sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 16 "Mój, nie mój książę"

*Edward*

Moja matka wyrwała mi telefon, bo wszyscy czekali na nasze przybycie w sali balowej. Świetnie, ale co mnie to obchodzi?! Ja chciałem złożyć życzenia mojej ukochanej, pani mojego serca. Jednak nie mogłem, bo co? Bo musiałem wyjść i ujawnić się całemu światu, chociaż tego nie chcę! Nie chcę, rozumiecie?! Teraz nawet nie obchodzi mnie to, iż to mój posrany obowiązek. Pragnę tylko aby Bella mi wybaczyła i była moja, do końca, na zawsze.
Cały wieczór nawet się nie uśmiechnąłem. Wiadomo czemu. Próbowałem sobie wyobrazić po raz kolejny reakcję Belli na tę sytuację. Kocham ją, to marna wymówka, wiem. Ale czy wybaczy mi aż tyle kłamstw? Obmyślałem cały czas plan. Jak by tu zrobić, by Bella mi wybaczyła...? Wydaje mi się, że Rosalie i Alice też nad tym myślały, ale o sobie i braciach Belli. Uch, co za niedorzeczna sytuacja!
Ojciec zaprosił mnie na "scenę", miałem wygłosić przemówienie, a ja całkowicie o nim zapomniałem. Ustawiłem mikrofon i zacząłem nieobecnym tonem głosu, bo jak może być inaczej, gdy nie wiem czy najważniejsza osoba w moim życiu będzie mnie jeszcze chciała?
-Witam wszystkich. - uśmiechnąłem się blado - Święta to wspaniały czas i mam nadzieję, że wszyscy spędzają je ze swoją rodziną, osobami, które kochają, bo tak się powinno je spędzać. Z osobą, która jest najważniejsza dla naszego serca. - powiedziałem już z uczuciem - Mnie niestety nie zostało to dane. Miałem przygotować jakieś przemówienie, ale to by było strasznie sztuczne, a mam już dość kłamstw. - rodzice patrzyli na mnie dziwnie, ale Alice i Rosalie uśmiechały się smutno, wiedząc o co mi chodzi - Być członkiem rodziny królewskiej to prawdziwy zaszczyt, ale i także przekleństwo. Musiałem okłamać ważne dla mnie osoby, wymyślić tożsamość, aby nikt nie wiedział kim jestem naprawdę, bo zapewne wielu z was nie raz minęło mnie na londyńskich ulicach, nie wiedząc, że jestem przyszłym królem i władcą Wielkiej Brytanii. Chciałbym wam uświadomić, że rozpocząłem studia w Stanach Zjednoczonych. Mimo zaistniałej sytuacji, mam zamiar je ukończyć. Nie tylko po to, by mieć wykształcenie. Nie. Otóż... nie wiem, czy to widzisz, Bello, ale jest mi niezmiernie przykro. Właśnie pytałem, czy zdołasz zapomnieć mi to olbrzymie, okrutne kłamstwo. Wiedz, że kłamstwem jednak nie było moje uczucie do ciebie. Kocham cię, to się nie zmieni. Mam nadzieję, że pozwolisz mi dalej trwać przy tobie... - zszedłem, a Alice i Rosalie od razu się do mnie przytuliły. Pocałowałem obie siostry w policzek, podeszli do mnie rodzice z pytającymi minami, wzruszyłem tylko ramionami i pokręciłem smutno głową. Bo co miałem zrobić, powiedzieć, że wcale nie jestem szczęśliwy w te święta, iż czuję się tu jak obcy? Sprawiłbym im przykrość, a tego nie chcę, wystarczające jest to, że ja cierpię, ja i moje siostry zapewne też.

~*~

Było już po balu, ale dziennikarze wciąż czaili się w sali. Bardzo tego nie chciałem. Poszedłem za wielkie drzwi, żeby zadzwonić do Belli. Kurwa, nie odbierała! Pewnie widziała... Na pewno widziała, cały cholerny świat to widział! Warknąłem i usiadłem na fotelu chowając twarz w dłoniach. Ktoś położył mi rękę na ramieniu, spojrzałem w górę. To Alice, a za nią stała Rosalie ze smutną miną i rodzice. Znów zwiesiłem głowę i pokręciłem nią.
-Nie wybaczy mi. - mruknąłem.
-Emmett i Jasper też nie odbierają. - powiedziała Rose, jej głos drżał. Nie, nie pozwolę, żeby moje siostry cierpiały. Ja to ja, ale to moje siostry. Zrobię wszystko, żeby były szczęśliwe. Wstałem z fotela i wziąłem je za ręce i pociągnąłem za sobą.
-Edwardzie, co ty wyczyniasz?! - zawołała za nami matka.
-Piję piwo, którego sobie naważyłem. - odparłem i skręciłem do tylnego wyjścia do ogrodu.
-Co robisz? - spytała Alice nie wiedząc co chcę zrobić.
-Dzwonię. - wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Eleazara.
Godzinę później byliśmy już w prywatnym samolocie. Oczywiście leciał dla mnie za wolno, uch, chcę już tam być i widzieć Bellę. Wstałem i chodziłem nerwowo po pokładzie. W końcu, dla mnie to była wieczność, wylądowaliśmy na lotnisku w Waszyngtonie. Wybiegłem niemal z samolotu, złapaliśmy pierwszą lepszą taksówkę. Kierowca spojrzał na nas i... Zamurowało go! Wywróciłem tylko oczami i podałem, do którego akademika ma lecieć. W końcu się tam dostałem, po dłuższym czasie, bo kurwa oczywiście były korki! Na holu było parę osób, plus jeden wykładowca. Gdy nas zauważyli, znów to samo. Cisza. No ludzie, bez jaj!
-Ja idę do pokoju chłopaków, wy dziewczyn - powiedziałem do sióstr, poszedłem tam, ale ich nie było! Gdy poszedłem do sióstr też nic! Gdzie ich posiało?! Zeszliśmy do holu.
-Widział ktoś Swanów?! - zapytałem głośno. Kilka osób zwróciło na nas wzrok.
-Tu w szpitalu, zaraz obok - powiedziała uprzejma recepcjonistka. Blondynka po czterdziestce.
-Dziękuję - powiedziałem i wybiegliśmy z siostrami z akademika. Dopiero później przed szpitalem zorientowałem się gdzie jestem! Szpital!? Czemu tu?! Coś się stało Belli? Jeżeli tak, nie daruję sobie tego. Byłoby to zbyt ciężkie, aby przeze mnie coś jej się stało...
Zapytałem pielęgniarkę przechodzącą obok, gdzie mogę spodziewać się Belli. Ze zszokowaną miną jąkając się podała mi numer sali, a ja tam pobiegłem.
Alice i Rosalie były ze mną, Emm i Jazz pewnie są z Bellą. Byłem już pod odpowiednią salą. Nie wiedziałem, co zrobić. Zatrzymałem się przed nią. No co ja mam jej powiedzieć, Boże, ja nawet nie wiem w jakim ona jest stanie, dlaczego tu jest, co jej się stało?!
A jeśli zrobiła sobie coś przeze mnie? Ally chyba czyta w myślach, bo od razu mnie przytuliła.
-Dowiemy się, co o tym wszystkim myśleć, gdy tam wejdziemy - powiedziała Rosalie.

*Bella*

Siedziałam w łóżku skulona, okryta szpitalną kołdrą. Nic nie jadłam, więc co chwila zmieniali mi kroplówki. Już wiedziałam co chciał, żebym mu zapomniała... Ale jak mam wybaczyć mu wszystko? Całego jego, którego "wykreował", bo go nie rozpoznano? Na razie nie jestem w stanie nawet o tym myśleć... To zbyt bolesne. Kocham go, oczywiście, że go kocham, ale nasz cały związek jest jakby zmyślony, bo... Bo on był nierzeczywisty. Przecież mógł mi powiedzieć, cholera mógł! Teraz jakby... Tamten Edward zniknął. Był wymyślony i zniknął na zawsze. A ten nowy? Skąd mam wiedzieć, czy nie udawał też swoich uczuć, odczuć, swojego "ja"? Może i wygląd ten sam, ale treść - inna. Wstałam, bo musiałam iść do łazienki. Nie wiem jakim cudem, skoro nic nie jadłam ani nie piłam. Ale wstałam i poszłam do drzwi. Otworzyłam je, a za nimi... Był On.
Moje serce zabiło mocniej. Stał przede mną, ubrany w to, co miał na balu, garnitur z różnymi broszkami, czy jak oni sobie to nazywają. Poczułam okropny ból, nie potrafię określić, co mnie bolało, dosłownie wszystko. Fizycznie, jak i psychicznie. Do moich oczu naszły łzy, co ja mam teraz zrobić.
Spojrzałam na jego twarz, był smutny, to mogę powiedzieć. Oboje nie wiedzieliśmy co mówić. Nawet chyba nie było nic do gadania. Otworzyłam mu drzwi, żeby wszedł. Siku może poczekać...
Wszedł, a ja powiedziałam Alice i Rose, że moi bracia są w kawiarence, poszły w tamtą stronę w pośpiechu, zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę Edwarda.
-Bello, przepraszam...
-Cicho, Edwardzie - powiedziałam starając się nie ronić łez. Wymówienie jego imienia zadało mi ogromny ból. Jakby ktoś rozrywał moje serce. Aż zabolały oba moje nadgarstki. Tylko kochaj, nie kłam. Jasne, cholera, wcale mnie nie kłamał. Mimo wszystko, przyjechał tu, a parę godzin temu widziałam go w telewizorze.
-Masen. - prychnęłam - Chyba całkiem inaczej brzmi twoje nazwisko co, Wasza Wysokość?
-Bello, proszę - słychać było w jego głosie żałość, ból i smutek. - Wierz mi, nie chciałem cię tak okłamać...
-Ale okłamałeś, Edwardzie - łzy odbijały światło szpitalnych lamp. - Czemu mi to zrobiłeś? Aż tak bardzo zależało ci na zabawie? Jak chciałeś się zabawić to... - już spłynęła mi pierwsza łza. - Nie wiem, mogłeś znaleźć sobie jakąś dziwkę pod latarnią, ale nie mnie. Tyle ci o sobie powiedziałam, zaufałam ci, pokochałam. A ja nawet nie znałam twojego nazwiska.
-Chciałem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Cześć, Bello, jestem księciem? Uwierzyłabyś mi wtedy? - spojrzał mi w oczy, żałował, było to widać. Miałam tak wielką ochotę się na niego rzucić, przytulić go. Widziałam także wymalowaną troskę w jego twarzy.
-Skąd wiesz? Nie masz pewności. - starłam łzy z policzka - A tak to nasz cały związek jest jednym, wielkim kłamstwem!
-Proszę, nie mów tak - wydawało się jakby miał się sam rozpłakać. Naprawdę było mi go żal.
-Ale tak jest. Myślałam, że opieramy go na prawdzie... a prawdą było tylko twoje imię...
-Ale też i uczucia - przerwał mi w trakcie. - Nie rozumiesz Bello, że cię kocham? To była prawda. Zakochałem się w tobie i nie zmieniło sie to do dziś. W tej sprawie nawet nie śmiałbym kłamać... - klęknął przede mną, moje ciało zrobiło to automatycznie. Przeczesałam jego włosy, położył głowę na moim brzuchu, a ja się do niego przytuliłam.
-Co ci się stało? Dlaczego tu jesteś?
-Chciałem te święta spędzić z tobą, by ci to wszystko wynagrodzić. Wybacz, gdyż nie mam dla ciebie prezentu...
-Ty jesteś moim prezentem - uśmiechnęłam się delikatnie. - Bardzo się cieszę, że przyjechałeś - szepnęłam. Głaskałam jego policzek. Naprawdę mnie kochał... Czułam to, widziałam w jego oczach. - Wstań, proszę - poprosiłam.
-Chciałbym, najdroższa, ale pozwól, że będę ci się kłaniał, dopóki me kolana nie będą zdarte...
-Przesadzasz już z tą książęcą gadką - zaśmiałam sie i sama przed nim klęknęłam. - Kocham cię - patrzyłam mu w oczy i przeczesywałam jego włosy. - Wiedz, że możesz mi mówić zawsze szczerą prawdę.
-Od teraz będę, przyrzekam. Kocham cię, królewno...

___________________________________________________

Od Inki:
Z tego rozdziału jestem zadowolona :) cieszę się, że jest tak szybko skończony. Miłego czytania <3

Wampirek: 
No to się nam Julcia rozpisała, nie no, ja też jestem zadowolona i to bardzo. Myślę, że nam wyszedł i jest jednym z najlepszych. Miłego czytania.

Pozdrawiamy
Inka i 
Wampirek. 

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 15 "Otwórz oczy, weź oddech"

*Edward*

To było strasznie ciężkie, oderwać się od Belli ze świadomością, że nie zobaczę jej tak długo. I to jeszcze w święta, najgorsze święta w moim życiu. Ale jest coś bardziej dołującego, a mianowicie to, że zanim wrócę do USA, do Belli, to wszystko wyjdzie na jaw. Wszyscy dowiedzą się kim jestem, dowiedzą się prawdy. Skąd mam wiedzieć, czy Bella mi to wybaczy? Tyle razy ją kłamałem, właściwie cała moja przeszłość, o której jej mówiłem to jedna wielka ściema!
Dolatywaliśmy już do Anglii, a moje serce bolało z każdym kilometrem. Moje myśli zajęło to, czy w ogóle sens byłoby wracać do Stanów... Nie. Nie mogę tak myśleć. Kocham Bellę i będę się starał ją odzyskać za wszelką cenę. Nie chcę i nie stracę jej. Zabrałem swoje podręczne rzeczy i wyszedłem na płytę lotniska.
Nie było ani reporterów, ani innych hien; lecieliśmy nocą i nikt nie był, oprócz obsługi lotniska, poinformowany o jakimkolwiek przylocie. Z neutralnym wyrazem twarzy ruszyłem do podstawionego samochodu; usiadłem na przednim miejscu pasażera. Kiedy auto ruszyło patrzyłem się w szybę opierając łokieć o drzwi, a dłonią podtrzymywałem się za szczękę. Dziwnie patrzyło mi się na mijane przez nas rozświetlone ulice Londynu. Przywykłem już do Waszyngtonu. Wszystko wydawało się takie... nowe, ale i kiedyś widziane. Jak efekt deja vu. Droga do Buckingham trochę zajęła, ale była jak dla mnie zdecydowanie za krótka.
Alice i Rosalie też milczały, co było do nich tak bardzo niepodobne. Tęskniły; tak jak ja. Wiem, nie powinienem się nad sobą tak użalać, ale nie potrafię inaczej, nawet nie próbuję. Zresztą użalam się tylko w myślach. 
Byliśmy już w domu, witaliśmy się z rodzicami, a mimo to... Czułem się tu jak cudzoziemiec, jak obcy, który tu wtargnął i nie może uciec. Czułem się tak jakby mój dom znajdował się w Waszyngtonie, bo tam była Bella, była tam beze mnie; co jest złe. Jej miejsce jest przy mnie.

