J: Kwestia Julki
K: Kwestia Kingii
Za błędy przepraszamy, to jedno z naszych pierwszych :)
J: No więc. Jestem... Edward Cullen. Zapewne każdy na tym globie wie kim jestem, a przynajmniej w tej szkole. Od 15 roku życia pieprze się ze wszystkimi laskami, które wpadną mi w oko. Dużo wysilać się nie muszę. Żyję tak prawie trzy lata i... w całej szkole zaliczyłem prawie wszystkie dziewczyny. Oprócz jednej: Belli Swan. Ta kujonica nic tylko siedzi z nosem w książkach. Nie potrzebny mi ktoś taki. Ocho, cicho idzie Jazz, mój najlepszy kumpel
K: Siedziałam w bibliotece pomiędzy regałami. Byłam otoczona książkami. Czytałam jedną z zapartym tchem. Jaka jestem...? Cicha, nieśmiała, trudno nawiązuję nowe kontakty. W szkole, w klasie jestem wyśmiewana. Kto ze mnie szydzi najbardziej? Edward Cullen. Mój Edward. Dlaczego mój? Edward zapewne tego nie pamięta, ale kiedyś, jak mieliśmy po 8 lat, byliśmy nierozłączni. Nie wiem dlaczego on tak się zmienił. Potem wyjechałam i wróciłam tu jako szesnastolatka. Edward był już inny, a jak do niego podeszłam...Nie pamiętał mnie. Uśmiechnęłam się smutno, w domu, na mojej szafce nocnej stoi moje zdjęcie z nim. Mieliśmy na nim właśnie po 8 lat i Edward całował mnie w polika, ale...To było kiedyś.
J: -Poznałem kogoś - oznajmił Jazz.
-Nie gadaj!-ryknął Emmett, drugi mój kumpel.
-To tylko pewnie na jeden raz - wyjaśniłem machając ręką.
-No właśnie nie! - oburzył się Jasper. - Ona jest inteligentna, i ładna, i miła, i szczera...
-Tsa... Jeszcze mi powiedz, że się w niej zakochałeś - wziąłem łyk kawy.
-No bo chyba tak - mruknął, a ja oplułem Ema zawartością moich ust.
-Jasper, czy tobie już jebie, kurwa, na mózg! - prawie przewróciłem się z krzesła.
-Mógłbyś przynajmniej uważać, w którą stronę plujesz, lamo - Emmett wytarł się chusteczką.
-Czekaj! Swan, idzie! - zaraz będę miał radochę!
K: Miałam przejść koło Edwarda i jego kumpli. Pod jedną pachą miałam książki. Drugą, wolną, ręką poprawiłam okulary krzywiąc przy tym nosek. Mam nadzieję, że zostawią mnie w spokoju.
J: Swan przechodziła obok naszego stolika. Upss... "przypadkowo" ruszyłem ręką i wypadły książki.
-Może byś tak uważała, co robisz?! - naskoczyłem. - Przecież mogłem dotknąć twojej ręki! - udałem obrzydzenie. Pół stołówki ryknęło śmiechem. Teraz podeszła do kujonicy Alice Brandon. Ta... to chyba jej jedyna przyjaciółka.
-Cześć, Alice - podnosił się Jazz z miejsca.
-Ty już lepiej nic nie mów! - warknęła. Ostra była. Wiedziałem, że podoba się Jasperowi, dlatego tylko z nią flirtowałem. Nie udawało mi się to. I jednak nie przeleciałem w tej szkole dwóch panienek...
K: Podniosłam książkę - Cześć, Edwardzie, też się cieszę, że ciebie widzę...-uśmiechnęłam się sztucznie. Znów poprawiłam swoje okulary. Alice dyskutowała o czymś z Jasperem. Wiedziałam, że Alice lubi Jazza, ale on należał do "paczki" Edwarda. Ehh, Cullen gapił się na mnie z obrzydzeniem. -Spokojnie, Edwardzie, ja nie szmacę się ze wszystkimi tak jak ty. Niczym się nie zarazisz.
J: -Och, jaka bystra odpowiedź - udałem zaszczyt. - Może gdybyś nie była taka brzydka, to byś też się szlajała. Każdy to ma. Ach... zapomniałem. Ty raczej nie - parzyłem następnie idą z Alice do osobnego stolika pod końcem sali.
K: W środku przerwy podeszłam do stolika Cullena, ponieważ siedziała tam Rose. Popukałam ją w ramię. - Aaaaaaa, Bella...-pisnęła i wtuliła się we mnie - Myszko mówiłam ci nie noś tego koka...-skrzywiła nos i cmoknęła mnie w polika. Znałam Rosalie z ligi matematycznej.
J: -To ty ją znasz Rose? Myślałem, że jesteś na tyle przyzwoita, że nie zadajesz się z marginesem społecznym - potępiłem zachowanie dziewczyny Ema
K: Rose prychnęła - Zamknij się, Edward, czekam na dzień w którym zmądrzejesz...-powiedziała Rose - Kiedyś był inny...-wtrąciłam
J: -Że niby kiedy? - wytarłem z pamięci całą resztę mojego życia. Zapamiętałem jedynie bardzo miłą dziewczynkę. Mieliśmy z... 8 lat. Chciałbym pamiętać jej imię... - Było minęło. Myślisz, że cokolwiek pamiętam sprzed czterech, pięciu lat? Jak tak, to się zdziwisz. A zmądrzeję wtedy, kiedy ty będziesz brunetką, blondie
K: -Tak, w tej chwili żałuję tych 8 lat spędzonych z tobą...-powiedziałam poważnym tonem i znów poprawiłam okulary. Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. Przyniosę do szkoły nasze zdjęcie, znaczy...Zrobię kopię. Oryginału mu nie dam.
