*Edward*
To było strasznie ciężkie, oderwać się od Belli ze świadomością, że nie zobaczę jej tak długo. I to jeszcze w święta, najgorsze święta w moim życiu. Ale jest coś bardziej dołującego, a mianowicie to, że zanim wrócę do USA, do Belli, to wszystko wyjdzie na jaw. Wszyscy dowiedzą się kim jestem, dowiedzą się prawdy. Skąd mam wiedzieć, czy Bella mi to wybaczy? Tyle razy ją kłamałem, właściwie cała moja przeszłość, o której jej mówiłem to jedna wielka ściema!
Dolatywaliśmy już do Anglii, a moje serce bolało z każdym kilometrem. Moje myśli zajęło to, czy w ogóle sens byłoby wracać do Stanów... Nie. Nie mogę tak myśleć. Kocham Bellę i będę się starał ją odzyskać za wszelką cenę. Nie chcę i nie stracę jej. Zabrałem swoje podręczne rzeczy i wyszedłem na płytę lotniska.
Dolatywaliśmy już do Anglii, a moje serce bolało z każdym kilometrem. Moje myśli zajęło to, czy w ogóle sens byłoby wracać do Stanów... Nie. Nie mogę tak myśleć. Kocham Bellę i będę się starał ją odzyskać za wszelką cenę. Nie chcę i nie stracę jej. Zabrałem swoje podręczne rzeczy i wyszedłem na płytę lotniska.
Nie było ani reporterów, ani innych hien; lecieliśmy nocą i nikt nie był, oprócz obsługi lotniska, poinformowany o jakimkolwiek przylocie. Z neutralnym wyrazem twarzy ruszyłem do podstawionego samochodu; usiadłem na przednim miejscu pasażera. Kiedy auto ruszyło patrzyłem się w szybę opierając łokieć o drzwi, a dłonią podtrzymywałem się za szczękę. Dziwnie patrzyło mi się na mijane przez nas rozświetlone ulice Londynu. Przywykłem już do Waszyngtonu. Wszystko wydawało się takie... nowe, ale i kiedyś widziane. Jak efekt deja vu. Droga do Buckingham trochę zajęła, ale była jak dla mnie zdecydowanie za krótka.
Alice i Rosalie też milczały, co było do nich tak bardzo niepodobne. Tęskniły; tak jak ja. Wiem, nie powinienem się nad sobą tak użalać, ale nie potrafię inaczej, nawet nie próbuję. Zresztą użalam się tylko w myślach.
Byliśmy już w domu, witaliśmy się z rodzicami, a mimo to... Czułem się tu jak cudzoziemiec, jak obcy, który tu wtargnął i nie może uciec. Czułem się tak jakby mój dom znajdował się w Waszyngtonie, bo tam była Bella, była tam beze mnie; co jest złe. Jej miejsce jest przy mnie.
~*~
Dzwoniłem już po raz setny do Belli, nie odbierała. Złościła się o coś? Taa, zaraz się dopiero nazłości... Byliśmy już przed salą balową, panował miły świąteczny nastrój, ale tylko na sali, bo na pewno nie w moim sercu. W tym czasie najbardziej odczuwałem Jej brak... Dlaczego nie mogła być przy mnie? Właśnie?! Czemu ja jej nie zabrałem!? Ach... racja, nie uwierzyłaby mi...
-2 minuty - powiedziała nasza mama. Stałem po środku, a obok nie po bokach Alice i Rosalie. Szykowałem się na to co będzie później...
*Bella*
Obudziłam się gwałtownie siadając na łóżku. To było straszne... śniłam, że... potrąciło mnie auto. Kurwa, to nie sen! Byłam na białej, pedantycznie wysprzątanej sali szpitalnej. Rozejrzałam się nerwowo i miałam ochotę wyrwać wenflon, który wadził na mojej dłoni. Jęknęłam cicho, bo odczułam ból w prawej kostce. Tak na marginesie, gdzie jest mój telefon!? Przesunęłam się powoli na brzeg łóżka i zajrzałam do szafki nocnej koło posłania. Otwarłam i... Był! Spojrzałam na wyświetlacz... Wow, byłam nieprzytomna jeden dzień i mam ponad sto nieodebranych połączeń od Edwarda. I zabolało, tak okropnie, bo uświadomiłam sobie, że go ze mną nie ma. Wybrałam jego numer.
-Halo? - usłyszałam jego zatroskany ciepły baryton. - Bello, nic ci nie jest?
-Hej, nie nic - skłamałam, ale co z tego? Nie czułam się już źle. Dzięki niemu nie.
-Dlaczego nie odbierałaś? Strasznie się o ciebie zamartwiałem! - słychać było jego lekkie zdenerwowanie.
-Przepraszam, Edwardzie. Zgubiłam ładowarkę do telefonu... - och, serio? Tylko tyle jesteś w stanie wymyślić?! Brawo, Swan...
-Zawsze masz ją pod materacem - wyczuwałam, że się uśmiecha. Nie musi wiedzieć o wypadku...