~*~

Dzwoniłem już po raz setny do Belli, nie odbierała. Złościła się o coś? Taa, zaraz się dopiero nazłości... Byliśmy już przed salą balową, panował miły świąteczny nastrój, ale tylko na sali, bo na pewno nie w moim sercu. W tym czasie najbardziej odczuwałem Jej brak... Dlaczego nie mogła być przy mnie? Właśnie?! Czemu ja jej nie zabrałem!? Ach... racja, nie uwierzyłaby mi...

-2 minuty - powiedziała nasza mama. Stałem po środku, a obok nie po bokach Alice i Rosalie. Szykowałem się na to co będzie później...

*Bella*

Obudziłam się gwałtownie siadając na łóżku. To było straszne... śniłam, że... potrąciło mnie auto. Kurwa, to nie sen! Byłam na białej, pedantycznie wysprzątanej sali szpitalnej. Rozejrzałam się nerwowo i miałam ochotę wyrwać wenflon, który wadził na mojej dłoni. Jęknęłam cicho, bo odczułam ból w prawej kostce. Tak na marginesie, gdzie jest mój telefon!? Przesunęłam się powoli na brzeg łóżka i zajrzałam do szafki nocnej koło posłania. Otwarłam i... Był! Spojrzałam na wyświetlacz... Wow, byłam nieprzytomna jeden dzień i mam ponad sto nieodebranych połączeń od Edwarda. I zabolało, tak okropnie, bo uświadomiłam sobie, że go ze mną nie ma. Wybrałam jego numer.
-Halo? - usłyszałam jego zatroskany ciepły baryton. - Bello, nic ci nie jest?
-Hej, nie nic - skłamałam, ale co z tego? Nie czułam się już źle. Dzięki niemu nie.
-Dlaczego nie odbierałaś? Strasznie się o ciebie zamartwiałem! - słychać było jego lekkie zdenerwowanie.
-Przepraszam, Edwardzie. Zgubiłam ładowarkę do telefonu... - och, serio? Tylko tyle jesteś w stanie wymyślić?! Brawo, Swan...
-Zawsze masz ją pod materacem - wyczuwałam, że się uśmiecha. Nie musi wiedzieć o wypadku...
-Edwardzie, już czas... - usłyszałam w oddali z telefonu. Ktoś mówił do Edwarda.

-Bello.... - westchnął. - Pamiętasz mój tatuaż, prawda?
-Tak - ba, jak mogłam go nie pamiętać.
-Ile jesteś mi w stanie zapomnieć?
-To zależy o co pytasz.
-Ale odpowiedz, proszę, tak jak rozumiesz pytanie.
-Kocham cię, a miłość... - przerwano mi wpół słowa, bo ktoś wyrwał telefon z ręki Edwarda. Kurwa?! Oddajcie mi go! Rozłączyłam się, a łzy zapełniły moje oczy. Położyłam telefon na łóżko, w tej chwili do sali wszedł Emmett i Jasper. 
-Bella, obudziłaś się, mała! - misiek mnie przytulił, - Ale mi stracha napędziłaś! - pocałował mnie w policzek, a potem Jasper zrobił to samo. Ogólnie nic poważnego mi nie było, lekki wstrząs mózgu i parę mocnych obić i ta nieszczęsna, skręcona kostka. 
Moją głowę cały czas zaprzątały myśli. O co chodziło Edwardowi? No bo, co ja mam mu wybaczyć, jest mi z nim wspaniale, tak bardzo za nim tęsknię, chcę aby był już przy mnie, czy to tak wiele?

~*~

Pod wieczór włączyliśmy telewizor. Mieli pokazywać rodzeństwo Cullenów. To głupie, że robią z tego taką aferę, bo ludzie to ludzie. Eh...
Przynieśli mi czekoladę. Mówiłam, że ich kocham? Hah, bardzo... Ale i tak Edwarda bardziej. Z tego co się dowiedziałam dzisiaj był pierwszy dzień świąt. Prezenty były w akademiku, a Emmettowi i Jasperowi nie chciało się iść po nie i mnie zostawiać. Wolałam z nimi spędzić ten dzień. Szkoda, że nawet nie złożyłam życzeń Edwardowi... Chciałam, ale nie zdążyłam, bo wyrwano mu telefon, ciekawe kto to zrobił. Mam nadzieję, że wróci jak najszybciej. 
Emmett włączył odpowiedni kanał, nawet nie spojrzałam na telewizor i wyszłam z łóżka.
-Idę do toalety - powoli człapałam w odpowiednim kierunku, dopiero zaczynałam odczuwać jak wszystko mnie boli i czuję się jak staruszka, która ma problemy ze... wszystkim! Załatwiłam się, umyłam ręce, trochę czasu mi to zajęło przez moje chwilowe nieudolności. Wyszłam z łazienki, a moi bracia siedzieli jak wryci gapiąc się w telewizor.

-Ej! - machałam im przed oczami. Dopiero później w telewizorze rozbrzmiało nazwisko "Cullen". Odwróciłam się ciekawa..... I musiałam wręcz usiąść na łóżku. Były tam Rosalie i Alice.... Ale nie Mason, tylko... mówili o nich Cullen! A obok nich miedzianowłosy przystojny, młody chłopak... Nawet nie musiałam patrzeć na jego twarz. Od razu wiedziałam, że to Mój Edward...

______________________________________________________

Od Wampirka: Cześć, rozwodziłabym się jak to jest mi przykro, że nie było tak długo notki, ale... Nie jest mi przykro, napisałyśmy rozdział tak aby nam się podobał i w takim czasie jaki nam odpowiadał, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ja jestem z niego zadowolona, chodź jest krótki, sądzę, że wyszedł nam dobrze. Och, mam nowego bloga. Zapraszam, 
http://niewolnicy-wyspy.blogspot.com/
A teraz idę pisać NN na AYC :D

Od Inki: Dużo nie napiszę, bo... bo i tak mnie hejtujecie. Przepraszam tylko za moją reakcję na waszą presję. Notka wyszła teraz i się z tego cieszę, tak, jak Kinia. Dziękuję i miłego weekendu.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 14 "Tuż przed balem"

*Bella*

Edward, Rose i Alice dowiedzieli się, że na święta mają wracać do domu. Zasmuciła mnie ta wieść, gdyż myślałam, że te święta spędzę z Edwardem, będziemy oglądać Kevina w telewizji w świątecznych czapkach, nie będziemy w ogóle wychodzić z łóżka... Ale to już zachowam dla siebie, co byśmy tam robili. Nie chcę mu nawet tego mówić, bo on jest cały czas wszędzie, ale nie ze mną. 
Teraz to on już ogólnie nie ma dla mnie czasu. Boję się, że mnie unika... Mimo jego zapewnień, zaczynam obawiać się tego, że... To co jest między nami się zerwie. Spędzamy razem mało czasu, strasznie mnie to smuci. Nie chcę go stracić. Mam wrażenie, że się od siebie oddalamy. Ba, to chyba nawet nie jest wrażenie, to prawda. Alice i Rose starają się spędzić z moimi braćmi jak najwięcej czasu. Zawsze mam złudną nadzieję, że jest z nimi Edward, aby odwiedzić mnie. Nigdy go nie było. Jego siostry mówią, że jest zajęty, że chciałby, ale nie może. Tak jasne! Nawet noce spędzamy osobno, cieszę się gdy zobaczę go choć na chwilę na korytarzu. On raczy na mnie spojrzeć, rzuci szybkie "cześć", spuści głowę i idzie dalej. A ja płaczę. Zawsze płaczę. Tęsknię. Czy to, kurwa, tak ciężko zrozumieć? Mógł mi od razu powiedzieć, że "to" już się wypaliło. Że chciał mnie tylko przelecieć i puścić bokiem. Zero kłamstw... Czy jego bawienie się moim tatuażem oznaczało, że mnie okłamywał? A jego "Wybacz mi" oznaczało, że mam mu wybaczyć jego zabawę mną? Nic już nie rozumiałam... Czy znów zostałam wykorzystana? Ale co z jego pieprzonymi zapewnieniami?! Kochał mnie? Naprawdę mnie kochał, czy kłamał? Pogubiłam się już... Przecież wie ile dla mnie znaczy, wie że zostałam już raz tak zraniona, nie jest takim chamem, aby mi to zrobić. Więc może już mnie nie kocha, ale nie wie jak to oznajmić?
Za dużo myślę, wszystko przypomina mi o Edwardzie. Chcę go poczuć koło siebie, aby mnie przytulił, proszę. Miałam dziś występ z Emmettem, ale olałam to. Poszłam pod drzwi pokoju Edwarda, zapukałam w nie cicho. Nie usłyszałam odpowiedzi. Westchnęłam ze smutkiem i spuściłam głowę. Nie otworzy...
Ale mimo moich wątpliwości, klamka zadrżała. Otworzył mi. Wyglądał strasznie. Był nie ogolony, zmęczony, niewyspany.
-Edwardzie... - szepnęłam i wtuliłam się w niego bez słowa. Tak bardzo potrzebowałam jego ciepła. Objął mnie leniwie ramionami, a głowę położył na moim ramieniu. Przeczesałam jego włosy.Tęskniłam także za tymi gestami, byłam tak bardzo zdezorientowana, nie wiedziałam co się dzieje, czemu tak się dzieje. Weszliśmy do jego pokoju, spojrzałam mu w oczy, a dłoń położyłam na jego policzku. -Edwardzie, kochanie co się dzieje? - zapytałam ze łzami w oczach.

*Edward*

Co miałem jej powiedzieć? Że jestem wycieńczony swoimi kłamstwami? Że się rozstaniemy? Wiem, że tak będzie. Nawet tak dobra dziewczyna jak ona mi nie wybaczy.
-Jestem zmęczony, skarbie... - szepnąłem kładąc czoło do jej czoła. -Chciałbym cię serdecznie przeprosić za to, co się działo w ostatnim czasie. Zachowywałem się niestosownie wobec ciebie.
-Strasznie za tobą tęsknię, nie chcę abyś tak mnie traktował. Mijaliśmy się, rzadko kiedy nawet na mnie spojrzałeś, chcesz odejść? - zapytała mnie, jej głos drżał, widać, że się tego bała - Jeśli tak to... To mi powiedz, ale nie ignoruj mnie tak... - odwróciła wzrok, a po jej policzkach leciały łzy. Scałowałem je. Czułem się jak kompletna świnia, jak ja tak mogłem ją potraktować?! Przecież ja ją kocham, nie powinienem, jestem idiotą, nie zasługuję na nią. Za te kłamstwa, za wszystko!
-Przepraszam, Bell - szepnąłem przyciągając ją jeszcze bardziej do siebie. - Nie płacz, słoneczko, kocham cię. Nie chcę cię ani stracić, ani opuścić. Jesteś dla mnie wszystkim, kocham cię, słyszysz? - odgarnąłem jej piękne loki za ucho. Przejechałem kciukiem po jej ustach i złożyłem na nich czuły pocałunek. Wpiła się w moje usta, wtuliła się we mnie tak jakbym miał jej zostać odebrany i bałem się,  że właśnie tak się stanie, że ją stracę przez siebie, przez własną głupotę. Tak, wiem, że się powtarzam, ale co z tego?! Strasznie ją kocham, boję się tego co nadejdzie. W tej chwili nienawidzę swojego pochodzenia bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, bo mogę przez to stracić ukochaną osobę.
Usiadłem na łóżku sadzając ją sobie na kolanach, głaskałem jej plecy, znów scałowałem jej łzy, nadal płakała.
-Kocham cię, Edwardzie - szepnęła w moje usta. Zakołysałem nami delikatnie, a ona położyła głowę na moim ramieniu. Położyłem się z nią tak i masowałem jej całe ciało. Spojrzała mi w oczy, a ja uśmiechnąłem się delikatnie. -Wyglądasz okropnie - wygarnęła mi.
-Wiem, kocie - westchnąłem. - Ciężko mi, nie śpię ostatnio, nie jadam...
-Dlaczego? - spytała jeszcze zanim zdążyłem dokończyć. Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Chciałem powiedzieć, że się boję, gdyż zaraz dowie się całej prawdy, ale już za późno, a nie chcę jej ranić jeszcze bardziej.
-Po prostu mam dużo na głowie - westchnąłem - I jeszcze ten wyjazd do Anglii, chciałbym zostać z tobą na święta, kochanie. Postaram się wrócić jak najszybciej, dobrze? - spojrzałem w jej piękne oczy. Pokiwała smutno głową i pociągnęła nosem.
-Będę tęsknić - mruknęła chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi.
-Ja też, Bells. Wrócę... - ... jeśli ty nadal będziesz mnie chciała.

*Bella*

I dziś był ten cholerny dzień pożegnań. Nienawidzę ich... Najtrudniej było mi puścić Edwarda. Nie wiedziałam jak sobie bez niego poradzę... Byliśmy na lotnisku, w hali odlotów; już zaraz miał przejść przez bramkę. Wtulałam się w niego mocno, a on nami lekko kołysał i nucił coś pod nosem, gdy ja płakałam. To okropne, najgorsza chwila w moim życiu. Chciałabym aby już wracał, nigdy nie odchodził! Zapłakałam głośniej, tak mażę się jak dzieciak wiem, ale to ciężkie. Puścić go z wiedzą, że nie ujrzę go przez tak długi okres czasu. Z głośników dobiegł ponaglający głos. Musiałam go puścić. Poczułam dłoń Emmetta na swoim ramieniu. On i Jasper nie okazywali tego jak bardzo są smutni, ja tak.
Spojrzałam Edwardowi w oczy, a on się pochylił i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Muszę iść - szepnął przygryzając moją dolną wargę. Pokiwałam głową i puściłam go, co jest równe z tym, że zaczęłam głośno szlochać. Emmett mnie do siebie przytulił i stąd zabrał. Widziałam jak ich samolot odlatuje. Pociągnęłam nosem i wyrwałam się bratu. Wyszłam z sali i wybiegłam na ulice miasta. Założyłam na uszy słuchawki puszczając głośno muzykę. Szłam płacząc i mając w dupie, czy inni ludzie widzą moje łzy. Weszłam na pasy.
Poczułam ból, a potem ciemność.
_______________________________

Od Inki:
Wow, już rok, co nie? Osobiście znam tego bloga 11 miesięcy, ale ..... te szczegóły xD Ech... Nie wiem co napisać... Sto lat? Choć i tak wiem, że blog stówy nie dożyje, z wiadomego "postępu cywilizacyjnego" ;) Mnie dziękować ani nic z tych rzeczy nie musicie, gdyż ja tylko dokańczam :) Jednocześnie i bloga i paczkę chipsów, która leży obok mnie :D Prawdziwe brawka dla Kini i Amandy :)

Od Wampirka: 
Się wzruszyłam, Julka. Serio, ranisz moje serce? Jesz chipsy beze mnie? Super, wielkie propsy dla ciebie. Szalona. Ech, rok. Urodziny i takie tam różne xD Nie wiem, co napisać, aby nie wyszło, że jest oklepane, ech :C Dziękujemy za komentarze, za to, że nas odwiedzacie, za to, że w ogóle Was mam :) Jako prezent miała być piosenka nagrana przeze mnie i Julkę, ale się nie wyrobiłam, tak ja ;-;
Więc tak... :

Poprosiłam Rosę o udzielenie się i oto słowo od niej:
"Powiedzmy szczerze. Nie wiem co napisać. Poproszę oscara z czekolady...albo małego chłopca. Jednak poproszę tej czekolady bo mi odwala... demoralizują mnie koleżanki wiec... wracając do tematu. Minął już rok. Zaczęłam coś z Wampirkiem.. ale nie skończyłam. Zawiodłam , ale się ciesze. Nie napisałabym tego tak dobrze jak one... *czyta z kartki ostrożnie patrząc na wampirka który trzyma jej spluwę przy głowie. * a tak na serio to rozdziałów powinno być więcej. Mam nadzieje ze to sie zmieni niedługo. Pozdrawiam czytelników i prowadzące bloga. Nie zawiedźcie nas! A teraz prosze o czekolade i zapraszam na swoje wypociny. Ace takze. Adios ! ^-^ '
Aw!" ~ to by było na tyle od Amandy.

