuje mnie bardziej, ponieważ milosc jest, moim zdaniem, podobna do Everybody-hurts. 

Przykro mi, że robię coś takiego, ale sama nie dam rady. 
Czekam na Wasze ''głosy''.

Pozdrawiam Wampirek.

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 5 "Szaleństwo..."

*Bella*

Edward patrzył na mnie w skupieniu, ale w końcu nie wytrzymał i wybuchł perlistym śmiechem. Aż zaparło mi dech w piersiach. To wstyd się przyznać, przecież tak krótko go znam, ale jestem całkowicie zauroczona tym mężczyzną. Wiem, że to niekoniecznie dobrze, ale też nie stała się żadna tragedia. Nie spałam z nim, znaczy się spałam, ale...Uhh, między mną, a nim nie doszło do fizycznego zbliżenia, tylko pocałunki. A spać to spałam z nim w jednym łóżku. Teraz wszystko jasno i zrozumiale. No, a przecież nasza drobna pieszczota nie jest zbrodnią. Na Boga! Jesteśmy dorośli. I ja, i on. Nie byliśmy pijani, całowaliśmy się bo obydwoje tego chcieliśmy, ale tak jak obiecałam sobie wcześniej...To się nie powtórzy, bynajmniej nie tak szybko. Może jego urok już opadnie i mi przejdzie...? Spojrzałam na, nadal, śmiejącego się mężczyznę. Nie, nie przejdzie mi tak szybko. Było w nim to ''coś''. Ten uśmiech i błysk w oku. Od razu do siebie przyciągał. Jakby był wychowywany na zasadzie ''Masz się wszystkim wydawać sympatyczny''. Co więcej, Edward nie wydawał się typem playboya, gdyby tak było to wykorzystałby wczorajszą okazję i próbował zaciągnąć mnie do łóżka...To jest o seks mi chodzi...Bo w łóżku jednym to z nim spałam, znaczy leżałam!
Boże, Bello, gdyby Emmett słyszał twoje myśli miałby z ciebie polewkę do końca swojego żywota. Taka nieogarnięta za sprawą jednego, (nie)zwykłego Masena. Tak, tak...Pierdol, pierdol ja posłucham. Chociaż w sumie taka prawda. Emm miałby ubaw po pachy, ale co ja zrobię z tym, że Edward tak po prostu na mnie działa...? Nic, kompletnie nic. Muszę czekać aż mi przejdzie. O ile mi w ogóle przejdzie. 
-Teraz to ty mnie ignorujesz, tak...? - zapytał Edward. Spojrzałam na niego. Byłem lekko zarumieniony od śmiechu, a w kącikach oczu miał łzy. Uśmiechnęłam się lekko. Wygląda tak uroczo. Taki delikatny mężczyzna. 
-Nie skądże bym śmiała, panie Masen...-zachichotałam - Ja tylko myślałam nad konsekwencjami karnymi  za drażnienie się z tobą - powiedziałam poważnie, kiwałam przy tym głową. 
-Jakby się nad tym zastanowić, to coś by się wynalazło - parsknął odchylając głowę do tyłu. Jaką on ma ładną szyję, taką długą i umięśnioną. Swan, wariujesz. Szyja nie może być umięśniona. A może i może...? Nie, nie może! Ty tam się nie znasz. 
-Bello...? - zaczął Edward - Wyglądasz tak jakbyś prowadziła wewnętrzną kłótnię sama z sobą.
-A ty co? - fuknęłam - W myślach czytasz? 
-A wiesz, że nie? Ale strasznie nad tym ubolewam, chciałbym wiedzieć co kryje ta twoja ładna główka - powiedział z przejęciem. 
-Czy ty na wszystko masz przygotowaną odpowiedź...? - skrzyżowałam ręce na piersi
-Hmm, wiesz, że zazwyczaj tak właśnie jest...? A jeśli nie wiem co odpowiedzieć przekręcam tak odpowiedź, że pytający sam się w tym gubi i aby nie wyjść na debila udaje, że rozumie i przyznaje mi rację. To dobra metoda, Księżniczko. - wyszczerzył się triumfalnie. Przez chwilę otwierałam i zamykałam buzię. 
-Ty to powinieneś studiować psychologię, a nie medycynę...-powiedziałam poważnie - Potrafisz człowiekowi namieszać...-stwierdziłam.
-Mieszam ci...?
-Owszem...
-Oh, urokiem czy gadaniem...? - podłapał
-I tym i tym, Masen. Nie kokietuj mnie tu spojrzeniem...-zwęziłam oczy, a on zachichotał. Ze mnie! Znów! Dupek, ale uroczy dupek. Daj już sobie spokój.