J: Spędziłem miłą i upojną noc z jedną z kelnerek z baru. Tak... ona wiedziała o co chodzi.
Wracając. Szedłem korytarzem do mojej szafki po podręczniki. Gdybym mógł, rzuciłbym tą budę. Tylko syf i burdel, bo inaczej się tego nazwać nie da. Otworzyłem szafkę, a w niej było... wydrukowane zdjęcie... Byłem tam ja i... tajemnicza dziewczynka sprzed dziesięciu lat...
K: Stanęłam koło Cullena - Miałam rozpuszczone włosy - powiedziałam - I brak okularów...Ogólnie niższa byłam...-skomentowałam - Ah, no i wtedy się mnie nie brzydziłeś...-dodałam i zaczęłam odchodzić.
J: Nie mogłem się otrząsnąć, z tego, co powiedziała Bella. Jak na skurwysyna mam uczucia i teraz jeszcze wyrzuty sumienia...
-Ej, poczekaj! - podbiegłem za dziewczyną, ale się nie odwróciła.
K: -Na co...? - powiedziałam bo widziałam kątem oka jak mnie dogonił i idzie praktycznie za mną - Zdjęcie sobie weź. Nie wiem, spal czy potargaj. Ja swoje mam na szafce nocnej, Tonny...-mówiłam do niego Tonny jak byliśmy dziećmi.
J: Kurwa! Mówiła tak do mnie po "słynnej" mojej akcji IronMana. Nagle wspomnienia zalały mój umysł. Te, jak mniemam, 8 świetnych i zajebiście popapranych lat! Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, pozwoliłem, żeby odeszła
K: Po lekcjach poszłam do biblioteki. Była pusta, znów usiadłam pomiędzy regałami i zaczęłam czytać. Westchnęłam cicho i zamknęłam książkę. No i co ja głupia myślałam, że tak sobie mnie przypomni i to wróci? Nie lubi mnie i tyle. Jestem jak on to określił, a tak niższy margines społeczny.
J: -Jazz, chodź ze mną - błagałem
-Sory, Ed - uśmiechnął się pobłażliwie. - Ale Alice pierwszy raz się ze mną umówiła! Uwierzysz...? - ta i gadaj z zakochanym debilem...
-No to chociaż ty, Emm - spojrzałem na osiłka.
-Wybacz, ale dziś z Rosie - okręcił towarzyszącą mu dziewczynę. - idziemy na kurs samby
-Niech was kurwica kiedyś złapie! - olałem ich i poszedłem do wylęgarni moli... czytaj: biblioteki
K: Znów otworzyłam książkę. Była trochę zakurzona, więc skrzywiłam nosek i kichnęłam. - No kurczę...-mruknęłam. Siedziałam wręcz między książkami.
J: -Cześć - powiedziałem nieśmiało. No i teraz się tłumacz, czemu byłeś taki!!! Nie matczynuj mi Cholerny popaprany głosiku!!! Wiem co robię. - Mogę się dosiąść?
K: -A ty nie pomyliłeś czasami sali...? - westchnęłam, ale po chwili znów się odezwałam - Siadaj, wybacz, nie chciałam być niemiła...-poprawiłam okulary. Oh, mam to w nawyku.
J: Usiadłem. Patrzyłem znad książki na Bellę, myśląc jak ją przeprosić za te dwa lata...
K: Między nami panowała dziwna cisza. To nie była dobra cisza, ale taka napięta. Raz po raz słychać było tylko szelest kartek.
J: -Co czytasz? - spytałem chcąc zakończyć krępującą ciszę.
K: Spojrzałam na niego i na okładkę - Nie wiem...-wzruszyłam ramionami - Wzięłam pierwszą lepszą książkę, a ty?
J: Ja również popatrzyłem na tytuł - "Jak szybko i poprawnie zaliczyć matmę?" - gdyby matma była ludziem, to bym ją "zaliczył" i to na 6!
K: -Masz problemy z matmą...? - uniosłam brew w pytającym geście
J: -Jestem zagrożony - wywróciłem oczami.
K: Usiadłam bliżej chłopaka - Matma może być łatwa jeśli nadasz swojemu uczeniu dobry system. Bo przyjemna to ona nigdy nie będzie...-znów poprawiłąm okulary. To jest okularowe uzależnienie.
J: -Może i masz rację... - coś mnie tknęło na zwierzania. - Słuchaj... Ja... Przykro mi za to co... za to, ze cię krzywdziłem - no super, wręcz zajebiście! I myślisz, że ci wybaczy? Ona to zrobi jak będziesz wąchał kwiatki od spodu! "...No ale zawsze warto spróbować..."