-Edwardzie, już czas... - usłyszałam w oddali z telefonu. Ktoś mówił do Edwarda.
-Bello.... - westchnął. - Pamiętasz mój tatuaż, prawda?
-Tak - ba, jak mogłam go nie pamiętać.
-Ile jesteś mi w stanie zapomnieć?
-To zależy o co pytasz.
-Ale odpowiedz, proszę, tak jak rozumiesz pytanie.
-Kocham cię, a miłość... - przerwano mi wpół słowa, bo ktoś wyrwał telefon z ręki Edwarda. Kurwa?! Oddajcie mi go! Rozłączyłam się, a łzy zapełniły moje oczy. Położyłam telefon na łóżko, w tej chwili do sali wszedł Emmett i Jasper.
-Bella, obudziłaś się, mała! - misiek mnie przytulił, - Ale mi stracha napędziłaś! - pocałował mnie w policzek, a potem Jasper zrobił to samo. Ogólnie nic poważnego mi nie było, lekki wstrząs mózgu i parę mocnych obić i ta nieszczęsna, skręcona kostka.
Moją głowę cały czas zaprzątały myśli. O co chodziło Edwardowi? No bo, co ja mam mu wybaczyć, jest mi z nim wspaniale, tak bardzo za nim tęsknię, chcę aby był już przy mnie, czy to tak wiele?
~*~
Pod wieczór włączyliśmy telewizor. Mieli pokazywać rodzeństwo Cullenów. To głupie, że robią z tego taką aferę, bo ludzie to ludzie. Eh...
Przynieśli mi czekoladę. Mówiłam, że ich kocham? Hah, bardzo... Ale i tak Edwarda bardziej. Z tego co się dowiedziałam dzisiaj był pierwszy dzień świąt. Prezenty były w akademiku, a Emmettowi i Jasperowi nie chciało się iść po nie i mnie zostawiać. Wolałam z nimi spędzić ten dzień. Szkoda, że nawet nie złożyłam życzeń Edwardowi... Chciałam, ale nie zdążyłam, bo wyrwano mu telefon, ciekawe kto to zrobił. Mam nadzieję, że wróci jak najszybciej.
Emmett włączył odpowiedni kanał, nawet nie spojrzałam na telewizor i wyszłam z łóżka.
-Idę do toalety - powoli człapałam w odpowiednim kierunku, dopiero zaczynałam odczuwać jak wszystko mnie boli i czuję się jak staruszka, która ma problemy ze... wszystkim! Załatwiłam się, umyłam ręce, trochę czasu mi to zajęło przez moje chwilowe nieudolności. Wyszłam z łazienki, a moi bracia siedzieli jak wryci gapiąc się w telewizor.
-Ej! - machałam im przed oczami. Dopiero później w telewizorze rozbrzmiało nazwisko "Cullen". Odwróciłam się ciekawa..... I musiałam wręcz usiąść na łóżku. Były tam Rosalie i Alice.... Ale nie Mason, tylko... mówili o nich Cullen! A obok nich miedzianowłosy przystojny, młody chłopak... Nawet nie musiałam patrzeć na jego twarz. Od razu wiedziałam, że to Mój Edward...
______________________________________________________
Od Wampirka: Cześć, rozwodziłabym się jak to jest mi przykro, że nie było tak długo notki, ale... Nie jest mi przykro, napisałyśmy rozdział tak aby nam się podobał i w takim czasie jaki nam odpowiadał, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ja jestem z niego zadowolona, chodź jest krótki, sądzę, że wyszedł nam dobrze. Och, mam nowego bloga. Zapraszam,
http://niewolnicy-wyspy.blogspot.com/
A teraz idę pisać NN na AYC :D
Od Inki: Dużo nie napiszę, bo... bo i tak mnie hejtujecie. Przepraszam tylko za moją reakcję na waszą presję. Notka wyszła teraz i się z tego cieszę, tak, jak Kinia. Dziękuję i miłego weekendu.
~*~
Dzwoniłem już po raz setny do Belli, nie odbierała. Złościła się o coś? Taa, zaraz się dopiero nazłości... Byliśmy już przed salą balową, panował miły świąteczny nastrój, ale tylko na sali, bo na pewno nie w moim sercu. W tym czasie najbardziej odczuwałem Jej brak... Dlaczego nie mogła być przy mnie? Właśnie?! Czemu ja jej nie zabrałem!? Ach... racja, nie uwierzyłaby mi...
-2 minuty - powiedziała nasza mama. Stałem po środku, a obok nie po bokach Alice i Rosalie. Szykowałem się na to co będzie później...
*Bella*
Obudziłam się gwałtownie siadając na łóżku. To było straszne... śniłam, że... potrąciło mnie auto. Kurwa, to nie sen! Byłam na białej, pedantycznie wysprzątanej sali szpitalnej. Rozejrzałam się nerwowo i miałam ochotę wyrwać wenflon, który wadził na mojej dłoni. Jęknęłam cicho, bo odczułam ból w prawej kostce. Tak na marginesie, gdzie jest mój telefon!? Przesunęłam się powoli na brzeg łóżka i zajrzałam do szafki nocnej koło posłania. Otwarłam i... Był! Spojrzałam na wyświetlacz... Wow, byłam nieprzytomna jeden dzień i mam ponad sto nieodebranych połączeń od Edwarda. I zabolało, tak okropnie, bo uświadomiłam sobie, że go ze mną nie ma. Wybrałam jego numer.