*Edward*

Muszę przyznać, że oglądanie zirytowanej i zniecierpliwionej panny Swan jest jakże interesującym zajęciem. I naprawdę mógłbym to robić godzinami. Ona była taka niesamowita. Niby podobna do innych dziewczyn. Nie była kobietą o zwyczajnej urodzie, ale do modelek też się nie zaliczała jeśliby patrzeć obiektywnie. Jednak jej urok, styl bycia to mnie przyciągało. Takie słowne drażnienie się z nią sprawiało mi niesamowicie wiele przyjemności. Naprawdę, chciałbym czuć się tak częściej. 
No, ale nic nie trwa wiecznie. Zatelefonowały do mnie moje siostry, tak siostry. Alice i Ross z chłopakami byli już na dole akademika i na nas czekali. Oznajmili, że idziemy na wspólne śniadanie. Powiedziałem siostrą, że zaraz zejdziemy. Poszedłem do swojego pokoju się przebrać i oznajmiłem Belli, że zaraz po nią przyjdę, a ta oznajmiła, że poczeka na mnie bo sama też musi się przebrać. 
Ubrałem na siebie zwykły, granatowy t-shirt i spodnie, które były dość specyficzne, ale Alice mi je kupiła...Więc co tam. Zresztą są dobre, bo szerokie w kroczu na nagłe problemy, a potem są coraz węższe. Tylko nie wiem po co zamiast rozporka jest aż pięć guzików, ale dobra. Na nogi założyłem trampki, a okulary przeciwsłoneczne zahaczyłem o t-shirt. No więc, ubrany w ten zestaw poszedłem po Bellę. Miała na sobie przetarte jeansy, t-shirt z nadrukiem i trampki z ćwiekami (kocham ćwieki, sama ma podobne *.* aww <3), a na ręce brzęczałby jej bransoletki. Muszę przyznać, że wyglądała w tym zabójczo ślicznie. Podszedłem do niej i cmoknąłem w polika. 
-Patrzcie na tego...Najpierw mnie całuje, śpi ze mną w moim łóżku, siedzi cały ranek w moim pokoju, potem grozi sądem, a teraz znów całuje...-pokręciła głową z niedowierzaniem - I jeszcze mąci ludziom w głowach! 
-Tak, tak...-mruknąłem - Ale i tak mnie lubisz...-chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem na dół. Niestety w akademiku nie było windy, zostały nam schody lub skoki z okna. Oczywiste, że wybraliśmy schody. 
Na dole czekało już na nas nasze rodzeństwo. Spojrzałem na siostry uważnie. Oczywiste dla was jest chyba to, że Alice i Rosalie jako księżniczki, pomimo tego, że mają 20 lat są jeszcze dziewicami...Albo były. 
-Zaraz coś mu się stanie, powiedzmy mu...-mruknęła Rosalinda, znaczy Rose. 