K: Spojrzałam na niego - Wiesz...-skrzywiłam zabawnie nosek - Jeśli mówisz to szczerze to okej, ale co to zmieni...? Ja jestem z "marginesu społecznego" - zacytowałam jego słowa
J: Przeczesałem włosy dłonią z zakłopotaną miną. Takiego czegoś się nie spodziewałem. - Nie chodziło mi o to, że... jakoś ci trudniej... no wiesz, być sobą. Mi chodziło o to, że... no... Inaczej. Spójrz na np. Rose i na siebie - no geniusz, Cullen. Chlasnąłem się z całej siły w czoło, kiedy zrozumiałem jaki błąd popełniłem. - Przepraszam. Po prostu nie jestem.... przyzwyczajony do rozmów z tobą
K: -Rose jest ładna, a ja nie...Masz rację jest różnica, Tonny...-uśmiechnęłam się blado. Przynajmniej jest szczery.
J: -Nie! Źle mnie zrozumiałaś! - wiedziałem, że do tego dojdzie. "No co ty nie powiesz? Mówisz dziewczynie, że jest brzydsza od innych i co? Rzuci ci się na szyję?" - Zobacz - uniosłem dłoń i powoli ściągnąłem za duże okulary z jej głowy. - I to jest piękna dziewczynka, którą pamiętam... - I teraz się tłumacz, popaprańcu, z tego, że raz mówisz piękna, a raz brzydka...
K: -I ślepa, w tym momencie...-zmrużyłam oczy aby wyostrzyć obraz - Tak, jako dziecko byłam ładniejsza, kumam.
J: Kuźwa, Cullen! Ale ty komplementy rzucasz?! No po prostu zachwycające... - No wciąż mnie nie rozumiesz! - troszeczkę podniosłem głos.
-Ciii!!- usłyszałem bibliotekarkę
K: -I teraz cię nie widzę, oddaj okulary...-powiedziałam cicho - Więc jak ty to rozumiesz, hm?
J: Oddałem stworkowi okulary. - No bo chodzi o to.... że się zakrywasz, rozumiesz? Jesteś ładna, ale to chowasz
K: -A skąd to możesz wiedzieć...Edward powiedzmy sobie szczerze. Gdyby nie to zdjęcie nadal byś się mnie brzydził - westchnęłam smutno - Nie przejmuj się wyrzutami sumienia. Byliśmy dziećmi, teraz jest teraz...-szepnęłam
J: Żal mi się jej zrobiło. Chciałem ją pocieszyć, ale zrozumiałem, że wszystko spieprzyłem dawno temu. - Kiedyś bym sobie przypomniał. Na pewno.
K: Uśmiechnęłam się lekko - Wątpię...Ale wiesz co ja pamiętam...? Wiem, że masz znamie na lewym pośladku w kształcie serduszka...
J: -Oczywiście, że możesz powiedzieć publicznie, Moje zdanie się już nie liczy - no i szkurwa znowu na nią nawrzeszczałem! Co jest ze mną nie tak???
K: -Tyle, że ja nie powiedziałam, iż ogłoszę to publicznie...powiedziałam, że o tym wiem...Zresztą większość dziewczyn z tej szkoły pewnie o tym wie...-mruknęłam zimno.
J: -Wiesz... ja chyba już pójdę - zacząłem się zbierać. Widziałem, że znowu ją zraniłem
K: -Trzymaj się, Tonny - powiedziałam do tej strony "mojego Edwarda" - I żegnaj, Edwardzie...
J: I za jakie pierdolone grzechy, muszę być takim skurwysynem?!! Kiedy wychodziłem kopałem po całym korytarzu moją torbę z zawartością. Kiedy doszedłem do wyjścia zauważyłem Kristen
-Hej misiu - uśmiechnęła się szmatowato. - Może spotkamy się wieczorem...? - przerwałem jej.
-Daj mi spokój, szmato! Nie mam nastroju! - chwyciłem torbę i poszedłem agresywnie w stronę mojego astona martina.
K: Wyszłam z biblioteki wieczorem, wracałam do domu przez park. Było tam mało osób, a lampy nie wiadomo czemu nie działały. Naciągnęłam na siebie mocniej sfeter i przyśpieszyłam kroku.
J: Postanowiłem pojechać do pubu i wypić piwo. Ta... poszedłem, ale wypiłem piw 5 i do tego setkę czystej. Ludzie wiedziei, że nie mam 18, ale ich to nie obchodziło. Wyszedłem kompletnie zalany i szedłem przez ciemny las, który chyba był parkiem.
K: Przedemną nagle wyrósł jakiś facet. Był pijany, nawet z odległośni tych paru metrów czułam jego zapach. Śmierdział alkoholem i miętą. Mięta akurat w tym wszystkim była dobra. Chciałam go ominąć.
J: -Bella, to ty? -bełkotałem. - Matko! Jestem tak zalany, że gwiazdy widzę!
K: To tylko Edward, uspokoiłam się. Podeszłam do niego - Jest noc, Edwardzie, a na niebie są gwiazy. Też je widzę.
J: Dziewczyna pomogła mi usiąść na pobliskiej ławce. - Ty wiesz? Ja jestem takim pierdolonym skubańcem, że chyba świat nie widział większego.
K: -Mówisz...? - usiadłam koło niego - Czemu się tak zmieniłeś?
Spojrzałam na niego czekając na odpowiedź. Edward był ładnym dzieckiem, a teraz jest równie przystojny.
J: -Hmmm... Mam być szczery? No muszę, bo jestem uchlany - zaśmiałem się nieprzytomnie. - Bo jak wyjechałaś, to mi świat się zjebał na łeb! Nie miałem do kogo mordy otworzyć i... tak jakoś wyszło
K: -I tak jakoś zapomniałeś kim jestem...-mruknęłam ponuro - Ale to fakt. Byliśmy samowystarczali.