-Halo? - usłyszałam jego zatroskany ciepły baryton. - Bello, nic ci nie jest?
-Hej, nie nic - skłamałam, ale co z tego? Nie czułam się już źle. Dzięki niemu nie.
-Dlaczego nie odbierałaś? Strasznie się o ciebie zamartwiałem! - słychać było jego lekkie zdenerwowanie.
-Przepraszam, Edwardzie. Zgubiłam ładowarkę do telefonu... - och, serio? Tylko tyle jesteś w stanie wymyślić?! Brawo, Swan...
-Zawsze masz ją pod materacem - wyczuwałam, że się uśmiecha. Nie musi wiedzieć o wypadku...
-Edwardzie, już czas... - usłyszałam w oddali z telefonu. Ktoś mówił do Edwarda.
-Bello.... - westchnął. - Pamiętasz mój tatuaż, prawda?
-Tak - ba, jak mogłam go nie pamiętać.
-Ile jesteś mi w stanie zapomnieć?
-To zależy o co pytasz.
-Ale odpowiedz, proszę, tak jak rozumiesz pytanie.
-Kocham cię, a miłość... - przerwano mi wpół słowa, bo ktoś wyrwał telefon z ręki Edwarda. Kurwa?! Oddajcie mi go! Rozłączyłam się, a łzy zapełniły moje oczy. Położyłam telefon na łóżko, w tej chwili do sali wszedł Emmett i Jasper.
-Bella, obudziłaś się, mała! - misiek mnie przytulił, - Ale mi stracha napędziłaś! - pocałował mnie w policzek, a potem Jasper zrobił to samo. Ogólnie nic poważnego mi nie było, lekki wstrząs mózgu i parę mocnych obić i ta nieszczęsna, skręcona kostka.
Moją głowę cały czas zaprzątały myśli. O co chodziło Edwardowi? No bo, co ja mam mu wybaczyć, jest mi z nim wspaniale, tak bardzo za nim tęsknię, chcę aby był już przy mnie, czy to tak wiele?
~*~
Pod wieczór włączyliśmy telewizor. Mieli pokazywać rodzeństwo Cullenów. To głupie, że robią z tego taką aferę, bo ludzie to ludzie. Eh...
Przynieśli mi czekoladę. Mówiłam, że ich kocham? Hah, bardzo... Ale i tak Edwarda bardziej. Z tego co się dowiedziałam dzisiaj był pierwszy dzień świąt. Prezenty były w akademiku, a Emmettowi i Jasperowi nie chciało się iść po nie i mnie zostawiać. Wolałam z nimi spędzić ten dzień. Szkoda, że nawet nie złożyłam życzeń Edwardowi... Chciałam, ale nie zdążyłam, bo wyrwano mu telefon, ciekawe kto to zrobił. Mam nadzieję, że wróci jak najszybciej.
Emmett włączył odpowiedni kanał, nawet nie spojrzałam na telewizor i wyszłam z łóżka.
-Idę do toalety - powoli człapałam w odpowiednim kierunku, dopiero zaczynałam odczuwać jak wszystko mnie boli i czuję się jak staruszka, która ma problemy ze... wszystkim! Załatwiłam się, umyłam ręce, trochę czasu mi to zajęło przez moje chwilowe nieudolności. Wyszłam z łazienki, a moi bracia siedzieli jak wryci gapiąc się w telewizor.
-Ej! - machałam im przed oczami. Dopiero później w telewizorze rozbrzmiało nazwisko "Cullen". Odwróciłam się ciekawa..... I musiałam wręcz usiąść na łóżku. Były tam Rosalie i Alice.... Ale nie Mason, tylko... mówili o nich Cullen! A obok nich miedzianowłosy przystojny, młody chłopak... Nawet nie musiałam patrzeć na jego twarz. Od razu wiedziałam, że to Mój Edward...
______________________________________________________
Od Wampirka: Cześć, rozwodziłabym się jak to jest mi przykro, że nie było tak długo notki, ale... Nie jest mi przykro, napisałyśmy rozdział tak aby nam się podobał i w takim czasie jaki nam odpowiadał, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ja jestem z niego zadowolona, chodź jest krótki, sądzę, że wyszedł nam dobrze. Och, mam nowego bloga. Zapraszam,
http://niewolnicy-wyspy.blogspot.com/
A teraz idę pisać NN na AYC :D
Od Inki: Dużo nie napiszę, bo... bo i tak mnie hejtujecie. Przepraszam tylko za moją reakcję na waszą presję. Notka wyszła teraz i się z tego cieszę, tak, jak Kinia. Dziękuję i miłego weekendu.