-Jesteśmy nadal dziewicami, Edward...-podeszła do mnie Alice i cmoknęła w polika, przytuliłem ją - Nie jesteśmy głupie braciszku. Takie ekscesy na to drugiej lub trzeciej randce...-zachichotała. 
-Będziemy ostrożne, Edwardzie Anthony Thomasie Cullenie - zapewniła Ross i też się do mnie przytuliła - Dziękujemy, że nas ze sobą zabrałeś, braciszku...Emmett jest naprawdę wspaniały.
-Oh i Jasper też! - dodała Alice - A jak tam Bella...?
-Siostrzyczki...-westchnąłem - Bella jest cudowna, chciałem znaleźć sobie dziewczynę, ale jak wiecie nasz, a przynajmniej mój pobyt w Waszyngtonie ogranicza się do roku. Sądzę, że Bella jest dziewczyną, w której prawdopodobnie mógłbym się zakochać...Lub właśnie to robię...Ale nie sądzicie, że to kim jestem uniemożliwia sprawę...? - zakończyłem, szeptaliśmy tak aby nikt nas nie słyszał. Jednak o to się nie powinniśmy martwić bo Swanowie głośno ze sobą rozmawiali.
-Cóż, tak to prawda, ale Edward. Prawdziwa miłość przetrwa wszystko - powiedziała pewnie Alice, a Rose jej zawtórowała. Tak, ono moje siostry, niepoprawne romantyczki. Wieżą w potęgę miłości. A ty nie wierzysz...? Sam już nie wiem. 
Podeszliśmy do Swanów, przywitałem się z chłopakami, a Bella z moimi siostrami. Alice i Ross od razu złapały za rękę braci Swan, a ci się wyszczerzyli. Bella podeszła do mnie, uniosłem brew. 
-No co...? Mam ci jakiś nakaz sądowy dać...? - skrzyżowałem ręce na piersi. 
-Nie, nie trzeba. Ja tu z innego powodu - rzekła i wskoczyła mi na plecy. Złapałem ją aby się ze mnie nie zsunęła, bo gdybym jej nie złapał wyrżnęła by dupą o beton. A przecież nie pozwolę jej cierpieć. 
-Naprzód mój wierzchowcu...-wskazała ręką przed siebie. Mruknąłem, a ona zatopiła twarz w moich włosach i pocałowała lekko w skroń - No śmiało, uroczy dupku...-szepnęła i oplotła mnie ramionami za szyję aby nie spaść. 
-Wisisz mi buziaka, Swan...-powiedziałem i ruszyłem do przodu. Wszyscy...Alice i Jazz oraz Ross i Emm trzymali się za ręce, tylko ja trzymałem dziewczynę na plecach. Ale nie narzekam...Miło jest mieć jej ciepłe ciało przy sobie. 
-Słodko wyglądają...-powiedziała Alice na głos. 
-No...I ktoś usidla moją siostrzyczkę...-westchnął Emmett - Te dzieci, tak szybko wyrastają. 
-W twoim przypadku to raczej nieaktualne. Ty nie wyrośniesz, nigdy...-sprostowała Bella. 
Wszyscy wybuchli śmiechem, nawet Emmett.