A teraz prezent od nas, nasze prywatne opowiadanie. Moje z Julką, takie na skypie, z podziałem na role. 

KLIK

piątek, 20 września 2013

Rozdział 13 "Nie zatrzymamy czasu"

*Bella*

Czas mijał, było wspaniale. Nikt się już tak bardzo nie czepiał Edwarda.... Albo wyłączył telefon, to też jest możliwe. Więc Emmett i Rose... Alice i Jasper.... Ja i Edward... Wiem, że to głupie, ale zaczęłam myśleć, jak moje imię brzmi z jego nazwiskiem. Isabella Mason... Boże, Bella jesteś dziecinna. Zachowujesz się jak księżniczka, która znalazła księcia... Skąd wiesz, że cię nie zostawi? Z facetami nigdy nic nie wiadomo, ale z nami, kobietami, też nie tak łatwo, prawda? Prawda. Mimo to mam nadzieję, że ja i Edward to tak na poważnie; na zawsze. Wiem, to głupie marzenia, ale czasami nawet marzenia się spełniają. Trzeba tylko naprawdę mocno chcieć; tak jak ja, chcę Edwarda i jego miłości. 
Mimo tego, że żyło nam się naprawdę świetnie to Edward był ostatnio jakiś przybity. Właśnie teraz siedzieliśmy wszyscy, całą grupą; Emmett z Rosalie, Jasper z Alice i ja z Edwardem, w jednym z pokoi. Ally skakała po kanałach, bo dziś, niestety, to ona dzierżyła władzę nad pilotem. Zatrzymała się na wiadomościach. 
-Super, dowiemy się co dzieje się w wielkim świecie - zaśmiała się
-Wojny... - powiedział Jasper
-Kataklizmy... - dodał Emmett
-Kłótnie... - znów Jazz. 
-Spory polityczne... - ponownie Emm. 
-Wypadki... - oni się chyba przeliczają. 
-Morderstwa... - ech, tak, robią to. 
-Różne religie... - kiedy to się skończy? 
-Gangi... - muszę chyba interweniować. 
-Idioci... - tak muszę. 
-A my siedzimy w akademiku, przekaz jasny - mruknęłam do braci, a oni wymamrotali pod nosem, że jestem "nadwrażliwa" i się zamknęli. Tak na marginesie, wcale nie jestem nadwrażliwa. Tak, jesteś. Może trochę! Nie kłóć się sama ze sobą, to nienormalne... Jak przestanę do siebie mówić, kłótni nie będzie Auć... Zraniłaś mnie... Zamknę się w sobie i zobaczysz... A idź w cholerę!
-Bella?! - potrząsnął mną lekko Emmett. - Patrz, ten twój książę zaraz będzie - zaśmiał się.
-Mój książę jest tu - przytuliłam się do boku Edwarda. Boże... Powiedziałam to na głos? Ugh, życie jest niesprawiedliwe. Ale jak on może mnie nazywać swoją księżniczką, to czemu nie może być dla mnie księciem on? Haha, tę rundę ja wygrałam!
Edward przytulił mnie do siebie i głaskał po ramieniu.
-No... Ale ja to pamiętam gdy Bella była mała i mówiła, że zostanie królową - zaśmiał się Jasper. Zarumieniłam się wściekle.
-Byłam dzieckiem, daj spokój... - warknęłam i rzuciłam w brata poduszką, a on zaczął się śmiać. Jaką ja mam wredną rodzinę!
-A o co chodzi z tym "Ten twój książę zaraz będzie"? - wtrąciła się jak na razie, do teraz, milcząca Rosalie. No nie! Serio? Czy oni muszą ciągnąć ten cholerny temat?!
-Chodzi o to... - zaczął Emmett. - Że: dzisiaj ma być dokładnie powiedziane, kiedy ta cała rodzina królewska pokaże się w komplecie. Bella jak się dowiedziała, że ten książę jest w jej wieku to całą pierwszą klasę podstawówki chodziła w stroju księżniczki...
-Bell, co ci jest? - spytała Alice. Okazało się, że trzymana przeze mnie puszka coli eksplodowała pod naciskiem mojej dłoni. Przy okazji zraniłam się porwanym metalem.
-Będą mi teraz te cioty wypominać to co robiłam ponad 15 lat temu! - warknęłam.
-Ale to było słodkie - zaśmiali się moi bracia. O nie... Rzuciłam puszką w Emmetta; wstałam i wyszłam z pokoju. Wiem, że zachowuję się dziecinnie, ale co ja mam robić, kiedy ośmieszają mnie przy Edwardzie!? Patologiczne świnie... Byłam na nich zła, mogli to sobie darować. Jasne może to było dla nich zabawne; dla mnie nie. Robią ze mnie jakąś idiotkę, co z tego, że byłam dzieckiem? Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Włożyłam w uszy słuchawki i puściłam sobie muzykę, strasznie mnie oni wkurwili, muszę się jakoś uspokoić. Leżałam tak słuchając kolejnych utworów, gdy poczułam, że ktoś siada na łóżku i głaszcze moje ramię. Gdy ten ktoś się pochylił poczułam zapach jabłek i mięty; Edward. Pochylił się i pocałował mnie. Ciekawe co on teraz sobie myśli...

*Edward*

Byłem zły. Zły na Emmetta i Jaspera za to, że bawili się we "wspominanie". Owszem, sam często mówię o siostrach "jak to było kiedyś..." Ale nie publicznie.
-Się nagle taka wrażliwa zrobiła - prychnął Emmett. Ten to wie, jak o siostrze dobre słowo powiedzieć... Sam wstałem i do niej poszedłem. Na ślepo strzeliłem, i miałem rację, iż jest w swoim pokoju. Usiadłem na łóżku koło niej, słuchała muzyki, pochyliłem się i musnąłem jej usta swoimi. Gdyby tylko wiedziała, że tej jej książę... Eh, ten z rodziny królewskiej to ja. No i tak, jestem w jej wieku, a ona nawet bez sukni i tych innych pierdół jest moją księżniczką, zawsze będzie; nikt tego nie zmieni. Zdjąłem jej słuchawki, Bell otworzyła oczy, a ja wziąłem jej poranioną dłoń w swoją. Westchnąłem i poszedłem do łazienki po apteczkę, która znajduje się w każdym z pokoi. Opatrzyłem jej dłoń i zabandażowałem, nie rozcięła sobie dużo, ale jednak...
-Bell, kochanie - pogłaskałem ją po policzku - Już okay?
-Nie... - mruknęła wtulając się we mnie, objąłem ją mocno i zakołysałem nami. Zaśmiałem się cicho - No co? - warknęła cicho.
-Nic, Księżniczko - pocałowałem ją czule.
-Nie myśl sobie, że jesteś zabawny - mruknęła. - Nigdy w życiu nie było mi tak wstyd...
-A czemu ma być? - spytałem. - Bell, to tylko zabawa...
-Nie pocieszaj, bo na razie marnie ci idzie - przerwała mi, a ja się zaśmiałem.
-Bell, sam jestem starszym bratem - zauważyłem. - To zabawa, ale nie powinni tak mówić - pocałowałem jej skroń. - Przynajmniej nie przy znajomych - sam bym się zdenerwował, jakby ktoś gadał na przykład "Jakie to Edward miał słodkie policzki, jak był mały..." Popieprzone... Tym bardziej rozumiałem co ona czuje, może było to dziecinne, ale i zrozumiałe.
-Kocham cię, Księżniczko z twoimi wszystkimi młodymi dziwactwami, zresztą może rozkochasz w sobie takiego księcia? - zaśmiałem się przygryzając płatek jej ucha. Och, moja Bello, ty już go w sobie rozkochałaś, nawet nie wiesz jak bardzo. Położyłem głowę na jej ramieniu i muskałem jej usta swoimi - Naprawdę, Bell, nie ma się o co złościć - szepnąłem, znów myślałem co gdy się dowie prawdy... No właśnie. Co? Myślałem nad wieloma możliwościami. Tu zerwanie, tu pobicie, tu gniew jej braci... uch, już mnie skóra boli. Ale na taki los zasługują kłamcy, czyż nie? Nawet jako książęta... Aż poczułem jakby pulsowanie mojego tatuażu.
-Edwardzie? - usłyszałem głos mojego aniołka. Natychmiast zamieniłem się w słuch, by móc spijać każde słowo płynące z jej pełnych ust. - A co... ja się znajdzie inna taka księżniczka? - spytała niemalże z bólem. Mnie samego ukłuła jej teoria. Jak w ogóle mogła tak pomyśleć? Po tylu moich zapewnieniach...
-Bells, mówiłem ci i zawsze będę mówił - powiedziałem poważniej. - Ty będziesz jedyna księżniczką.
-Tak? - spytała z nadzieją kładąc dłoń na moim policzku.
-Tak - potwierdziłem schylając się i całując ją. - Tylko moją...
__________________________________
Od Inki:
Więc..... Więc... No i znowu zapomniałam jak zacząć -.- okej, nie wiem czy ktoś w ogóle czyta "po słowie", ale trzeba się trochę wypisać x3 No więc... to był długi miesiąc, taki w chuj, a ja już byłam chora... No ale dzięki temu macie nowa notkę! Jupi! A teraz wszyscy tańczymy jak zdechłe ryby na piasku. I teraz się zaczynam zastanawiać, jak martwa ryba może tańczyć... Ach, ta moja bystra logika ^^ to teraz... przejdźmy do tego, że nie wiem, co ten rozdział uosabiał, ale tak łanie się nam go pisało, nie Kiniaś? :) I! I dawno nie było żadnej dedykacji, więc... zostawiam to Wampirkowi, bo nie wiem komu to dedykować xD I wcale się nią nie wysługuję :P Uch, ale się nie mogę doczekać, kiedy Edward powie Belli o swoim życiu.... Więc moje wy ludki kochane, sie żegnam, bo trzeba Kindze odpisać :) papa <3

Od Wampirka: 
Stwierdzam, że liceum NIE jest fajne. Mam już masę sprawdzianów, prac i klasówek, naprawdę kompletna masakra :"( Ale środa i czwartek zapowiada się super, bo klasowa wycieczka, ale czas bez Julki :"( No ojej, będziemy musiały jakoś dać radę, ech, rozdział napisałyśmy dziś... I w sumie bardzo fajnie się nam go pisało. Pójdę na łatwiznę i dedyk dla wszystkich, którzy skomentują. A co się będę, c'nie? Ale jestem wymagająca xD
Ech, no to do zobaczyska <3
Kochamy <3

Ciao. 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 12 "Wyjaśnienia"

*Bella*

Czułam go. Wszędzie, jakby był przestrzenią. Istniał teraz tylko on i ja. Co chwila to napinałam mięśnie, to zwalniałam je w stawach. Wiedziałam, że mnie kocha i... Nie zrobi tego co inny zrobił 6 lat temu...
Podniósł się i znów był nade mną, a ja wciąż nie miałam dość. Podniosłam się na łokciach i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Chciałam go więcej, więcej, więcej. Nie znałam umiaru, w tej sytuacji nie można znać umiaru, zawsze będę niespełniona, chciwa jego ciała i dotyku, miłości. Zanurzyłam dłonie w jego włosach i pociągnęłam za nie delikatnie. Edward miał na sobie stanowczo za wiele ciuchów. Tak, spodnie i bokserki w tej chwili to bardzo gruba warstwa dzieląca jego ciało od mojego, za wielka, trzeba ją zmniejszyć.
Położyłam się wzdłuż łóżka, jego naciągnęłam na siebie. Moje dłonie sięgnęły do jego paska od spodni Edwarda.
-Eh, Bello... - powstrzymał moje dłonie. Zatkało mnie. Nie chciał? Przecież... On... Powiedział, że mnie kocha! Przestałam robić cokolwiek i spojrzałam na niego spłoszonym wzrokiem. Chyba to zauważył...
-Kotku, proszę, nie patrz tak na mnie, bo czuję się jakbym był strasznym gwałcicielem... - powiedział smutno.
-Ja... Nie wiem jak mam cię rozumieć... - wyjaśniłam. Wciąż miałam lęk w oczach. Ale on to przynajmniej powiedział jasno... Znaczy, nie powiedział, ale okazał.
-Chodzi o to, że nie mamy... Wiesz...
-Ach, to - głupiaś, Bell. Jemu o prezerwatywy chodzi, a ty już, że cię nie chce.... Odetchnęłam z ulgą. Sięgnęłam do szafki nocnej, ale nie mojej tylko obok innego łóżka, Rose. Oj, no miałam nic nie mówić, ale...okłamała Edwarda, że jeszcze nie uprawiała seksu z Emmettem. Więc wyciągnęłam saszetkę z zabezpieczeniem.
-Czekaj, chwila, czy to... To jest Rose? - spytał zdławionym głosem,  mruknęłam coś niewyraźnie, czekaj i to ma być niby odpowiedzą, jestem genialna. Edward warknął coś i pokręcił głową, po chwili się uspokoił, sądzę, że nie chce psuć chwili, ale potem pogada z siostrą, ojć, muszę uprzedzić Rosalie. Położył prezerwatywę koło nas i pozwolił aby moja dłoń majstrowała przy sprzążce jego paska od spodni, po chwili odpięłam klamrę i zsunęłam spodnie z jego seksownych bioder, a on już je z siebie skopał. Wylądowały na podłodze między naszymi innymi ciuchami, czyli tam gdzie było ich miejsce. Potarłam przez materiał jego bokserek bolącą erekcję Edwarda, syknął cicho kierując swój wzrok w moją stronę. Był taki duży, twardy, ciepły, gotowy na mnie. Dumna z tego jak na niego działam ponowiłam swój ruch i znów potarłam jego członka. Przekręciłam nas i teraz ja byłam nad nim. Uśmiechnęłam się zadowolona i ściągnęłam z niego resztkę bielizny...