J: -Ja wcale nie zapomniałem! Pamiętasz jak się kiedyś bawiliśmy w "kim jestem?"? Ja do dziś nie wiem, kim jestem ja, ani kim ty - jak na kompletnie zalanego, byłem skruszony...
K: -Ja jestem Bella, a ty Edward...I nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi, Tonny...-uniosłam dłoń aby poprawić jego włosy, ale w ostatniej chwili ją cofnęłam.
J: -Przestań z tym Tonnym! Moja wina, że mi wtedy gacie spadły?! Z ciebie Cindirello, też miałem ubaw. Jak łaziłaś bez butów, a tak w sumie to oboje, łaziliśmy po śniegu i się tarzaliśmy w kałużach. Coś jeszcze pamięta ta boląca główka - puknąłem się w czoło.
K: -A potem mnie przytulałeś bo zamarzałam...-zaśmiałam się lekko i spojrzałam na chłopaka - No, ale Edward...Tonny, znaczy się. Spadły ci gacie jak biegłeś...Naprawdę, wtedy po raz piewszy widziałam męskie przyrodzenie...- i ostatni do tej pory ja się nawet całowac nie potrafię
J: -Pochlebiasz mi - jakby mi laska powiedziała to na trzeźwo, już bym się z nią lizał. - W końcu przyjaciele mogą widzieć o wszystkim, prawda? Nawet też zobaczyć niektóre swoje części ciała
K: -Szczególnie w wieku 8 lat, pamietam gdy powiedziałam mamie, że widziałam "małego grzybka" u Tonnego.-zaśmiałam się wesoło
J: -Nie takiego znowu małego! -wstałem i zacząłem rozpinać sobie spodnie
K: -Boże, Edward, przestań...-powiedziałam - Wtedy był mały!
J: -Ale no urósł! - opadłem na ławkę. Spać mi się zachciało.
K: -Z pewnością...-zachichotałam - Ale i tak nie miałabym do czego porównać...-powiedziałam cicho
J: Położyłem głowę na ramieniu Bell. Byłem skonany. - Zaśpiewaj mi coś... - poprosiłem zamykając oczy.
K: -Nie umiem śpiewać, ale...-westchnęłam i zaczęłam szukać w głowie jakiejś piosenki. Padło na Fergie - Big Girls Don't Cry. Piosenka o tęsknocie. Zawsze ją śpiewałam gdy przypominałam sobie Edwarda. Mieliśmy może po 8 lat, ale byłam do niego przywiązana. Zaczęłam śpiewać refren.
-Mam nadzieję, że wiesz, mam nadzieję, że wiesz
Że to nie ma z tobą nic wspólnego
To jest bardzo osobiste, tylko ja sama ze sobą
Musimy to sprostować i zrobić
Będę za tobą tęsknić jak małe dziecko, które tęskni za swoim kocykiem
Ale muszę się pozbierać i iść dalej
Stać się dużą dziewczyną i przestać płakać
Bo duże dziewczynki nie płaczą
Nie płaczą
Nie płaczą
Nie płaczą
J: -A ja znam inną - mruknąłem na granicy snu. - było morze, w morzu kołek, a na kołku był wierzchołek
na wierzchołku siedział zajac i łapakami przebierając śpiewał tak:
moje nogi pachna cudnie, rano wieczór i w południe.
a najbardziej pachna latem,
zajeżdżaja aromatem leśnych ziół.
Gdy powąchasz jedna nogę to upadniesz na podłogę
gdy powąchasz obie nogi to nie wstaniesz juz z podłogi choćbys chciał.
w kolorado, noc zapadła,
wszyscy ludzie poszli spaaać
tylko jeden łysy człowiek wziął gitare i tak na niej zaczął grać:
łysy ojciec, łysa matka, łysy sasiad i sasiadka
a ja także łysy byłem i sie z łysa ożeniłem sialala
łysy ksiadz nas błogosławił, łysy organista grał
a po roku cos przybyło i to takze łyse było sialala
po miesiącu owłosiało i jak małpa wygladało
po tygodniu znów łysiało i juz takie pozostało sialala -potem już odpłynąłem
K: Zaśmiałam się. Nie mogę go tak zostawić przecież. - Edwardzie...-szepnęłam - Nie możesz spać w parku...-odważyłam się pogłaskać go po policzku.
J: -Aleniktmitegoniezabroni... - wybełkotałem.
K: -Nie, ale zamarzniesz, noce są chłodne, a ty pijany to nie jest dobre połaczenie...-chłopak zsunął się tak, że jego głowa była na moich piersiach
J: -Alemipomożeszwstać - jeden wydech. - pojedzieszmoimautem - drugi wydech. - domniedodomui... cieodwiozę
K: Zaśmiałam się z jego logiki - Najpierw mam cię zawieśc do ciebie,a potem ty mnie zawieziesz do mnie, a po drodze pięc razy nasz zabijesz? - położyłam dłoń na jego plecach
J: -Nochodźjuż,boprzedpółnocąniezdążyszCindirello... - chyba pomogła mi wstać.