_________________________________________

Hej, moje kochane <3
Rozdział jest szybciej tak jak obiecałam.
A TERAZ BŁAGAM PRZECZYTAJCIE TO CO NAPISZĘ PONIŻEJ...
Jestem oburzona, wściekła i smutna...
Zastanawiam się nad zawieszeniem, a wiecie dlaczego...? 
Przeczytajcie prolog tego bloga 
Edward jest księciem, zmienia nazwisko na Masen, Alice jest jego siostrą. Edward studiuje medycynę, a Alice projektantka i architekt. Nie znacie tego skądś? Bo ja znam...
Naprawdę jest mi przykro, że moja praca została w ten sposób wykorzystana...
A Wiecie co jest najgorsze...? Że tego bloga skomentowały też niektóre moje czytelniczki...I wcale nie zauważyły podobieństwa, a dla mnie ono jest wręcz bardzo widoczne. 
Dziś na tyle.



środa, 13 marca 2013

Rozdział 4 "Przemyślenia"

*Edward*

Tę noc spędziłem w łóżku Belli, z Bellą. Nie uprawialiśmy seksu ani nic. Po prostu leżeliśmy przytulając się i tak zasnęliśmy. Obudziłem się i spojrzałem na brunetkę obok mnie uśmiechając się pod nosem. Zazwyczaj budziłem się sam w swoim wielkim łożu. Jako książę muszę uważać na to z kim się zadaje. Wiecie...Ochrona wszędzie widzi wrogów. W niektórych przypadkach mają racje, ale większość ich przeciwników to zwykli cywile, a oni wyolbrzymiają sprawę.
Powracając do tematu budzenie się przy kimś jest przyjemne. Szczególnie gdy tą osobą jest piękna brunetka, która oczarowała mnie swoim urokiem. Dźwignąłem się na łokciu i cmoknąłem ją w czoło. Zamruczała cicho. Ha, czyli już nie śpi. Mała kłamczucha.
Hmm, brzmię jak pantoflarz. Rozwiązanie tkwi w tym, że zostałem wychowany na dworze królewskim. Jestem dżentelmenem w każdym calu, bo taki powinien być książę i przyszły król.
Pogłaskałem Bellę po ramieniu.
-Pobudka moja ulubiona tancerko - zamruczałem jej do ucha. Ona sapnęła coś niewyraźnie pod nosem coś w stylu "Jeszcze pięć minut", a ja zachichotałem.Pocałowałem ją w polika, a ona zamachnęła się na ślepo. To zamach na życie księcia, pomyślałem. Na swoją myśl zacząłem się szalenie śmiać. Ja to naprawdę tu zwariuję, a jak wrócę do Anglii będę tak zdemoralizowany, że mnie na króla nie zechcą. Niby nic, bo ja nie chcę nim być. Koniec, znów zaczynam marudzić. Spojrzałem na zegarek.
-Pięć minut minęło...-szepnąłem jej do ucha
-Kiedy? Tak szybko? - Bella znów machnęła ręką. To nawet zabawnie oglądać jak ta dziewczyna bije się z powietrzem. Kto wygra?
-Tak, tak szybko. Wiesz, pięć minut zazwyczaj mija szybko...
-Przemądrzały, Parszywiec...! - mruknęła i usiadła. Przetarła oczy i ziewnęła. Też usiadłem i poprawiłem jej włosy, które w tej chwili wydawały się równie nieusłuchane co moje. Żeby nie było...Na różnych balach w Wielkiej Brytanii jestem, kurwa, uczesany! Taaak, wyglądam wtedy ciut ciotowato. Ale mus to mus, jak mawia Alice.
-Nie jestem przemądrzały - zaprzeczyłem z uśmiechem, a ona sapnęła i skrzyżowała ręce na piersiach. Uniosłem brew. Czerwony alarm, niewyspana i wkurwiona kobieta na horyzoncie.

*Bella*

Spało mi się wspaniale. Koło mnie leżało ciepłe, duże coś i mogłam się do tego przytulać. A to 'coś' nawet mnie tuliło do siebie. Nie dość, że było ciepłe to jeszcze ładnie pachniało. I jak tu tego nie lubić? Ale jak widać nawet takie 'cosie' mają wady. Mój na przykład zaczął mnie budzić. W miły sposób bo miły, ale ja chciałam jeszcze spać. Całusy zawsze są mile widziane. Ale moja interpretacja tego słowa brzmi tak "Zawsze, ale nie jak śpię". Jak się śpi to się śpi, a nie całuje. Tak, wiem, wiem. Gadam od rzeczy, nie przejmujcie się tym. Jestem jeszcze w fazie lekkiego snu, więc możliwe, że majaczę. Nie, ja na pewno majaczę. I czemu to to ciepłe i pachnące coś mnie budzi? Usłyszałam jakieś szepty, zgaduję, że są one kierowane do mnie. Hmm. "Jeszcze pięć minut", mruknęłam na odwal się. Po dwóch sekundach ten głosik mi mówi, że mój czas minął. Kłamca! A Bella Swan nie lubi kłamców. Zaczęłam się sprzeczać z tym ktosiem cosiem, którym okazał się mój nowy znajomy. I teraz na poważnie...
Znam Masena od...Od wczoraj, a już z nim spałam. I o Boże, nie! Nie chodzi mi o seks tylko o spanie na jednym łóżku. To niby nic złego, ale całowałam się z nim. I nie wspominam tego źle, wręcz przeciwnie. Chętnie bym to powtórzyła, ale to wszystko jest takie w nie moim stylu. Zazwyczaj, ba, zawsze muszę poznać chłopaka. A do Edwarda Masena coś mnie ciągało, tak jakby to on był moją grawitacją. Dziwne...Ale jego spojrzenie. Jest w nim coś hipnotyzującego. Taka uroda powinna być zabroniona i karalna, bo mąci porządnym ludziom w głowach. Tak, zdecydowanie. 