*Edward*

Kurwa, kurwa, i jeszcze raz kurwa! Ugh, ta dziewczyna jest dla mnie narkotykiem! Ale i tak Rose się oberwie. Nic nie mam do Emmetta, ale... on nawet nie wie, że się pieprzył z księżniczką... Choć pewnie dla niego ona jest księżniczką jak Bella dla mnie. Co nie zmienia faktu, że się im obu oberwie!
Widziałem jak Bell się do mnie dumnie uśmiecha. Podniecenie jednak każdemu służy... Boże, znowu gadam jak książę... Bo nim jestem? Kurwa, nie w tej chwili! Podniosłem się na łokciach i ją pocałowałem. Tsa.. Zmiażdżyłem jej usta swoimi! Chciała dominować? Nic z tych rzeczy. Nie tym razem... Boże, znowu myślę jak ja! Ale mam być mną... I znów to uczucie, że ją oszukuję... Z zamyślenia wyrwał mnie fakt, że założyła na mnie już prezerwatywę.
-Bella, czekaj - zatrzymałem ją. - Muszę wiedzieć, że chcesz... - pogłaskałem ją po policzku.
-Chcę, Edwardzie... - szepnęła z uśmiechem. Też się uśmiechnąłem i pocałowałem ją bardzo czule. Położyłem dłonie na jej biodrach i masowałem je jednocześnie powoli zbliżając ją do mnie. Chciałem ją poczuć, bardzo. Kocham ją najbardziej na świecie i chcę jej to okazać... Bell pocałowała mnie, a ja nakierowałem ją na siebie. Wypełniłem ją, była idealna, dla mnie, stworzona właśnie dla mnie. Nasze oddechy splatały się ze sobą, a jęki wypełniały całe pomieszczenie. Dopasowaliśmy swoje ruchy, byliśmy jednością, zsynchronizowani jak najlepszy zegarek. Unosiłem ją na sobie masując jej biodra i pośladki, jej jęki jeszcze bardziej mnie satysfakcjonowały. Doszliśmy wspólnie szepcząc swoje imiona. Położyłem się na łóżku, a Bell koło mnie. Głaskałem ją po plecach, po jakimś czasie wstałem aby pozbyć się zużytej prezerwatywy, ale szybko wróciłem do ukochanej kobiety, która czekała na mnie w łóżku. Złożyłem na jej ustach namiętny pocałunek. Ciągle męczyło mnie to co powiedział Emmett, to, że już raz została skrzywdzona. Bałem się, że mogę powtórzyć błąd... Poprzedniego chłopaka Belli.
-Bell? - spytałem nadal głaszcząc dziewczynę po plecach. Odpowiedziało mi ciche westchnięcie. Ona spała! Boże, ja tu się szykowałem na poważną rozmowę, a ta mi tu śpi... Ale każdy przyzna, że nie ma nic piękniejszego niż śpiąca królewna... Żebym się czasem z księcia w pantofla nie zmienił... Choć uległbym jej we wszystkim... Ugh, przestań już! - Dobranoc - pocałowałem czule jej powieki.

~*~

Następnego dnia z rana, obudziły mnie poranne promienie słońca. Bella spała na mnie, zaśmiałem się cicho, żeby jej nie obudzić. Zacząłem głaskać jej plecy. Odkryłem ją do pasa z kołdry i kontynuowałem masowanie.
-Cześć, Kochanie... - usłyszałem jej zaspany głosik.
-Hej - szepnąłem i czule pocałowałem jej ramię. Potem łopatki, drugie ramię. Usłyszałem cichy pomruk Bell, zadowoliło mnie to.
-Mógłbyś mnie budzić tak codziennie - zaśmiała się patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłem go od razu, pochyliłem się i złapałem jej wargi w swoje, znów zamruczała.
-To chyba jest zachcianka do spełnienia... - powiedziałem zamyślony - Tak, mogę cię tak budzić codziennie - otarłem się swoim nosem o jej.
-Trzymam cię za słowo... - przeciągnęła się i ziewnęła, a potem we mnie wtuliła. - Wczoraj odleciałam tak szybko, że sama nie wiem kiedy - kreśliła palcem wskazującym wzorki na moim torsie. Zanurzyłem nos w jej włosach i zaciągnąłem się jej zapachem.
-Tak, zauważyłem, mówiłem do ciebie, a potem się okazało, że spałaś... - uśmiechnąłem się na wspomnienie śpiącej Belli. Wyglądała piękne, delikatnie spocona z błogim uśmieszkiem na ustach.
-Oj, naprawdę? Przepraszam... - cmoknęła mnie szybko w usta - Co mówiłeś?
-Chciałem... cię zapytać - zaciąłem się niemal niezauważenie.
-A o co? - nie zaprzestawała rysować palcem na moim torsie.
-O... O to co mówił Emmett... - wydusiłem w końcu. Oboje wiedzieliśmy o co chodzi. Już nie patrzyła mi w oczy. Jej wzrok powędrował w poduszkę. - Kotek, kto cię skrzywdził? - spytałem z wielką troską. Poprowadziłem jej brodę palcem, żeby znów mogła na mnie spojrzeć. - Powiedz, proszę...
-Eh... Raz mnie wykorzystano... - szepnęła niesłyszalnie, ale dało się usłyszeć temu, kto był blisko jak ja. Przełknąłem ślinę. Na samą myśl chciałem w coś uderzyć. Jak można wykorzystać dziewczynę taką jak Bella!? - Miałam 18 lat. Poznałam go na wyjeździe... Byłam głupia, nawet nie powinnam z Jacobem rozmawiać - westchnęła ciężko. Głaskałem ją po plecach. - I... zakochałam się... spaliśmy ze sobą - już znów całkiem się na mnie położyła. - Jak się obudziłam, jego nie było... Okazało się, że założył się z kumplami, o to, kto przeleci więcej dziewczyn... I do tego mnie wykorzystał... - zamilkła i wtuliła się we mnie mocno. Pocałowałem ją we włosy i zakołysałem nami. Miałem ochotę znaleźć tego Jacoba, a uwierzcie mam takie możliwości! Ja już bym się z nim rozprawił. Tak nie traktuje się kobiet, a już na pewno nie moją kobietę. Byłem wściekły, ale nie chciałem tego okazać, tuliłem Bell do siebie, spojrzałem w jej oczy.
-Ale ty mnie kochasz... - szepnęła - I nie okłamałbyś mnie, prawda?
-Kocham cię... - przejechałem kciukiem po jej dolnej wardze. Cholera, Bell tak bardzo chciałbym powiedzieć ci prawdę, to zaszło za daleko, te kłamstwo nie wróży niczego dobrego. Nie wiem jak ci powiedzieć kim jestem, Bello.

__________________________________________

Od Inki:
No witamy! Zostało...13 dni, 11 godzin i 45 minut do 2 września! Też wam to tak szybko zleciało? Ale mam coś na pocieszenie: ... właśnie mi uciekło z głowy ;p okej, czekamy na komenty i renenzje ;3 <- kocham tąę emotikonę tak jak was :* Wszystko od Inki, dziękuję! Dobranoc!

Od Wampirka:
A ja powiem, że jest mi trochę dziwnie... To coś pomieszane ze smutkiem i gniewem. No ja wiem, że długo nie było NN, ale nie naciskajcie tak, na prawdę się staramy. To nie jest tak, że siadam i pisze wszystko od razu genialnie. To trwa bo nie chce wpuszczać w internet jakiegoś gówna, które jest z błędami, nudne i do dupy.
Tyle ode mnie...
Papa :*
Dziękuję tym, którzy zawsze są z nami.

http://at-your-command.blogspot.com/ -to jest mój blog, jakby ktoś nie wiedział, c' nie ? :D
http://friends-love-forever-and-ever.blogspot.com/ - a to Inki :)

Pozdrawiamy. 

niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 11 "Coraz bliżej święta..."

*Bella*

Nauka, wolne, nauka, tańczenie w klubach, próby z Emmettem i Jasperem, wiele czasu spędzanego z Edwardem. Tak na prawdę nie miałam wolnej chwili dla siebie, ale nie narzekam. Ten rok na studiach będzie należał do najlepszego. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, staliśmy się grupką zgranych przyjaciół, a przede wszystkim spotkałam Edwarda.
Znów ćwiczyłam z Emmettem. Edward musiał zadzwonić, ale wiedziałam, że zaraz wróci. Często był na naszych próbach i występach, ale od pewnego czasu zaczął odbierać długie i monotonne telefony. Jedynymi rzeczami, które słyszałam, były jego krótkie odpowiedzi: "Tak", "Nie", "To drugie", "Może być", "Nie, znajdź inne". Zaczął też nas odwiedzać Eleazar. Nic do niego nie mam, ale... kurwa, on zabiera mi EDWARDA! Już i tak mam mało czasu, a on mi go w dodatku zabiera.
Zbliżały się święta. No może było jeszcze do nich półtorej miesiąca, ale w telewizji już szumiało.
-"Podczas wczorajszego posiedzenia, monarcha Anglii, król Carlisle z małżonką, ogłosili, iż na balu świątecznym po raz pierwszy media i prasa będzie mogła zobaczyć jakież to młode osoby udało się im wychować. Chodzi o młodych następców pary królewskiej. Wiemy, że najstarszym z rodzeństwa jest płci męskiej. Niestety o pozostałych członkach rodziny wiemy niewiele. Faktycznie, królowa była w ciąży dwukrotnie, lecz krążyły plotki o bliźniakach. Prawdopodobnie, młody książę ma około 24-25 lat. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieć młodego króla...!" - po tej wiadomości Edward wyłączył kanał informacyjny. Siedzieliśmy u mnie, bo jak to tradycyjnie, Emm i Rose poszli do hotelu, a Jazz i Ally - do chłopaków.
-Stało się coś? - spytałam kręcąc palcem po jego torsie, siedziałam mu na kolanach.
-Nic, kochanie, nic... - próbował być opanowany, ale coś mu nie wyszło. Za bardzo napinał mięśnie.
-Na pewno? - pogłaskałam jego policzek.
-Na pewno, królewno - szepnął z uśmiechem. Zawsze się uśmiechał, kiedy mówił tak do mnie. Też lubiłam, jak mnie tak nazywał. Wiedziałam wtedy, że on może być moim księciem...
-A wiesz, że ty też masz tyle lat co ten książę? - spytałam z uśmiechem. Ale raczej nie powinnam, bo przestał się uśmiechać. - Powiedziałam coś nie tak? - zmartwiłam się tą nagłą zmianą nastroju.
-N... Nie - powiedział po krótkim zastanowieniu się. - A co, wyglądam ci na księcia? - teraz uśmiech już wrócił na jego twarz.
-Co to za pytanie? - spytałam zdziwiona.
-Czy wyglądam na księcia - powtórzył.
-Noo... - zaczęłam nieco zawstydzona. - Jesteś przystojny... i nie jeden książę mógłby taki być. Nadawałbyś się na dziecko monarchy. I na pewno byłbyś świetnym królem - dodałam już uśmiechnięta. Wziął mój nadgarstek w dłoń; ten z napisem "no lie". Bardzo często gładził powierzchnię tego tatuażu... -Lubisz ten tatuaż - zauważyłam. Zdawał się rozmyślać nad nim. Uwielbiam kiedy tak rozmyśla... Jest wtedy jeszcze bardziej pociągający. Edward jeszcze chwile milczał, a potem na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech, ale widziałam w jego oczach, że jeszcze nie jest całkowicie ze mną, myśli o czymś innym, odległym. Znów zmartwiona pogłaskałam go po policzku, a on nadał wodził palcem po tatuażu.
-Edwardzie... - szepnęłam patrząc na niego i marszcząc delikatnie brwi.
-Tak, królewno? - znów spojrzał na mnie. Westchnęłam ciężko i pokiwałam zrezygnowana głową.
-Nie słuchasz mnie... - mruknęłam ciągnąc go za kołnierzyk koszuli. Edward przygryzł swoją dolną wargę i pogłaskał mój policzek, pochylił się i mnie delikatnie pocałował.
-Zawsze cię słucham, uwielbiam cię słuchać... - schował za ucho zabłąkany kosmyk moich włosów, wtuliłam się w niego - I tak, lubię ten tatuaż... - szepnął, po czym odchrząknął. Pocałował mnie z zaskoczenia żarliwie. Zamruczałam i zachichotałam jednocześnie.
-A tobie co się stało? - zaśmiałam się odchylając głowę w tył, bo nagle zaczął mnie łaskotać.
-Nic, księżniczko... - powiedział z uśmiechem.
-Niby książę, a kłamie... - prychnęłam.
-Księciem trzeba się urodzić, żeby kłamać? - nie przestawał mnie łaskotać. - Mianowany być może tylko wtedy gdy nie widać przeciwwskazań - znów mnie pocałował. Leżeliśmy teraz na łóżku.
-Coś za dużo wiesz o "książowaniu" - chichotałam słaniając się rękami. - Ale skoro można kogoś mianować... To będziesz moim księciem - uśmiechnęłam się. On także odwzajemnił gest.
-Tylko twoim, kochanie - przestał mnie łaskotać i teraz masował moje ciało. - Kocham cie, królewno... - zamarłam, spojrzałam na niego i  wtuliłam się w jego ciało.