K: -Jesteś cięzki i Boże Tonny, masz rozpięte spodnie. Bo twój "mały grzybek" się przeziębi...Albo gacie ci znów spadną...-dodałam chichocząc
J: -Zarazbędęwdomku,bomnieBellazawiezie isięprzebiorę -niemal uwiesiłem się na dziewczynie, ale chciałem ją zaprowadzić do auta. - nochodź, karetajesttam - i zwróciłem nas w stronę pubu
K: -Jaka ja jestem słaba...-westchnęłam i stanęłam aby poprawić chłopaka - Uchlałeś się w trzy dupy, Tonny...-zmarszczyłam nosek zabawinie.
J: Podałem dziewczynie ostatkami świadomości klucze, ale przed tym zaświeciłem pilotem, żeby wiedziała, który to mój.
K: Wpakowałam chłopaka na miejsce pasażera z tyłu wozu aby mógł się połozyć, ale on mnie pociągnął za sobą tak, że leżałam na nim.
J: -No miałaś prowadzić, nie? A ty co? Do łóżka chcesz mnie zaciągnąć?
K: -Ty mnie na siebie wciągnąłeś...-powiedziałam szczerze - I panuj nad swoim ''małym grzybkiem'' bo on się porusza...
J: -Moja wina, że mi się podobasz? - gdybym był trzeźwy, skopałbym samego siebie. - Jemu chyba też
K: -Edward, nie kłam...-mruknęłam. Gdyby był trzeźwy to co innego, zresztą...-Tęskniłam za tobą, mówię ci to teraz, bo jutro zapewne nie będziesz pamiętał...
J: -Ale ja za tobą też tęskniłem - z trudem ucałowałem jej policzek i bawiłem się niewidomie jej kosmykiem.
K: No tak, mók kok był rozwalony. Rozpuściłam włosy, były długie, bardzo...Aż do tyłka, lekko kręcone końcówki...A teraz opadały Edwardowi na ramiona.
J: -Ładnie pachniesz, królewno - zamruczałem wąchając jej włosy.
K: -Dziękuję, Tonny...Ty zazwyczaj pachniesz jabłkiem i miętą, ale teraz to alkoholem...-przeczesałam jego włosy. Nadal na nim leżałam. Auto było zamknięte, z nami w środku. Nie śpieszyło mi się do domu. Rodzice wyjechali na tydzień. Więc i tak byłabym sama.
J: -Przepraszam... Czekaj, poszedłem się uchlać, bo... bo byłem zły... ale za cholerę nie pamiętam na co...
K: -Masz szczęście, że jutro sobota...-zaśmiałam się. Edward leżał na tylnych fotelach, a ja ułożyłam się obok niego. Miał szerokie te siedzenia w miarę. Tyle, że ja lezałam na boku, a on na plecach
J: -Śpiący tak jakoś jestem... To... chyba dobranoc, kochanie - odwróciłem głowę i cmoknąłem ją w czoło, a potem padłem jak zabity.
K: Westchnęłam. No i co? Nie zostawię go, więc wychodzi na to, że spędzę noc z nim w aucie. No bo nie wiem gdzie on mieszka. Minęło te 10 lat, nie? No więc położyłam się i usnęłam.
J: Usłyszałem jakby ktoś strzelił z armaty. O ja pierdole! Ale mnie łeb boli! Szczęście, że nie brzuch. Na brzuchu była tylko... czyjaś ręka... Odwróciłem się. Spałem z Bellą. No ale nie żeby tak dosłownie! Nie pamiętałem większości rzeczy z wczoraj, ale naszą pogawędkę w aucie przed zaśnięciem pamiętałem. Jeszcze jeden huk! Wyjrzałem przez okno. Ta... Silniki samochodów...
K: -Tonny, spocznij...-wymruczałam zaspana.
J: Nie wiedziałem jak mam się zachować. Może znowu pocałować ją w policzek...? Miałem taką kurewską ochotę ją pocałować. Ale... też trochę na niej mi zaczęło zależeć... Nie pierdol głupot! To twoja przyjaciółka! Musi ci na niej zależeć!
Podniosłem się ostrożnie z miejsca i otworzyłem schowek. No i to znaczy szczęście! Mała buteleczka wody i tabletki na kaca. Niebo!
K: Moje długie włosy zapewne były wszędzie, ale co tam. Okulary położyłam na siedzieniu z przodu wczoraj zanim zasnęłam. A teraz zerknęłam na Edwarda, pił tą wodę jakby od lat nie widział tego napoju.
J: -Co się tak patrzysz? - uśmiechnąłem się. - Ostatni raz tak dużo piłem jak się chilli nażarliśmy - to nie był dobry pomysł, ale od dziecka byliśmy zdrowo pojebani
K: -Ja wiedziałam, że to był zły pomysł...Ale ty z tym twoim grzybkiem byliście najmądrzejsi, Tonny...-mruknęłam - I co z tego, że patrzę jak mało widzę. Znaczy widzę, ale taaaaaak nie za bardzo ostro.
J: -Proszę - podałem jej okulary z przedniego siedzenia. - Dziękuję, że mnie nie zostawiłaś wczoraj...
K: Założyłam okulary. Usiadłam i zaczesałam włosy do tyłu - Nie ma za co...-skrzywiłam nosem
J: -Nie zaczesuj - powstrzymałem jedną z jej rąk. - ślicznie wyglądasz w rozpuszczonych... - to mi naprawdę samo z ust wypadło, no!
K: -Emm, no...No okej...-przeczesałam włosy tylko palcami - Dzięki...
J: -Chcesz grzebyczek? - uśmiechnąłem się żartobliwie i wyciągnąłem grzebień zza zasłonki od pasażera.