*** *** ***

Cóż, naprawdę niewyspana kobieta to zła kobieta. Edward naszą sprzeczkę zakończył tak, że zamknął moją buzię swoimi ustami. Poskutkowało. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Myślałam nad tym wszystkim. Lubię Edwarda, znam go krótko, ale z tego co wiem wydaje się porządnym facetem. Zresztą mam jeszcze wiele czasu na poznanie go. Druga sprawa przedstawia się tak, że Edward mnie pociąga seksualnie. Jest, kurwa, gorący! Moje ciało jeszcze nigdy nie reagowało tak na dotyk żadnego mężczyzny, Edward jest chyba jedyny w swoim rodzaju, bo pobudza moje zmysły nawet o tym nie wiedząc. Ale wiem jedno. Muszę się pohamować. Nie chcę aby pomyślał, że jestem płytką laską do wyjebania na jedną noc. Muszę mu pokazać, że jestem szanującą siebie i swoje ciało kobietą. Mogę go przytulać i całować w policzek, tego nie umiałabym zabronić nawet samej sobie. Ale pocałunki i inne pieszczoty stanowczo odpadają. Mówię im ''nie''! Na razie. Bo jeśli Masen okaże się taki jaki mi się wydaje...Kto wie? 
Wyszłam spod prysznica i ubrałam się w czerwoną bluzkę i zwykłe jeansy rurki , oczywiście. Założyłam trampki. Włosy wysuszyłam i związałam w kitkę. Nigdy nie lubiłam makijażu. Starałam się być naturalna , więc tylko błyszczyk o smaku truskawkowym....Wiem...Dziecinada...Huh...Ale lubię błyszczyki. Zazwyczaj je zlizuję i znów smaruję, a moi bracia nazywają mnie "Zjadaczką błyszczyków". Ba, tylko to nie fair. Kiedyś wchodzę do mojego pokoju, a tam co? Emmett siedzi na moim łóżku, zawartość mojej torby jest wszędzie na łożu. Misiek siedzi z błyszczykiem w ręku i go je. Jego wytłumaczenie...? "No co, Bella? Chciało mi się truskawek, ale już nie było. To coś jest płynne, ale smakuje jak truskawki". I to jest mój inteligentny braciszek. Nie ma co, prawda?
Wyszłam z łazienki. Edward siedział na łóżku i czytał jakąś książkę. Był już przebrany i chyba po prysznicu. Musiał iść do siebie, czyli nasze rodzeństwo nie robi nic niemoralnego...A przynajmniej nie robiło jak on tam był. No, no dla nich to i tak wielki wyczyn. Usiadłam koło Edwarda.
-Co czytasz, Masen? - nachyliłam się i wyjrzałam mu przez ramię.
-Książkę...-błysnął zębami.
-Ty no wiesz...? Nie domyśliłabym się - powiedziałam poważnie - Dzięki za uświadomienie mnie - dodałam po chwili. Spojrzałam na jego twarz. Był opanowany, ale jego oczy normalnie ''płakały'' ze śmiechu. Zerknął na mnie i udając niewiniątko uniósł brew w geście zdziwienia. Serio, mam ochotę go trzepnąć.
-Nie ma za co - mruknął - Zależy mi aby ludzie we współczesnym świecie byli wyedukowani - odpowiedział zgrabnie. Ty, no jak ja go zaraz pieprznę! Gada jak prezydent jakiś, no! Co on? Z choinki się urwał?!
-Ewardzie Masen, jak ja cię zaraz walnę do cała nauka ci uchem wyleci! - ty, Swan, jaki pocisk. Bardziej się wysilić nie mogłaś? Normalnie szok w trampkach!