*Edward*

Tak, kocham ją. Tak, powiedziałem jej to. Chciałem to zrobić inaczej, ale... To było takie naturalnie, wyszło samo z siebie. I było szczere, od serca. Kocham ją najbardziej, bardziej niż wszystkie rzeczy razem wzięte. Ale teraz wszystko się skomplikuje. Bal, dom, szkoła, my... Mogłem jej powiedzieć, a nie okłamywać od początku.
Położyłem ją na jej łóżku, a sam byłem nad nią, pogłaskałem delikatnie jej policzek. Uśmiechnąłem się widząc jej uśmiech.
-Kocham cię - szepnęła. Powiększyłem swój uśmiech. Zniżyłem się i zacząłem ją delikatnie całować.Oplotła moją szyję rękoma. Byłem prze szczęśliwy. Masowałem jej ciało nieprzerwanie, a tu... PUK! PUK! PUK!
-Kurwa, lepszej chwili nie mogłeś wybrać?! - warknąłem widząc, że w drzwiach stoi Emmett. Za nim Jasper, Alice i Rose. Ja pierdole, sabat czarownic i czarowników... Książę, od kiedy tyle przeklinasz? Od teraz, jak przerywają mi bliskie chwile z dziewczyną, którą kocham! Ale pamiętaj, że monarsze tak nie wypada... Gówno mnie to, czy wypada, czy nie! Przez to kim jestem, muszę ją cały czas okłamywać! Coraz gorzej z tobą, kłócisz się sam ze sobą. Bo moja połowa chce być normalnym chłopakiem, a ty mi to uniemożliwiasz.
-Ty sorry... - Emmett uniósł ręce do góry w obronnym geście - Tylko się zabezpieczajcie... - parsknął śmiechem - I takie ostrzeżenie Edward - powiedział już poważniej - Jak cię lubimy z Jasperem, tak cię wykastrujemy jak ktoś znów skrzywdzi naszą małą Bellę - zagroził mu ze srogą miną, a Jazz na potwierdzenie kiwnął głową. - Ekipo, wycofujemy się - na twarz Miśka znów wstąpił uśmieszek i wyszli trzaskając drzwiami. Westchnąłem ciężko i znów zwróciłem swój wzrok na Bellę, która miała dość dziwną minę i przygryzała dolną wargę patrząc na mnie. Pocałowałem ją delikatnie myśląc nad czym ta mała, piękna osóbka się zastanawia. I przypomniałem sobie słowa Emmetta "Jak ktoś znów skrzywdzi naszą małą Bellę". Czyli ktoś ją kiedyś zranił? Skrzywdził moją Bellę?!
-Edwardzie... - przerwała pocałunek. Nie rozumiałem, nie podoba jej się?
-Tak, księżniczko? - marzyłem, żeby nią była. Naprawdę...
-Znowu nie jesteś ze mną - westchnęła kładąc mi dłoń na policzku. Jak miałem jej to wyjaśnić? Że się martwię? Że sie boję? Że ją okłamuję...? - Chodź... - szepnęła i przyciągnęła mnie za kark, a ja znowu ją całowałem.
Dotarło do mnie to co planuje dopiero jak rozpinała guziki mojej koszuli. Zdziwiłem się, ale nie protestowałem. Bardzo tego chciałem od naszego pocałunku w klubie. Zacząłem więc całować ją od kącika za uchem przez szyję. Rozpięła ze trzy cztery guziki i jedną dłoń zatopiła w moich włosach, a drugą przeniosła na kark. Jej ciche i krótkie oddechy zaczynały mnie ekscytować. Wsunąłem więc swoje dłonie pod jej koszulkę, a ona oplotła mnie nogami w pasie. Zassałem jej język do swojej buzi, tak słodko smakowała. Była cała moja, chciała mi się oddać, a ja chciałem ją mieć. Na zawsze. Tak bardzo jej pragnąłem, chciałem też aby mi wybaczyła, gdy dowie się prawdy o mnie. Związanie się ze mną jest dużą odpowiedzialnością. Ale o czym ja teraz myślę. Moja koszula była już całkowicie rozpięta, Bella zsunęła mi ją z ramion, a ja na chwilę się od niej oderwałem, aby po prostu ten niezbędny ubiór z siebie zrzucić. Moja dłoń błądziła po jej płaskim brzuchu masując go okrężnymi ruchami. Bella cicho jęknęła, a mnie ten dźwięk się podobał i będę robić wszystko aby słyszeć go częściej. Podwinąłem jej bluzkę, żeby widzieć część jej nagiego ciała. Obniżyłem się i polizałem jej brzuch aż do żeber. Na koniec zanurzyłem język w jej pępku. Wywołałem salwę podobnych dźwięków do poprzedniego. Uśmiechnąłem się triumfalnie, uniosłem się na chwilę aby bez problemu po prostu zdjąć z niej bluzkę. Lustrowałem jej ciało od pasa w górę, przejechałem palcem po części odkrytych jej piersi. Bella wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do mnie, uniosła się na łokciu i przyciągnęła mnie do siebie. Nasze usta znów się ze sobą zderzyły, zamruczałem zadowolony. Chwyciłem ją dłonią w dole pleców i przytrzymałem przy sobie. Odgarnąłem jej włosy i rozpiąłem stanik. Nie zdjąłem go jednak, czekałem na chociaż nieme pozwolenie. Kobietę należy szanować... Niby to wzruszyła ramionami, a ramiączka z niej opadły. Nadal ją czule całowałem. Chciałem, żeby czuła się bezpiecznie, ja sam chciałem czuć, że jest przy mnie i przy nikim innym. Delikatnie zsunąłem z niej stanik, otarłem się nosem o jej sutek, a potem go pocałowałem. Bella wygięła się w łuk i wbiła paznokcie w moje ramiona. Syknąłem cicho na to doznanie. Byłem coraz bardziej podniecony, a odgłosy Belli sugerowały, że ona także. Moje usta zajęły się jej prawą piersią, a lewą okryłem dłonią. Muszę przyznać, że to bardzo zajmujące i ekscytujące zajęcie. A nagrodą dla mnie jest jej przyjemność. Czułem, że jej dłonie zaczęły drapać o klamrę mojego paska od spodni. Rozumiałem, że chciała więcej. Sam zsunąłem z niej spodnie. Wyplątałem się spod jej nóg i zdjąłem jej jeansy całkowicie. Instynkt podpowiadał "Idź w dół", ale rozum i serce, o dziwo były zgodne, mówiły "Całuj i dotykaj". Choć instynkt wziął górę, rady o całowaniu i dotykaniu zostały. Schodziłem z pocałunkami coraz to niżej, a ręce pieściły jej całe ciało. Dotarłem do brzegu jej dolnej bielizny. Szarpnąłem za nią zębami i warknąłem. Bella nie miała już jak sięgnąć mojego paska, ale jej nogi oplatywały teraz moje plecy pod łopatkami. Słyszałem, że miała wiele przyjemności z tego co robiłem. Sam byłem cholernie dumny, że doprowadzam ją do takiego stanu. Zdjąłem jej figi i polizałem wzgórek łonowy, Bella zakwiliła i jęknęła równocześnie. Ta kobieta jest niesamowita, wykończy mnie samymi dźwiękami. Erekcja w moich spodniach uwierała mnie boleśnie, ale teraz Bella była tu najważniejsza. Ominąłem jej centrum i całowałem ją wzdłuż ud, do kolan, przez łydki, ucałowałem jej kostki. A potem tą samą drogą od kostek do ud wróciłem wyznaczając czuły szlak na jej drugiej nodze. Czułem, że bardzo, ale to bardzo się niecierpliwi. Zaśmiałem się dla uznania mojego jakże świetnego geniuszu i ostrożnie zanurzyłem w niej język. Teraz wykończy mnie jeszcze swoim smakiem! Wszedłem w nią jeszcze głębiej poruszając językiem. Ukradkiem widziałem jak zaciska pięści na pościeli i czułem jak napina mięśnie. Moje dłonie znajdowały się na jej pośladkach i czule je masowały. Ból w spodniach za to, był nie do wytrzymania...
______________________________________________

Od Inki:
Dobry, państwu. No tak, ale państwo niecierpliwi. Kuźwa, cholery można tu dostać... No nic, miałam się nie pieklić to już nie pieklę. Ale, hej! Jest NN! Wróciłyśmy z Kinią z wakacji, na których nie było neta... Więc, skarby wy moje, mam nadzieję, że po przeczytaniu notatki wasz niedosyt jest taki jak bolące spodnie Edwarda :D Nie wiedziałam co wybrać więc poradziłam się Kingi:
Inka: Książę słucha instynktu, czy serca i rozumu?
Wampirek: a chuj księcia wie
Inka: :D bo napisałam: Instynkt podpowiadał "Idź w dół", ale rozum i serce, o dziwo były zgodne, i mówiły "Całuj i dotykaj". Kogo ma posłuchać? :D
Wampirek: Niech idzie w dół
Inka: wiedziałam, że to powiesz, Instynkcie xD (fragment rozmowy przez komunikator Skype)
Więc, piszemy właśnie opowiadanko o psychiatrii. Wierzcie, Bell naprawdę potrzebny jest psychiatra... Resztę zostawiam Kindze <3...

Od Wampirka:
Bry, ludzie. Ej, to nie moja wina, że jestem zboczona. Po prostu niech idzie w dół. Rozjebało mnie porównanie Julki: "Niedosyt bolący jak spodnie Edwarda". Po prostu leżę i nie wstaję. Ja tam już się nie pieklę, jestem na luzie. Ostatnio miałam za wiele obciążeń psychicznych i po prostu olewam wszelakie hejty. Tyle, dziękuję tym wytrwałym czytelniczką, które na asku z anonima nie walą do mnie "per idiotko". Ja wracam do stanu używalności i ten tego. Kocham was wszystkich, a najbardziej Julkę i Miśkę i mojego psa, bo mój pies jest słodki i je marchewkę :p Kozak z niego.
Ej, w fajny momencie skończyłyśmy nie. Czempjonsy z nas <3

To ten, Żegnamy się.
Paaaaaaa. I do następnej. 

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 10 "Nie kłam, tylko kochaj..."

*Bella*

Nie naciskałam. Nie chciał mi powiedzieć, to nie, ale wiedziałam, że coś jest nie tak. Jednak jeśli tego chce dam mu trochę czasu, przecież nie jesteśmy małżeństwem, nie musi mi się zwierzać. Dopiero co zaczynamy...My w sumie nawet nie jesteśmy, jeszcze, parą. Powtarzam się, wiem, ale usilnie próbuję sobie wcisnąć do głowy, że wszystko jest okej, chcę aby wszystko było okej. Między mną i Edwardem. Bella i Edward. Edward i Bella. Zaskakująco dziwne jak nasze imiona do siebie pasują, wręcz idealnie, a może to tylko moje wyolbrzymione ideologie, a nasze imiona wcale tak nie współgrają. Może to czysty przypadek, sama nie wiem. Mało rzeczy wiem odkąd Edward Masen pojawił się w moim życiu, prawie wszystko dotyczy jego. Ale nie narzekam...Lubię z nim być, o nim myśleć. Cokolwiek co jest z nim związane wydaje się dobre, takie jest. Do tej pory miałam małe miłostki, no okej, raz większą...Jacob, ale nie chcę o nim wspominać. Tylko, że nawet...Nawet przy Blacku nie czułam się tak wyjątkowo jak przy Edwardzie. Traktował mnie jak jakąś księżniczkę. Czasami nawet mówił do mnie per księżniczko. Nie powiem...Miłe to.
Przechadzaliśmy się po całym parku. Edward mało co mówił. Zmartwiło mnie to.
-Co się dzieje, królewno? - znów zwrócił się do mnie tym uwielbionym przeze mnie słówkiem.
-Nic, nic poważnego, tak sobie rozmyślam...-uścisnęłam jego dłoń uspokajająco - Na chwilę odpłynęłam - zaśmiałam się lekko. Edward kiwnął głową na znak, że rozumie. Podskoczyłam i pocałowałam go w polika. Serio, musiałam skakać aby dosięgnąć do jego polika. Nie ma co. Wielkolud z ciebie, Swan. Oh, zamknij się!
-Kobieta na mnie skacze... Jaka nowość.. - mruknął z uśmiechem.
-Masz problem. Na ciebie będę skakać cały czas - powiedziałam i wskoczyłam mu na plecy. Nie myślałam już o tych problemach. Nawet nie wiem czy można je było tak nazwać.

Niósł mnie przez miasto, wracaliśmy do internatu. Po drodze mijaliśmy... salon tatuażu. Zamyśliłam się nad moim nastoletnim marzeniem. Zawsze chciałam mieć wytatuowane nadgarstki, ale nie byłam dość odważna na taki krok.
-Bella? - spytał mój ukochany rudzielec.
-Hmm.. - otrząsnęłam się z zamyślenia. - Przepraszam, myślałam... - wtuliłam się w jego plecy.
-Patrzysz na tą witrynę, jakbyś zaraz miała tam wejść - przyznał chłopak.
-Bo chciałam - przyznałam. Przytuliłam policzek do jego szyi. Tak bardzo chciałam powiedzieć "kocham cię", ale... byłoby to trochę dziwne po... kilku dniach znajomości. Czułam się jak niespełniona, ta jego, królewna, której brakowało księcia...Boże, ale ja porównaniami walę, nie ma co. Jednak, taka prawda, cóż, może w przyszłości to się zmieni. Może w końcu będę mogła mu powiedzieć te dwa słowa ''kocham cię'', dwa słowa, tak często nadużywane w naszych czasach, słowa, które przez niektórych ludzi tracą na wartości, ale jednak tak ważne w naszym życiu.
-Chciałaś, czy chcesz...? - zapytał, chyba lekko zaciekawiony.
-Chciałam, chcę...Coś koło tego...-pokręciłam nosem zabawnie, Edward zaczął się śmiać - No, ej, czemu się ze mnie śmiejesz?
-Twoje niezdecydowanie jest urocze, to co, wchodzimy? - zapytał poważnie, zamyśliłam się. Hmm... Tatuaż zostaje na zawsze, a ja... wieczna przecież nie będę.
-Wchodzimy - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.


*Edward*

Tatuaż... Nigdy nad tym nie myślałem poważnie. Ba! Nawet nie było mi to dane! Chciałem towarzyszyć Belli. Niech wie, że ma we mnie oparcie. Weszliśmy. Było wewnątrz... nawet przyjemnie. Nie tak jak na tych filmach: łyse karki, całe wytatuowane. Były gablotki ze wzorami, z igłami i pistoletami na atrament. Hmm... Może ja też coś sobie wytatuuję?
-Co tak patrzysz? - wyrwała mnie z zamyślenia moja Bella...
-Tak się zastanawiam... - przyznałem zapatrzony w wytatuowany kawałek świńskiej skóry.
-A nad czym dokładnie? - usłyszałem jej "specjalny" głos.
-Nad tym czy też sobie czegoś nie wytatuować, ale najpierw...Nad czym myślałaś ty? Jaki tatuaż? - złapałem ją za rękę i lekko za nią uścisnąłem.
-No...-mruknęła - Na pewno na nadgarstkach, teraz myślę nad pomysłem. - wtuliła się w mój bok. Bella była tak strasznie seksowna, a nie miała nawet o tym pojęcia. Pocałowałem ją w polika, sunąłem nosem po jej policzku, czekałem na jej decyzję.
-Wiem...! - wykrzyknęła w końcu. Podeszła do tatuażysty i zaczęła mówić żywo o tym co jej ta piękna główka wymyśliła.
Jak już wybrała tatuaż, siedziałem z nią i trzymałem jej wolną rękę... Która nie była tatuowana. Kiedy zobaczyłem co jest napisane na jej rękach... Momentalnie posmutniałem. "Nie kłam. Tylko kochaj"... A ja właśnie tak robiłem. Okłamywałem ją, ale jednocześnie kochałem... No, ale nie mogę inaczej, na razie.
-No i jak? - Bella usiadła prosto i pokazała swoje nadgarstki - Podoba ci się?
-Śliczny...-pogłaskałem ją po policzku, dziewczyna nachyliła się lekko, a ja skorzystałem z okazji i ją pocałowałem.
-Więc...-Bella zamruczała w moje usta - Ty też chcesz tatuaż?
Zamyśliłem się. Jeśli moi rodzice dowiedzą się o moim stałym znamieniu zadowoleni nie będą, ale z drugiej strony to jedyna taka okazja.
-Hmm, tak...-cmoknąłem ją ostatni raz w usta - Na karku. Napis chcę.
Więc...Wyjaśniłem wzór swojego tatuażu, Bella nie wiedziała jaki, zobaczyła dopiero efekt końcowy
-Wybacz mi...-przejechała palcem pod wzorem. Przymknąłem oczy, a moje serce ścisnęła siła moich kłamstw. Chciałbym, żebyś wybaczyła... - Dlaczego akurat taki? - spojrzała mi w oczy ze szczerym zdumieniem.
-Za każdym razem, gdy będziesz się na mnie złościć, smucić, gniewać... - wymieniałem wszystkie możliwe sytuacje, które mogą nastąpić po odsłonieniu prawdy. - Będę błagał o wybaczenie, gdyż... - należało teraz powiedzieć, prawda? - Bardzo... Zależy mi na tobie... - Nie! Nie to! Miało być "Cię kocham"! Geniusz, Masen...