K: -Po co ci grzebień jak ty zawsze masz burdel na głowie...-zaśmiałam się i zaczęłam rozczesywać włosy. Było trochę trudno, one są długie, a miejsca mało.
J: -Wiesz... Ja ten "burdel" robię tak - wziąłem od niej grzebień i pokazałem jak układam fryz. - to patrz. Najpierw wszystko sczesujesz w stronę czoła, a potem delikatnie od przedziałka po brzegi... co? - spytałem się bo dostała napadu śmiechu
K: -Ulizałeś się - powiedziałam dusząc się ze śmiechu - To jeszcze śmieszniejsze od wczorajszej wędrówki twojego grzybka...Hahahha
J: -Powinnaś być zaszczycona, że podobasz się mnie i "grzybkowi" - zamruczałem cicho siadając za kierownicą.
K: -Po tym jak go obraziłam i nazwałam małym? No co ty? - nadal się śmiałam - Aha, nadal masz rozpięte spodnie, panie playboy.
J: -To gdzie się patrzysz, króliczku? - zapiąłem rozporek i odpaliłem silnik kluczykami, które uprzednio zabrałem z siedzenia pasażera.
K: -Masz je rozpięte od wczoraj, Tonny panie kolorowe gacie...
J: -Co ci przeszkadza w kaczuszkach? - ruszyłem do domu. - Może... chcesz wpaść do mnie... Rodzice by się ucieszyli - spytałem z nadzieją.
K: -Hmm, noo a dasz mi śniadanie?
J: -Jak zasłużysz...? - odpowiedziałem pytaniem.
K: -Ty, opiekowałam się tobą pijany dupku, wiesz jaki ty ciężki?
J: -To teraz dupkiem jestem, hę? Za karę Esme zrobi ci śniadanko - uśmiechnąłem się. Kuchnia to nie moja działka, tak czy siak.
K: -Esme...-uśmiechnęłam się lekko - W szkole i tak będzie inaczej, Tonny. - westchnęłam, pzecież mnie kazy się wstydził
J: -A może nie> Z tego co wiem, Jasper ma oko na Alice. Co ty na to, żebyśmy ich wyswatali, ale tak już na poważnie?
K: -Sądzę, że oni sami dadzą sobie radę, Alice tak długo zwlekała dlatego, że ona by siedziała na stłówce z nim, toteż z wami, a ja sama...
J: -No to teraz nie będzie takiego wielkiego problemu - zaparkowałem na przeciwko domu i poczochrałem ją pieszczotliwie po głowie. - I wszyscy są szczęśliwi - wyszedłem z auta, żeby otworzyć przed nią drzwi. Kuźwa, jesteśmy "przyjaciółmi" a ja już w pantoflarza się zamieniam. Cholerny świat...
K: Wyszłam z auta - Nie będziesz się mnie wstydził, no wiesz...Kujonki?
J: I znowu te wyrzuty sumienie. God, Why?! Zaraz wybuchnę! - Ryzyk-fizyk. Do póki nie spróbujesz, to się nie dowiesz - objąłem ją na pocieszenie ręką w ramionach.
K: Przytuliłam go - Fajnie, że już nie mam tej zarazy, Tonny.
J: -Teraz nie jestem pewien, czy kiedykolwiek ona była
K: -A mówią, że to kobiety są niezdecydowane...-powiedziałam filozoficznie, weszliśmy do domu - Edward gdzieś ty był? Całą noc? - do przedpokoju wparowali Esme i Carls, prawie nic się nie zmienili, a to przecież 10 lat - Znów przyprowadziłeś jakąś SWOJĄ DZIEWCZYNE?
J: -Nie mamo. To jest Bella. Bella Swan. Pamiętasz ją, prawda - Esme miała lepszą pamięć ode mnie, nie to, żebym kiedykolwiek zapomniał o Belli. - Drogi tatulku. Muszę przyznać, że tak nieszczęśliwie 'upadłem', że Bell mnie znalazła, zaniosła do samochodu, a teraz przepraszam idę do kuchni - teatralnie przesunąłem ich rękom i poszedłem wciąż obejmując Bellę.
K: -Ale ona urosła...-usłyszałam zachwyt Esme. - Upadłeś, powiadasz...? - zachichotałam, położyłam mu głowę na piersi. No tak jestem niska, i co z tego?
J: -Nie wypada mówić rodzicom, że jako iż niepełnoletni "uchlałeś się w trzy dupy" - jak ty to określiłaś.
K: -No wiem, wiem...-nadal go przytulałam, był taki bezpieczny - To co, Tonny? Jakieś plany...? - powiedziałam zanim ugryzłam się w język, nie chcę mu się narzucać
J: -A co byś chciała robić, Szczurku? Moim zdaniem powinniśmy się poznać na nowo - zaproponowałem
K: -Ej, może i jestem brzydka, ale szczur? - przekrzywiłam głowę
J: -powiedziałem "szczurku". To pieszczotliwie. Ale jak ci nie odpowiada, to jak mam mówić?
K: -Nie wiem, liczę na twoją kreatywność, twoją i małego grzybka, który urósł...-zaśmiałam się
J: -Coś ty się przyczepiła mojego krocza? Co, maleńka?
K: -Twoje krocze za każdym razem jak się widzimy chce się obnażać, na szczęście wczoraj nie byłeś w stanie do końca ściągnąć spodni, aby pokazać mi jak mały grzybek urósł...