*Edward*

Gdy Bella brała prysznic u siebie w pokoju, ja poszedłem do siebie. Alice i Jasper spali, na jednym łóżku. Zacisnąłem ręce w pięść. Moja mała siostrzyczka. Uhh, dobra. Będzie trzeba pokazać Emmettowi i Jasperowi, że jak zranią Alice czy Rosalie to poznają zemstę Edwarda, ich starszego brata. Tak, właśnie. Wziąłem ze swojej szafy ubrania. To jest zwykły t-shirt, jeansy i rzecz jasna bieliznę. Wykąpałem się i wróciłem do pokoju dziewcząt, czyli do Belli. Usiadłem na jej łóżku opierając się plecami o ścianę i czytałem książkę. W sumie to tylko przelatywałem wzrokiem po literach. Nie miałem ochoty na naukę, była kurwa mać, sobota! Ale drażnienie Belli było ciekawym zajęciem. 
Odchrząknąłem i zamknąłem książkę z cichym hukiem. Odłożyłem ją na szafkę nocną. 
-Isabello Swan, czy zdajesz sobie sprawę, że groźby są karalne...? - zapytałem - I, że nawet najmniejsze uderzenie podlega uszkodzeniu ciała lub dumy. To jest naruszenie strefy osobistej człowieka. Mogę cię nawet pozwać za popchnięcie mnie...-zakończyłem doniośle. Ba, ona za popchnięcie mnie, gdybym chciał mogła by trafić do kicia na dożywocie. Z racji tego kim jestem, a ona o tym nie ma bladego pojęcia. Z dugiej strony...Jeszcze Wam czegoś nie wyjaśniłem. Uhh, myślicie sobie. Edward Cullen, książę Wielkiej Brytanii, jego rodzice są znani i rozpoznawalni na całym świecie. Jak to możliwe, że nikt go nie rozpozna? Wyjaśnię Wam to. Moi rodzice starali się abyśmy mieli normalne dzieciństwo. Bez paparazzi i innych takich. Gdy jedna Angielska gazeta opublikowała nasze zdjęcie pożałowali tego i taka sytuacja się więcej nie powtórzyła. Tak więc...Wszyscy wiedzą kto to Edward Anthony Thomas Cullen, Alice Sara Elena Cullen i Rosalinda Katherina Melody Cullen, ale prawie nikt nie wie jak wyglądają dzieci władców Wielkiej Brytanii. Oprócz pracowników dworu królewskiego, rodziny, ochroniarzy. Niektórzy Anglicy widząc mnie w Londynie z jednym lub dwoma facetami w czerni domyślali się kim jestem, ale na szczęście mój naród akceptował decyzję moich rodziców i nie obwieszczali i nie ujawniali mojej tożsamości.W sumie to większość Anglików wie jak wyglądamy, ale nikt spoza naszego kraju nie.  Więc...Te studia są jakby takim ostatnim tchnieniem wolności. Mam 24 lata, nie mogę się wiecznie kryć. Wiadomo, że nie dokończę studiów w Waszyngtonie, tak naprawdę ja już jestem wykształcony. Ale to jest mały prezent na zakończenie wolności.
-Ty, Masen...! - z moich rozmyślań wyrwały mnie krzyki Bell - Najpierw grozisz mi sądem, a teraz mnie lekceważysz?! - udała oburzenie. 
-Przypominam - oczyściłem gardło - Że to ty mi pierwsza zagroziłaś...-wyszczerzyłem się. Bella zacisnęła usta w cienką linię.
-Jesteś dupkiem...-mruknęła obrażona, a ja zachichotałem - Uroczym dupkiem...-przestałem chichotać. 
-Ej...-dałem jej sójkę w bok - Facet nie może być uroczy! Ile wa, babą, trzeba to powtarzać? 
-Nie denerwuj się tak bo się czerwony robisz, a co będzie jak się zapowietrzysz...? - pisnęła. 
No i powiedzcie mi, jak tu się na nią złościć, jak każde jej słowo doprowadza cię do uśmiechu...?

_______________________________________________

Cześć, tu Bells Cullen-Swan, teraz znana jako ωαмριяєк. 
Dziś jak już zawsze na prince, nie będzie rozmowy z Rosą, ponieważ Rosa odeszła. 
Dokończę tego bloga sama, mam nadzieję, że mimo to ze mną zostaniecie. Bo zostaniecie, prawda? 
Miłość jest nadzieja na lepsze...Ten blog nadal jest prowadzony z Amandą/Rosą. 
Ten po prostu nam nie wyszedł. Mnie nadal ten pomysł się podoba i choćbym kurwa miała zrobić nie wiadomo co dokończę go. 
Toteż, rozdziały będą się pojawiały teraz szybciej. 
A co do tego rozdziału, mam nadzieję, że się podoba i, że daję radę bez Rosy. 

Wasza <3
Bells Cullen-Swan/ ωαмριяєк.




Goście