*Bella*

Jego tatuaż mnie zdziwił, a wytłumaczenie dlaczego taki, a nie inny mnie wzruszyło. Ten tatuaż był jakby... Jakby dla mnie. Tak naprawdę miałam nikłą nadzieje, że powie "Kocham cię", ale "Zależy mi na tobie" na razie też mi wystarczy, na razie. Przecież nie mogę wymagać od niego nie wiadomo jakich deklaracji uczuciowych po tygodniu, choć prawda... Za szybko przywiązuję się do ludzi. No ale, Edward przecież zrobił tę dziarę z myślą o mnie. Też coś czuje, też mu zależy.
Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem, przytuliłam się do niego.
-Zależy mi na tobie... - odpowiedziałam tym samym, poczułam jego ręce obejmujące moją talię, a następnie jego usta na moim czole. Eh... Tak chciałam, żeby to były jednak wargi...
-Edward... - kurczę, on musiał mieć tą świadomość. - A co jak... Co jak już tak nie będzie? - przejechałam znów palcem po jego tatuażu. Chodziło mi to jak już mu przestanie zależeć... Nie chcąc o tym myśleć, wtuliłam się w niego. Teraz by mnie to bolało, gdybym musiała się z nim rozstać... Tak bardzo, bądźmy szczerzy, zaangażowałam się uczuciowo. Nie wiedziałam jak to zabrzmi, więc... Bardzo się zdziwiłam, gdy podniósł moją brodę i czule pocałował... Oczywiście oddałam pocałunek, nie miałabym na tyle silnej woli aby go przerwać. Przeczesałam pieszczotliwie jego włosy.
Tatuażysta wrócił, zabandażował nasze tatuaże i przepisał maść aby ranki się szybciej goiły. Zapłaciliśmy, podziękowaliśmy i wyszliśmy.
-Chwalimy się reszcie naszymi nabytkami...? - Edward objął mnie ramieniem, spojrzał na mnie. Zadarłam głowę i pokiwałam przecząco głową.
-Zobaczymy jacy są spostrzegawczy, niech się sami zorientują... - zachichotałam, wtuliłam się w jego bok.
-No, to się chyba zestarzejemy... - mruknął chłopak, a ja zaczęłam się śmiać.
Tak dobrze mi z nim,
tak bardzo lubię spędzać z nim czas,
tak bardzo mi na nim zależy,
tak bardzo zabolałaby mnie rozłąka,
tak bardzo się zakochałam.
________________________

Od Inki:
Witamy po przerwie. Powitanie godne Karola Strasburgera. Ale jak to bywa, nie mam żadnego suchara na dzień dobry. No chyba, że "Idzie baba do windy, a tam schody..." hahahahahahaha, to wcale nie śmieszne... Oki, koniec z tym. Rozdział pisany dłuuugo, ale chyba fajny. Tatuaże wymyśliła Kinia :* Ta to ma łeb :D Właśnie pisamy o Belli i Edwardzie, jak Bell musi go w sobie rozkochać dla Volturii. Kur, ciekawe jak to się skończy...? Oki, recenzje i opinie zostawiam wam i do napisania :*

Ode mnie, znaczy się, od Wampirka:
Przerwa dosyć długa, fakt, ale rozdział chyba lepszy od poprzedniego, prawda? Fakt, faktem trochę krótki, ale na przyszłość postaramy się pisać częściej, nie Julka? Tak, tatuaże to mój pomysł, bo ja mam świra na punkcie tatuaży, po prostu je kocham <3 Tatuaże znaczy się kocham :*
Dobra, my faktycznie piszemy takie fajne, krótkie opko na skypie, dla siebie.
Oki, czekamy na komenty, te pochlebne i te nie : >

Pozdrawiamy. 

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 9 "Pachnie seksem..."

*Bella*

Następny dzień był równie przyjemny. Może i nie widziałam jeszcze Edwarda, ale... było dość miło. Jezu, ale ja głupoty pieprze! Siedzę na tych pierdolonych zajęciach i bazgrolę w zeszycie.
Jak się okazało, zarysowałam pięć stron A4. I jak mam znieść takie paplanie do końca dnia?W ogóle, czy widział ktoś Rose?! Spójrz, obok ciebie. A no tak siedzi. Dobra, nie rozumiem co ja taka drażliwa. Zaraz ten ołówek, kurna, złamię. To długopis. Nawet głosik w mojej głowie mnie krytykuje. 
Westchnęłam.
Bella, pomyśl co ty wyprawiasz. Masz 24 lata, a w twojej głowie goszczą myśli rozpieszczonej nastolatki. Ogarnij się, dziewczyno. Żyłaś bez Edwarda tyle czasu, teraz też te parę godzin dasz radę. Hmm, no niby tak, ale wcześniej nie znałam Edwarda. Proste, mogłam bez niego wytrzymać, bo go nie znałam. Ugh. 
-Bello...? - spojrzała na mnie Rosie. Wydałam z siebie ciche "Hmm?" - Zajęcia się skończyły, choć na lunch. - wstałam niechętnie i poszłam za Rose - Edward tam będzie...-zaśmiała się, moja głowa wystrzeliła do góry. 
-No to rusz dupsko Rose! - krzyknęłam i niemal pobiegłam w stronę stołówki. Nie widziałam Edwarda od wczoraj! Wczoraj! Dziś wcześniej zaczynałam zajęcia, więc się z nim minęłam i nie widziałam go. Wiem, przykre. Oh, tak cierpię wraz z tobą. Nie lubię tego głosiku, ale muszę się przyzwyczaić. 
Weszłam na stołówkę, chłopcy siedzieli już przy stoliku, Alice też. Brakowało tylko mnie i Rosalie, no, ale już niedługo. Przywitałam się z wszystkimi i usiadłam koło Edwarda. Chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie i pocałował mnie w usta.
-Cześć, słonko...-przygryzł płatek mojego ucha, a po chwili cofnął się aby objąć mnie ramieniem i przyciągnąć do siebie. 
-Witaj...-pocałowałam go w polika i przeczesałam jego włosy. 
-Pachnie seksem...-zarechotał Emmett. Usłyszałam chóralne westchnięcie wszystkich, tylko Jasper zaczął wąchać...coś co nie istniało. 
-Jazzi, co robisz...? - zachichotała Alice. 
-Bo ja nic nie czuję, albo Emmett nie wie jak pachnie seks...-mruknął i usiadł normalnie. Teraz wszyscy się zaśmiali. Wariaci.
Przez całą przerwę nie mogłam się oderwać ani myślą, ani ciałem od Edwarda. Zbyt długo go przy sobie nie miałam. Skarbie, to tylko jakieś... 24 godziny. No oczywiście, "mamo". Dałbyś już spokój pieprzony głosiku. Ale beze mnie życie by było nudne. Jakoś tego nie zauważyłam. Świetnie, Bells. Myśl tak dalej, a na pewno uznają cię za normalną. Na uczelni rozległ się dźwięk dzwonka. No, ale ja nie chcę iść bez Edwarda. Nie ruszyłam się o krok.
-Co jest, księżniczko? - założył mi kosmyk za ucho.
-Za długo cię nie było - mruknęłam i usiadłam mu na kolanach. Pocałowałam go u usta. Odwzajemnił pieszczotę z gorliwością. Zaskoczył mnie tym. No, ale Edward zawsze mnie zaskakuje. Tak sobie pomyślałam... Zauważyliby gdybyśmy nie poszli na resztę dnia na wykłady? Albo czy w ogóle Edward ma ochotę na... coś więcej?

*Edward*

Muszę przyznać, że ja też stęskniłem się za Isabellą. Próbowałem skupić się na wykładach, ale w głowie ciągle miałem obraz Belli, nie mogłem przestać o niej myśleć. Ciągle zastanawiało mnie co robiła, z kim rozmawiała, czy też o mnie myślała, czy też za mną tęskniła. Jeśli nie...No cóż, trudno, ale jeśli tak to bardzo cieszy mnie to, że ona też coś czuje. Jednak zaakceptuję jej każdą decyzję. Równocześnie nie chcę jej kłamać, bo przecież teraz cały czas ją oszukuję. Podaję się za Edwarda Cullena, a nie Edwarda Masena, dziedzica tronu, przyszłego monarchy. Jeśli się dowie, kim jestem może się na mnie obrazić i nigdy nie odezwać, to by było całkiem zrozumiałe. Cholera, ja jej nie kłamię w sprawię tego, że idę do klubu bez jej wiedzy! Tu chodzi o to, że ja jestem księciem. To jest poważna sprawa. No bo co ja jej powiem za jakiś czas, gdy na przykład będziemy razem, bo wszystko do tego zmierza. "Cześć, Bella, wiesz...Jestem Edward Masen, nie Cullen. No kojarzysz władców Anglii...? Jestem ich synem.". Istnieje parę reakcji, które przewiduje. Taaa, jakie? Może cię wyśmiać, może cię spoliczkować, może cię wyśmiać i spoliczkować, może się obrazić, może się obrazić i cię spoliczkować, może cię zostawić, a na do widzenia cię spoliczkuje. Nie ma żadnych reakcji, które nie tyczyły by się zranienia mnie? Nie, ty ją zranisz, ona zrani ciebie. Nawet jeśli ci wybaczy, to najpierw będzie potrzebowała trochę czasu dla siebie. I mam nadzieję, że cię spoliczkuje. Czemu moje drugie "ja" chce abym dostał wpierdol? No wiem, że mi się za te oszustwa należy, ale to jakieś nieprofesjonalne. Ja chcę bić siebie. Uhh, myślę, że rozmowa z psychologiem stanie się moim priorytetem na najbliższy okres czasu.
Wracając do rzeczywistości, też uważam, że Belli za długo przy mnie nie było.
-Proponujesz coś...? - skubnąłem zębami płatek jej ucha i go delikatnie zassałem. Potem pocałowałem zagłębienie za jej uchem. Mmm, taka słodka.
-Hmm...-mruknęła udając zamyślenie - Może tak odpuścić sobie dziś wykłady? - zaproponowała.
-Nie powiem, kuszące, nawet bardzo...-zamruczałem - Gdzie idziemy?
-Mam ochotę na lody! - powiedziała - O Boże, jak to zabrzmiało...-zaczęła się śmiać.
-Dwuznacznie, skarbie - zawtórowałem jej.
-To idziemy, czy nie? - udała naburmuszenie. Tak słodko wyglądała...
-Więc... - wstałem i podałem dłoń Isabelli. - Idziemy do parku - ucałowałem rękę Belli, kiedy położyła ją na moją.
-Jaki dżentelmen - pochwaliła z uśmiechem.
-Dziękuję - zaśmiałem się i splotłem nasze palce.

Poszliśmy więc do parku. Przechadzaliśmy się uliczkami. Kupiłem Belli dwie czekoladowo-orzechowe gałki lodowe. Było miło i przyjemnie. Zupełnie inaczej niż w Londynie. Teraz, pewnie bym miał przymiarki na bal bożonarodzeniowy. O cholera... bal! Kurczę, zapomniałem o nim całkowicie. No więc tak, mam jechać do Londynu na bal. Wtedy po raz pierwszy dzieci pary królewskiej się pokażą publicznie całemu światu. Ale to kurwa jeszcze tylko półtorej miesiąca. Muszę do tego czasu powiedzieć Belli kim jestem! Cholera. Ja to mam szczęście, nie ma co. Po prostu, wręcz świetnie. Mam ograniczenie czasowe!
-Coś nie tak, Edwardzie? - usłyszałem głos Belli, dziewczyna uścisnęła trochę mocniej moją dłoń.
-Nie, wszystko dobrze...Czemu pytasz - pogłaskałem wierzch jej ręki kciukiem
-Wydajesz się taki, hmm, nieobecny...-powiedziała zaniepokojona
-Wydaje ci się...-uśmiechnąłem się, pochyliłem się aby złożyć na jej ustach krótki i czuły pocałunek. Zrozumiałem, że będzie mi teraz jeszcze trudniej. Im więcej czasu spędzam z tą dziewczyna tym więcej się zatracam w tym życiu... które nie istnieje... Wiele bym dał, żeby było ono prawdziwe.
-Coś mi cię stąd zabiera... - spojrzała na mnie Bella zza przymrużonych oczu.
-Nie przejmuj się - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. - Nic mi nie jest - objąłem ją i ruszyliśmy dalej przez połać drzew. Moją głowę wypełniały cały czas wizja, kiedy będę musiał uświadomić Bellę o moim pochodzeniu. Miałem miliony różnych scenariuszy. Powiedzieć to przy kolacji, podczas takiego spaceru, kiedyś na osobności, napisać liścik... Ale nie mogę. Dlaczego? Kocham ją i to byłby dla niej szok... Albo by nie uwierzyła. To drugie jest bardziej możliwe. Prawdziwego mnie, zobaczy na balu. W telewizji. I nie wiem jak na to zareaguje. Coś mi się wydaję, że będę miał ciężkie uszkodzenia ciała. I to trzeciego stopnia...

____________________________________________________

Od Wampirka : No witam, moje kochane. Notka z lekkim opóźnieniem, nie powiem. Ale to dlatego, że my z Julką mamy własne światy skajpajowe, hah, no comment, normalnie. Dwa dni bez Julki, a ja już wysiadam :C Jakby ktoś nie wiedział to Julka to nowa współautorka naszego prince :) Witamy ją gorąco :d Przesłałabym Wam jej reakcję jak jej zaproponowałam współpracę, ale to było dawno i nie chce mi się szukać, mam życiowego lenia =) To je mój taki friends od serca, haha, od kołyski aż po grób z nim. <3 Dobra, ja osobiście stwierdzam, że rozdział jest okej. A ty, Jula? 
Zmykam, zawijam, spadam, idę, papa, kocham Was <3

Od Inki:  Prawda wyszła na jaw, mam na imię Julia. Fuj! Takie obleśne imię :S No, ale nie o imionach... Tsa... Moja reakcja była taka, że spadłam z krzesła i jebłam w kaloryfer... Przez ten miesiąc pisania z Kingą... No myślę, że jesteśmy przyjaciółkami :) I to takimi BFF :D Ale bez plastiku, oczywiście... Rozdział chyba może być. No mnie się przynajmniej podoba :*
Ściskam, całuję, gratuluję, rymuję, zapisuję i publikuję :D ale ładny wierszyk. I♥U.