-Więc nadal utrzymuję, że jest mały...
J: -Coś mi się wydaje... - weszliśmy do kuchni i czekali na mnie kumple. O dziwo z dziewczynami.
-Bella! - pisnęły na widok mój i dziewczyn. szybko podskoczyły do niej i już się ściskały.
-Wy wstrętne babskie maszkarony, ręke mi miażdżycie!!!
-Kto was tu wpuścił? - spytałem chłopaków.
K: -Sami się wpuściliśmy...-powiedziała Alice całując mnie - Tonny, ratuj...-mruknęłam
J: -Tonny? Jaki Tonny, dziewczyno to Edward! - zagrzmiał Emm.
-To długa... historia - mruknąłem nadal próbując wyrwać rękę spomiędzy tych dwóch wariatek. - Dobra. Macie dwie opcje. Albo oddajecie mi moją rękę i Bellę i spieprzacie, albo... sory drugiej opcji nie ma.
K: -Nie chcę być nie miła, ale przerwaliście nam rozmowę o grzybku...-mruknęłam - Ejj, a ona ma rozpuszczone włosy...-skapnął się Emmett - Eeee, Edward, ty powiedziałeś moję rękę i Bellę?
J: -Tak, bo poniekąd to moja ręka
K: -Ale, że Bella też twoja? To je Swan, Edward. Co ci się stało?
J: -Bella też jest moja. Przyjaciół chyba mogę tak nazwać, prawda? A co do tego drugiego... to jeszcze dłuższa historia... - przeciągnąłem przed ostatni wyraz.
-No to, w takim razie Rose też jest twoja?! - zdenerwował się lekko na takie określenie.
-Pamiętaj co mówił lekarz: nadciśnienie ci szkodzi. Wdech - zademonstrowałem - i wydech...
-Lepiej stąd chodźmy, bo znowu coś "źle zrozumiem" - już nieco ochłonął.
K: -Przywłaszczył mnie sobie, smarkacz jeden...-powiedizałam gdy tamci już wyszli...-Jak tam twoja ręka? - wzięłam jego dłoń w swoją
-I o czym my...Ah, tak...O twoim kroczu...-zaśmiałam się
J: -Ja sobie wypraszam. o ile mnie pamięć nie myli jestem starszy o trzy godziny! I zapytam jeszcze raz: co cię obchodzi stan mojego penisa?
K: Zaczęłam się głośno śmiać - No bo to przez ciebie i twój wczorajszy stroptiz. Będę cię tym nękać do końca życia...-śmiałam się tak, że zaczął mnie boleć brzuch. Przytuliłam się do Edwarda, ale nadal nie mogłam się uspokoić - A ty wiesz, że za tydzień, dokładnie w sobotę mamy urodziny? I to 18 proszę ciebie!
J: -Ale ja ci i tak nie odpowiem, bo... - zamyśliłem się dobrze nad odpowiedzią. - nie, zbokiem nie jestem.
K: -Tak, jasne, wcale...-powiedziałam z udawaną powagą. Podeszłam do Edwarda, podskoczyłam i pocałowałam go w polika - Jak tam głowa, boli?
J: -Tak szczerze to już nie - trochę kłamałem, bo kac tak łatwo nie przechodzi. - A u ciebie wszystko gra?
K: -Jak najbardziej. Odzyskałam przyjaciela, mam powód do dumy...-wyszczerzyłam się i...zgadnijcie co...tak popraiwłam okulary
J: -Nie myślałaś o soczewkach? - nie to, że było mi źle z Bellą w okularach.
K: Wzruszyłam ramionami - Mam soczewki w domu...-powiedziałam szczerze - Zakładam je tylko czasami, drażnią mnie...Mam potem zaczerwienione oczy.
J: -Ale są przecież takie specjalne preparaty, żeby były łagodniejsze i nie czerwieniły oka.
K: Pokręciłam głową - Nie, Edward, słuchaj...Ja straciłam wzrok, jestem po operacji i jest o niebo lepiej, ale moje spojówki są słabe...Takie wkładanie i wykładanie soczewek nie będzie dobre.
J: Tego się nie spodziewałem. - Dlatego wyjechałaś?
K: -Yhym...-pokiwałam głową - Tam byli specjalniści, a tu nie za bardzo...-mruknęłam
J: -Mogłaś powiedzieć... przynajmniej wtedy... - zasmuciłem się pamiętając nasze pożegnanie. Było nim tylko przytulenie.
K: -Wiem, ale miałam 8 lat, Edward...-podeszłam do niego i go przytuliłam - Nie smuć się...
J: -Nie przejmuj się - pogłaskałem ją po plecach. - To co, chcesz to śniadanko? - uśmiechnąłem się.
K: -Jasne...-uśmiechnęłam się.
Po śniadaniu poszliśmy z Edwardem do ogrodu. Edward ma za domem basen. Esme dała mi jakiś strój kapieowy, był ładny. czerwone bikini, Wyszłam już przebrana w nie do Edwarda - Już...-oznajmiłam
J: Oniemiałem. Była śliczna! Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? - Hej piękna! - skoczyłem dla rozluźnienia z trampoliny. - skaczesz czy mam czekać cały dzień?
K: -A zimna...? - podeszłam do wody, zamoczyłam w niej stopę i skrzywiłam nos. Trochę dziwnie się czułam stojąc przed Edwardem w samym bikini. Tyle razy mówił mi, że jestem brzydka, więc co myśli teraz? Włosy miałam związane, ale nie w koka, tylko luźną kitkę.