P.S.
Zakładamy nową religię! EDWARDIANIZM
No! Ja to wymyśliłam :) Kinga się przyłączyła. Jako pierwsze edwardianki, zapraszamy do czczenia boskiego Edwarda Cullena =)
Przykazania:
1. Edward jest wampirem;
2. On chce wypić w pewnym stopniu twoją krew;
3. Jesteś w nim bezgranicznie i niesamowicie zakochana;
No, to na tyle ;) Kochamy Inka i Wampirek :* <3

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 8 "Jestem z Edwardem..."



*Edward*


Nie wiem o czym ona myślała podczas gdy się całowaliśmy, ale wiem, że odleciała. Jednak po chwili zrekompensowała się i...Mogę powiedzieć, że to był najlepszy pocałunek w moim życiu. Jako książę nie mogę być za bardzo rozrzutny i wymieniać kobiety jak rękawiczki. Zresztą dziewczyna to nie rzecz, którą ot tak można wymienić. To człowiek, który ma uczucia. Kobieta, w moim mniemaniu, bo tak mam wpojone od dziecka, jest po to aby ją kochać, aby o nią dbać, aby mieć kogoś kto kocha nas równie mocno jak my jego. Co prawda nastały takie czasy, w których kobiety sprzedają swoje ciało i nie widzą w tym nic złego, ale jednak...Są osoby płci pięknej, które mają swoje zasady i może nie są wielce cnotkami, ale szanują siebie. Taka jest właśnie Bella. Szalona, pokręcona, energiczna...Ale ona w ten sposób jest taka urocza, seksowna i kobieca. Z każdą minutą kocham ją mocniej i mocniej. Stop. Kocham to może i za duże słowo, ale zauroczenie czy zakochiwanie się...To tak, jest to jak najbardziej na miejscu. Zakochuję się w niej i chyba każdy głupi to widzi, nie ma co ukrywać, nie ma się czego wstydzić.
Ale wracając do rzeczywistości znów dusiłem w sobie wybuch śmiechu, a z drugiej strony moje ego zostało solidnie podłechtane. No bo dobrze całuję i czy jest na to jakiś paragraf...? Nie wiem, ale pomyślę jako król nad stworzeniem takiego, tylko i wyłącznie na życzenie panny Swan. Sądzę, że moja Księżniczka Swan zasługuje na prawo dotyczące tylko i wyłącznie jej. Wariujesz. Zakochani są zwariowani. Dobra, nie chwal się, że potrafisz rymować. Co za głosik. Nie dość, że się wymądrza, to jeszcze wychwala, że rymuje. Tak, może poeta jeszcze z niego będzie! Głupiejesz, ty lepiej stwórz ten paragraf i problemów nie rób. I jeszcze mi rozkazuje, a ponoć to ja tu jestem księciem, przyszłym władcą.
-Oh, Bello, nie wiem, nie wiem...Jeśli będziesz grzeczną dziewczynką to wyszukam dla ciebie taką zasadę, a jeśli jej nie wyszukam to ją stworzę...-zamruczałem przygryzając zadziornie jej dolną wargę.
-Tak...? Stworzysz, a co ty prezydent jesteś? - uniosła brew w pytającym geście. Jej palce przeczesywały moje włosy. To było...Przyjemne. W ogóle tak jak mówiłem, przebywanie z nią jest samą przyjemnością. To jest naturalne i przychodzi mi z łatwością.
-Może i nie prezydent, ale ktoś równie ważny...Stworzę taki paragraf w swoim kraju...-powiedziałem zanim ugryzłem się w język.
-Tak? A kim ty niby jesteś i jakim krajem władasz...? - zaśmiała się dziewczyna, uff, wzięła moje słowa za żarty. Głupi to ma farta.
-Hmm, jestem Edwardem, a mój kraj to Edwardlandia, mieszkają w nim Edwardianisni...-powiedziałem coś na poczekaniu. I wiecie co? W moich myślach brzmiało to mądrzej. Zrobiłeś z siebie debila, ale się nie zdradziłeś. Lepiej tak, niż inaczej. No coś w tym jest, tyle, że ja chcę aby Bella wiedziała. Ta myśl mnie przeraziła. Chcę ją w swoim życiu. Kurwa. No i co ja jej powiem...? "Cześć, Bello. Kłamaliśmy was przez cały czas. Jestem Edward Cullen, tak ten Cullen. Książę Wielkiej Brytanii". Przecież ona mnie znienawidzi! No i wtedy nie będę miał jej się co dziwić. Będzie miała prawo, bo przecież mnie nie wolno jej okłamywać. Nie w tej sprawie, nie gdy nasze uczucia, gdy jesteśmy w to tak zaangażowani. Bo ja jestem nie wiem jak ona, ale mam wrażenie, że Bella również. Cholera, to jest takie pokręcone i skomplikowane! No i chuj, jednak będziesz musiał jej powiedzieć, co z tym zrobimy? Cóż, powiem jej, ale jeszcze nie teraz. Muszę to przemyśleć. Jak to powiedzieć aby zabrzmiało mądrze. Nie mogę jej wyjechać z czymś głupim. Nie chcę jej od siebie odstraszyć przecież, nie? No nie. Więc tylko to mi zostało. Powiedzenie prawdy...


*Bella*


Wybuchłam śmiechem. Ten człowiek to ma wyobraźnię, ale no kim, że ja jestem aby niszczyć jego marzenia o edwardowym kraju i edwardowej władzy? Nikim, marnym człowieczkiem, który się w nim zakochuje. No to powinno być tak, że mam mu w tych marzeniach pomagać. No, ale z drugiej strony jeśli mi na nim zależy powinnam mu uświadomić, że jego wyobraźnia jest za bujna i nie ma na co liczyć. Kurwa, jestem nad przepaścią, co robić, co robić?! Włosy sobie wy-kurwa-rywać. Serio, nie ma co.
-Edwardlandia? Edwardiansi? Osz ty, a gdzie to jest?! Za Bellslandią? U mnie są Bellasini - zaśmiałam się głośno. Wtuliłam twarz w zagłębienie szyi Edwarda i chichotałam. Co on i ta jego przystojna główka sobie wymyśliła?
-No tak, Księżniczko...-cmoknął mnie w usta.


~*~

No i po weekendzie przyszedł czas na szkołę. Wstawałam rano, myłam się i ubierałam. W między czasie gadałam z dziewczynami. Ustaliliśmy, że w tygodniu one śpią w naszym pokoju. A w weekendy Edward przychodzi do mnie, Alice idzie do pokoju chłopaków, a Emmett i Rosalie wynajmują pokój w hotelu. No, ale my mamy to uzgodnione, a do weekendu jeszcze pięć dni nauki. Poszłam na zajęcia z Rosalie, ponieważ ona też chodzi na wydział robotyki. Na lunchu spotkaliśmy się wszyscy. Moi bracia oczywiście od razu dali do zrozumienia dość (nie)subtelnymi pocałunkami, że siostry Masen są już zajęte, co zniszczyło marzenia pół męskiej płci naszej szkoły. Edward również jako samiec musi pokazać, że coś jest już jego, lub on chce aby takie było. Podszedł do mnie, przytulił i pocałował. Gdy mnie całował Emmett i Jasper wydobyli z siebie ciche "Uuuu". A Rose i Alice trzepnęły ich w tył głowy. Moja krew! No cóż, takie życie, ale przyzwyczaiłam się do tych idiotów. W końcu to moi bracia, skoro żyję, musiałam się z nimi wychować. Mój pocałunek z Edwardem zniszczył za to życie Mika Newtona, założę się o to. Ten chłopak zarywa do mnie odkąd pamiętam. Gdy mieszkałam jeszcze w Szkocji, chodziłam z nim do liceum, gdy wyjechałam na studia do Waszyngtonu, on nagle też tu się pojawił. Dziwny typ, nie? Można by pomyśleć, że jakiś psychol. No bo w sumie ja za takiego go biorę, ale okej.
No więc drugie śniadanie minęło nam bardzo przyjemnie. A potem znów czas na wykłady. Dzisiejsze zajęcia były wyjątkowo nudne i nieudanie, dla mnie. Rosalie chyba też się nudziła, bo ciągle mnie szturchała czy coś. Uśmiechała się głupkowato pod nosem.
-Boże, Rosalie, o co ci chodzi...? - zapytałam zduszając śmiech.
-Zakochiwanie się jest fajne, ale nudno ci teraz,bez niego, nie? - poruszała sugestywnie brwiami.
-Bez ko...Aha, o Edwarda ci chodzi, tak? - zaśmiałam się - Z nim jest ciekawie, owszem, ale muszę dawać radę bez niego, nie? Wcześniej dawałam.
-Wcześniej go nie znałaś...-wtrąciła - A ja nie znałam Emmetta. Straszni lubię twojego brata, Bell.
-On ciebie też, Rosie...-uśmiechnęłam się promiennie
-A mój brat lubi ciebie i to bardzo, wierz mi, znam go. Edward jest prosty jak każdy inny facet - teraz zaśmiałyśmy się razem. Wykładowca spojrzał na nas dziwnie.
-Panie mają coś do powiedzenia? - odchrząknął.
-Nie, nie...-udałyśmy, że notujemy coś w zeszycie, a tak naprawdę dusiliśmy w sobie śmiech.
I takim oto sposobem ten nudy dzień w szkole, stał się dniem ciekawym.

____________________________

Hej, i oto jest NN. 
Szczerze? Nie jestem z niej zadowolona i nie wiem co tu dużo mówić ^^
Czekam, po prostu, na wasze opinie. 

Pozdrawiam, Wampirek. 

niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 7 "Czas wolny..."

*Edward*

Wiem, że życie jest przewrotne, owszem. Jednak nigdy nie przewidywałbym, że będę czuć się tak dobrze. W tej chwili zapomniałem, że jestem przyszłym królem, że mam masę obowiązków, a moja wolność jest tymczasowa. Nie czułem się jak w klatce, mogłem oddychać pełną piersią. Tu i teraz, ze znajomymi, których poznałem dwa dni temu, ale traktuję ich jak przyjaciół. Bez tych głupich barier, bez nazewnictwa mnie "Per Książę". Byłem, tak po prostu. Mogłem się śmiać ile wlezie i nikt mi nie powie, że to niestosowne do sytuacji, bo w tym życiu można robić wszystko znając umiar. W moim życiu wszystko ,mimo że wypełnione przepychem jest minimalistyczne. Tego nie rób, bo nie wypada, to zrobi ktoś za ciebie. A co ja robiłem teraz...? Po prostu stałem z Bellą i śmiałem się z ''łaciatych nóg'' tamtej dziewczyny, która chciała mnie zaciągnąć na szybki numerek. Nie powiem, zdziwiła mnie trochę reakcja Belli. Gdy tamta ze mną gadała wyglądała na zdenerwowaną i zazdrosną. Ale to dobrze, dla mnie. Ty już weź się zdecyduj...Chcesz z nią być, czy nie? No chcę, niby chcę. Ale będę musiał odejść, prawda? A no, prawda. Właśnie tu leży problem. Odejście. Zaserwuję ci nową zasadę, mój książę. Ciesz się chwilą. Tak, chyba masz rację.
Spojrzałem na dziewczynę, która ze śmiechu zwinęła się w pół i trzymała za brzuch. Podszedłem do niej i przyciągnąłem jej plecy do swojej klatki piersiowej. Schowałem twarz w jej włosach i nadal cicho chichotałem. Ona odwróciła głowę tak, że oparła policzek o mój tors.Owinąłem ręce wokół jej talii. 
-Ej, gołąbki z czego tak się rechtacie...? - zapytał Emmett. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. 
-Gołębie nie rechtają, zdecyduj się Emmett o czym gadasz. O gołębiach, czy o żabach...-powiedziałem stanowczym i poważnym głosem. Moje siostry i Jasper zdusili wybuch śmiechu, a Bella schowała twarz w zagłębieniu pod moją pachą i chyba dławiła się nie mogąc tego śmiechu powstrzymać. Pogłaskałem ją po plecach. 
-Oddychaj...-szepnąłem jej do ucha i znów spojrzałem na jej misiowatego braciszka. Emmett stał oniemiały i się na mnie gapił.
-Emmett, nie gap się tak na mnie...-poprosiłem - Czuję się niekomfortowo...
-A ja zaczynam być zazdrosna...-fuknęła żartobliwie Rosalie. Zapanowała cisza, a po chwili wszyscy, oprócz Emmett, niekontrolowanie się śmiali. Misiek patrzył na nasz i otworzył buzię chcąc coś powiedzieć, ale co chwila ją zamykał. Może muchy łapie. Może, kto go tam wie? W końcu to Emmett Swan. 
-Wiecie co ja wam powiem...? - w końcu zabrał głos - Dorośnijcie, ludzie...! - jego komentarz spowodował jeszcze więcej radości. No proszę! I kto to mówi. 
-Tak, tak...Emciu...Popatrz w przeszłość na swoje wybryki...-poklepał go po plecach Jasper. 
-Nie oglądaj się za siebie, bo ci z przodu ktoś przyjebie. - skwitował - Znasz to, Jazzie? Zmieniłem się! - Bella wyjrzała zza mojego ramienia i zerknęła na Emmetta.
-Misiu - powiedziała słodko - Ty te mądrości zostaw dla siebie i swojego potomstwa. 
Rosalie podeszła do Emmetta i go przytuliła. 
-No zostawcie go już. Jest uroczy taki jaki jest...-mruknęła i go cmoknęła w polika. Emmett wyszczerzył się i wziął Ross na ręce. Trzeba będzie z nimi niedługo pogadać na temat moich sióstr. Tak, zdecydowanie tak.
Gdy się w miarę ogarnęliśmy poszliśmy w stronę fontanny i na niej usiedliśmy.  Wszyscy siedzieliśmy w parach, w jakiś odległościach od siebie, aby mieć trochę prywatności. Bella siedziała mocząc nogi w wodzie, a głowę opierała na moim ramieniu. Złapałem jej dłoń w swoją i kciukiem głaskałem jej wierzch. Brązowooka uśmiechnęła się do mnie lekko. Cmoknąłem ją żartobliwie w nos. 
-Wiesz...-mruknęła - Zazwyczaj nie całuję chłopaków po paru godzinach znajomości. Złamałam przez ciebie swoją zasadę. 
-Mam uciekać...? - mruknąłem patrząc na nią niewinnie. Chodziło jej o ten pocałunek w klubie "Rec". 
-Nie, nic z tych rzeczy...-ścisnęła moją dłoń mocniej - Lubię cię...Znaczy...Da się z tobą wytrzymać...-poprawiła się. 
-Ja też cię lubię...Znaczy...Też mogę z tobą wytrzymać...-sprostowałem. Bella wyjęła stopy z wody i wpakowała się na moje kolana. Oparła policzek o mój tors. Przytuliłem ją. 

*Bella*

Boże widzisz i nie grzmisz. Szlag by trafił! Cholera by to wzięła! I wszystko inne na raz. Ja po prostu nie umiałam trzymać się od niego z daleka. A postanowiłam sobie, że zwolnię, ale nie...! On mi tu wyskakuje z przytulaniem, małymi pocałunkami w poliki, słodkimi słówkami, a teraz jeszcze powiedział, że mnie lubi! Że cię lubi, a nie kocha, weź się ogarnij! Pieprzyć to! Lubi, kocha...Mniejsza z tym. Zresztą nie może mnie kochać po dwóch dniach. Po prostu...Pozwolę aby sytuacja się toczyła sama, swoim tempem. Nie będę sobie niczego zabraniać, w umiarach oczywiście.
Westchnęłam i cmoknęłam go w brodę. Edward uśmiechnął się i spojrzał na mnie, przygryzłam dolną wargę. Miedzianowłosy pochylił się i przejechał swoim nosem pieszczotliwie po moim policzku, odwróciłam lekko twarz i musnęłam jego usta swoimi. Czułam jak jego wargi wyginają się w uśmiechu. Zaczął delikatnie muskać moje usta swoimi. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtopiłam swoje palce w jego włosy. Edward delikatnie rozchylił moje usta językiem. Poczułam jego oddech w mojej buzi. Westchnęłam i uchyliłam wargi, a jego narząd smaku splótł się z moim. Nasza pieszczota była delikatna, ale mimo to niewyobrażalnie przyjemna. Edward tak ładnie pachniał i smakował. Jęknęłam cicho gdy przygryzł moją dolną wargę, ja w rewanżu zaczęłam skubać jego górną. Czułam na sobie spojrzenie Jaspera i Emmetta i wiedziałam, że pewnie gapią się na nas i szczerzą jak głupi do sera, ale co z tego. Mam 25 lat, jestem na ostatnim roku studiów. I nagle mnie natchnęło...Edward ze swoim rodzeństwem przyjechał do Waszyngtonu na studia, ale przecież uczą się na ostatnim roku. Boże, Bella panikujesz. Może uczyli się na uczelni w swoim mieście, ale na ostatni rok przenieśli się tutaj...? To takie trudne, hello? Tak, pewnie tak było, ale czemu nagle się przenieśli? Może mieli swoje powody? Albo chcieli żyć sami, tak trochę prywatności, bez rodziców? No tak, to logiczne i całkiem prawdopodobne. Takim to oto sposobem rozwiałam swoje wątpliwości i znów moje myśli były tylko zajęte tym wspaniałym pocałunkiem.
Gdy zabrakło nam tlenu. Osz, cholera po co ludziom tlen jak mogą się całować? A więc, gdy zabrakło nam tlenu oderwałam się niechętnie od Edwarda, który był bardzo mądry, a wiecie dlaczego? Wziął powietrze w płuca i znów zaczął muskać moje usta swoimi. Geniusz normalnie. Oh, zamknij się. Całujesz właśnie gorącego Brytyjczyka, a w między czasie dumasz nad sensem oddychania? Gdzie tu logika? Wyszła oknem. To niech wróci drzwiami. Tu nie ma drzwi. A co to psychiatryk? Może. Mam psychiatryk w głowie. Bez drzwi, ale z oknem, toż to wspaniała budowa.
Poczułam jak język Edwarda jeździ po mojej dolnej wardze. Pocałowałam go lekko i cofnęłam trochę. Nasza pozycja wyglądała teraz tak, że siedziałam mu na kolanach z rękami zarzuconymi na jego szyję i patrzyłam w oczy. Edward obejmował mnie w talii i też na mnie patrzył.
-Edwardzie...? - zamruczałam. 
-Hmm...? - spojrzał na mnie z zawadiackim uśmieszkiem. 
-A znasz jakiś paragraf sądowy, który karze za najlepszy pocałunek w życiu...? 

_______________________________________

Witam, witam i o zdrowie pytam!
Bo moje zdrowie jest na skraju załamania psychicznego przez tę pogodę.Mamy zimę za oknem, wszyscy sobie życzenia składają. To ja się zastanawiam, które to święta. : p Masakra jakaś. A miało być globalne ocieplenie. 
Mimo nie sprzyjającej pogody :
ŻYCZĘ WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH! NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI I WAS NIE OPUSZCZA, NA WIEKI WIEKÓW. AMEN. 
 No i jeszcze raz muszę wspomnieć o szablonie, który wykonała Blacky. Jest genialny, bardzo jej dziękuję<3.
Proszę o Wasze komentarze bo to dla mnie bardzo ważne. :) Chcę wiedzieć ile Was ze mną jest ;*

Dziś na tyle, do następnej. 
Pozdrawiam, Wampirek.


 

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 6 "Dziwna rozmowa..."


*Edward*

Bella zeszła z moich pleców dopiero pod naszym celem, to jest przed restauracją z kanapkami i innymi fast foodami. Jak ja dawno nie jadłem czegoś takiego. Aż mi ślinka do ust napływa. Te inne wynalazki, które jem też są dobre, ale naprawdę…W końcu nawet i najlepszy kawior może się znudzić.
Poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię. Spojrzałem lekko w dół, stała koło mnie Bella z uśmiechem na twarzy.
-Jesteś wygodny, z powrotem też ciebie dosiądę…-oznajmiła z uśmieszkiem. Uniosłem brew w pytającym geście.
-Ale zaraz, zaraz…-mruknąłem – Czy nie należy się jakaś zapłata…? – wyszczerzyłem się. Dziewczyna wywróciła oczami, ale zarzuciła mi ręce na szyję abym się do niej pochylił. Przyłożyła swoje usta do mojego polika i cmoknęła z głośnym ‘’mła’’. Zachichotałem i przytuliłem ją do siebie. Okręciłem nas wokół własnej osi. Księżniczka pisnęła i walnęła mnie w ramię. Zatrzymałem się i spojrzałem na nią z powagą.
-Mam udawać, że to mnie bolało…? – zapytałem niewinnie, a ona kiwnęła głową. Puściłem ją i złapałem się za ramię. Syknąłem lekko i się skuliłem. Zacząłem pocierać rękę.
-Ekhm…-mruknęła Bella – Uwierzyłabym ci, gdyby nie to, że pocierasz się w lewe ramię…A ja uderzyłam cię w prawe…
-Umm, ale w tym miałem skurcz…-powiedziałem jękliwie. Dziewczyna wybuchła śmiechem i skierowała się do wejścia knajpy. Zdusiłem parsknięcie i poszedłem za nią. Usiedliśmy przy stoliku, który był już zajmowany przez nasze rodzeństwo, które się do siebie kleiło. Jak romantycznie…Były trzy dwuosobowe sofy przy stoliku. Rzecz jasna mi zostało miejsce koło panny Swan. Ej, nie abym narzekał. W sumie taka kolej rzeczy bardzo mnie zadawala. Nie należę do ludzi marudnych jeśli mam to czego chcę. Twoja logika powala. Wychodzi na to, że jesteś marudny. Jestem księciem…Zawsze miałem to czego chcę. Staram się nie marudzić, nie krytykuj mnie. Czemu tak od razu mnie skreślasz…? Co ja robię…?
Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić z siebie te dziwne, nieprofesjonalne myśli. Nie mogę tak bardzo przyzwyczajać się do spokojnego życia bez większych obowiązków. Będę królem, nie mogę się rozpuścić i zdemoralizować. Oh, to będzie trudne, bo wolność jest dobra. A ja mam swój byt narzucony z góry.
-Edward…-Bella dała mi sójkę w bok – Co tak odleciałeś…? – spojrzała na mnie uważnie. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się łobuzersko. Przyglądała mi się jeszcze chwilę, a potem odwzajemniła uśmiech.
Emmett zamówił sobie chyba całe menu, Jasper podobnie…Alice i Rose wzięły po kanapce z indykiem i sałatce greckiej, Bella podobnie tylko bez sałatki. Ja wziąłem dwie kanapki z indykiem i colę. Przyniesiono nasze zamówienia i zaczęliśmy jeść. Emmett wchłaniał w siebie to wszystko niemożliwie szybko, Jasper dzielił się jedzeniem z Bellą.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ogólnie rzecz biorąc chciałbym częściej tak spędzać czas, z przyjaciółmi.
Zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, Elezar. Alice i Rosalie na mnie spojrzały, uśmiechnąłem się na znak, że wszystko dobrze.
-To Elezar…-wyjaśniłem, chciałem wstać aby pogadać z dala od stolika, ale Bella mnie trzymała. Wcisnąłem więc zieloną słuchawkę.
-Witam, książę, jak minął pierwszy dzień wolności i początek następnego – powiedział ze stoickim spokojem. Westchnąłem, on zawsze jest taki opanowany.
-A witam, witam…Wszystko w jak najlepszym porządku…-powiedziałem na luzie – A co u ciebie?
-Mieszkam w domu, jak najbliżej akademika, na rozkaz pańskich rodziców, Edwardzie…Nowi znajomi są mili…?
-A i owszem…-zaśmiałem się – Poznałem kilku fajnych ludzi…Ogólnie sądzę, że będzie wesoło, ale bez obaw…-powiedziałem już poważniej.
-Cieszę się, korzystaj z wolności, ale pilnuj siostry…-dodał – Jakbym był potrzebny masz mój numer. Do widzenia, Wasza Wysokość. – rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Uśmiechnąłem się do wszystkich łobuzersko. Alice spojrzała na mnie wyczekująco. Wywróciłem oczami.
-Pytał się jak nam minął pierwszy dzień i w ogóle…-powiedziałem, ale teraz znów zadzwonił mój telefon.
-Czego Elezar…? – zapytałem rozbawiony nie patrząc na wyświetlacz.
-To tak się teraz odzywa do matki…? – usłyszałem delikatny głos Esme.
-Wybacz, mamo. Elezar telefonował do mnie przed chwilą, myślałem, iż czegoś zapomniał – wytłumaczyłem spokojnie.
-Ah, nie tłumacz się tak – zachichotała – Jak tam moje córeczki?
-Alice i Rosalie…? – spojrzałem na siostry – Siedzą naprzeciw mnie, jemy śniadanie ze znajomymi – odpowiedziałem wesoło – Pilnuję je, bez obaw.
-Daj mamę…! – krzyknęły razem, podałem im z rozbawieniem telefon. Spojrzałem na swoją colę, szklanka była w ręku Belli, a ona spokojnie sączyła mój napój. Zauważyła, że się jej przyglądam, uśmiechnęła się i włożyła mi naczynie w dłoń, było do połowy opróżnione. Uniosłem brew, Bell uniosła się i cmoknęła mnie w polika.
-…A Edward się całuje…-usłyszałem końcową mowę moich siostrzyczek – No z taką Bellą, mamo. Siostrą Emma i Jazza, oni są fajni. Szkoci, wesoło jest. Nie mamuś nie goło, na razie jest tylko wesoło. – zachichotała Alice – Bez obaw. Jasne. Tak, tak. Masz Edwarda. – oddały mi telefon.
-Z kim się całowałeś? – zapytała od razu mama, zachichotałem.
-Dostałem buziaka w policzek, tylko tyle – westchnąłem – A co tam słychać u ojca, no i w jego sprawach…? – mama zaczęła gadać o najnowszych wieściach z mojego kraju. Co chwila wymrukiwałem ‘’mhm’’, ‘’aha’’ i tym podobne monosylaby. W końcu zakończyłem połączenie.

*Bella*

Rozmowa Edwarda z tym całym Elezarem była taka…Dziwna. Nie zrozumcie mnie źle, ale…Kurczę rozmawiali tak jak szef z pracownikiem, tak ogólnikowo. Nikt nie mógł się w tej rozmowie połapać, nikt z mojej rodziny, bo Ally i Rosie chyba wiedziały o co chodzi i kim jest ten cały Elezar. Bo ich kumplem to na pewno nie był. Rozmowa Edwarda z matką była już bardziej przyswajalna. W sumie…To zaczyna mnie to wszystko ciekawić, lub mam jakąś obsesję na szukanie dziury w całym. Stawiam na twoją obsesję. Ciebie nikt o zdanie nie pytał. Ja jestem tobą. To tym bardziej.
Po jakimś czasie wyszliśmy z lokalu i poszliśmy do parku. Spotkaliśmy ulicznych tancerzy, ja i Emmett zaczęliśmy się bawić z nimi. W pewnym momencie spojrzałam na Edwarda, kleiła się do niego jakaś plastikowa lalka. Wiem, że tak być nie powinno, ale poczułam w sercu ukłucie zazdrości. Edward jest mój, a przynajmniej chcę aby był mój. Zeszłam z ‘’parkietu’’, to jest z kwadratowego kawałka betonu i podeszłam do miedzianowłosego. Ta barbie spojrzała na mnie ostro.
-Zauważyłam go pierwsza, on jest mój, znajdź sobie kogoś innego – wykrzyczała nosowym głosem.
-Oj, ktoś tu ma chyba krzywą przegrodę nosową – zachichotałam, Edward parsknął. Stanęłam koło niego i pocałowałam go w policzek, chłopak objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się triumfalnie do tlenionej laski.  Ona syknęła.
-Czy ty, kurwa, na mnie syknęłaś…? – warknęłam patrząc na nią spod byka.
-Tak, a bo co? – zapiszczała
-Oh, nie piszcz tak bo brzmisz jak papier ścierny! – mruknęłam wywracając oczami. Edward trzymał mnie mocno w talii. No i dobrze, bo jest duże prawdopodobieństwo, że się na nią rzucę. Dziewczyna fuknęła coś pod nosem i odeszła kręcąc przesadnie tyłkiem. Spojrzałam na Edwarda, a ten co…?
-Ej, nie patrz na jej dupę! – powiedziałam lekko urażona.
- Ja nie na to – mruknął rozbawiony – Ona źle się posmarowała samoopalaczem, jest łaciata…-zaśmiał się. Spojrzałam na nogi odchodzącej laski i wybuchłam śmiechem.

___________________________

Cześć i czołem. 
Oddaję Wam rozdział 7, który skończyłam pisać przed chwilą :p 
W końcu święta, a co za tym idzie wolne dni od szkoły :d No, a ja potem egzaminy gimnazjalne : < 
Trochę się ich obawiam, ale mam nadzieję, że będzie dobrze i uzyskam wystarczającą ilość punktów aby iść do liceum. Muszę też trochę oceny z fizyki i chemii podciągnąć.  Ale to po świętach. 
Prince jak widać sondę wygrało, mnie to cieszy. Wolę ten pomysł : ) 
No to na tyle. 
Czekam na komentarze. 

Pozdrawiam, Wampirek. ! 

PS. Nie wiem dlaczego, ale perspektywy Edwarda zawsze wychodzą mi dłuższe, które są lepsze? Bell czy Edka? 

Goście