J: -Nie - odpowiedziałem i podpłynąłem do krawędzi basenu obok niej. - Jak szybko wskoczysz, to się przyzwyczaisz.... ale możesz dostać jeszcze skurcza, co wolisz? - uśmiechnąłem się.
K: Usiadłam na brzegu basenu i powoli zanurzyłam się w wodzie. Mi sięgała tutaj do ramion, no mówiłam, że jestem niska. - Huh..nie jest tak źle...-uśmiechnęłam się do Edwarda lekko.
J: Zanurkowałem pod wodę i niewidoczny dla Belli, pływałem wokół niej oglądając jej ciało. Wynurzyłem się dopiero, kiedy było mi słabo od niedoboru tlenu.
K: Spojrzałam na chłopaka i wywróciłam oczami - Zawsze nurkujesz tak długo, że potem wyglądasz jakbyś miał zemdleć...? - podpłynęłam do niego
J: -Tylko w twojej obecności - wydyszałem z uśmiechem. Kiedy do mnie podpłynęła, moja dłoń pod wodą, otarła się o jej rękę.
K: -Ah tak, musiałeś się popisać...Tonny, Tonny...Wbij sobie do głowy, że ja zawsze będę lepsiejsza... - wiem, że nie ma takiego słowa, ale jak byliśmy mali to się przekrzykiwaliśmy "Nie to ja jestem lepsiejsza/y"
J: -Zaraz się przekonamy... - zamruczałem i rzuciłem się na dziewczynę. Byliśmy teraz oboje pod wodą. Jednak szybko się wynurzyłem, bo sięgnąłem jej okulary, które musiały spaść z jej ślicznego noska.
K: Odkaszlnęłam, zwęziłam oczy aby widzieć Edwarda. - To było nie fair, nie byłam gotowa...-znów odkaszlnęłam
J: -Wiem, przepraszam - założyłem bryle na jej nos
K: -No i teraz za karę musisz mnie przytulić...-powiedziałam podniosłym głosem. Tylko, że ja...Kurczę, jestem w bikini...
J: -No chodź tu - przygarnąłem brunetkę do siebie. Dopiero po chwili zorientowałem się że jesteśmy pół nadzy! Waruj, mały!
K: Zachichotałam i wtuliłam się w niego - Jeej, przy tobie czuję się taka mała...-zadarłam głowę do góry, aby zerknąć w jego twarz. Wpatrywał się we mnie dziwnym wzrokiem. Nagle wydało mi się, że to moje bikini jest bardzo cienkie.
J: Gdybyśmy trochę dłużej tak stali, to chyba bym erekcji dostał! Dlatego, powoli się odsunąłem. Nie chciałem, żeby sobie pomyślała nie wiadomo co...
K: Zaczał się odsuwać, a ja oderwałam się od niego. Ciągle miałam wrażenie, że mu się naprzykrzam - To...-zaczełam - Co planujesz na przyszłą sobotę...-mięliśmy wtedy urodziny, interesowało mnie jak on je spędzi.
J: -Jazz i Emm pewnie wpadną i zrobimy przyjęcie. Oczywiście, świętujemy razem - podkreśliłem.
K: Uśmiechnęłam się - Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić...
J: -Moja droga, MY to znaczy JA świętuję, a TY razem ze mną. A reszta niech się pierdoli - wyciągnąłem do niej rękę, bo już stałem na trawie i chciałem pomóc jej wyjść.
K: Wzięłam jego rękę i po chwili stałam koło niego. Położyliśmy się na kocu - Ja, tak z tobą i twoimi kumplami...? Edward, ja do was nie pasuję...-powiedziałam cicho
J: -Ale mówiłem ci. Ty świętujesz ze mną, a reszta... jest mało ważna. Ale przecież możemy zrobić tylko tak, że będą chłopaki z dziewczynami i my. nikt więcej. Ich się chyba nie wstydzisz co? - z nagła dźignąłem ją w żebro, a ona roześmiała się, więc dźigałem ją cały czas.
K: -Nie, może być...Emma i Jazza nie znam, ale myślę, że tak będzie okej...Tonny przestań...-moje zdania były odzielone wybuchami śmiechu - Tonny, proszę...
J: Dźignąłem ją ostatni raz i przytuliłem. Długo tak leżeliśmy na kocu w ogródku przytuleni.
K: Zaczęłam palcem wskazującym rysować ja jego klatce piersiowej różne wzorki. Kreślić kółka i takie tam. Raz niechcący zachaczyłam paznokciami o jego sutek.
J: Miałem cholerną ochotę ją pocałować! Ale tak się rzucić na nią i... Ale tak nie postąpię. Zależy mi na tej... "przyjaźni"... Chyba nawet mógłbym obyć się bez seksu z innymi...?
K: -Tonny...? - uniosłam się na łokciu i spojrzałam mu w twarz - Czemużś ty się tak wczoraj uchlał?
J: -Oj, kochana... - westchnąłem. - Znasz takie uczucie, że życie jest do dupy, a ty nie masz co z tym zrobić? Czasem tak jest, że idziesz, pijesz, zapominasz... A żeby się nie uchlać na umór to idę na laski... - i po co to mówisz, cieloku? Tylko więcej cię słuchać, a ludzie "na pewno" będą milsi...
K: -Na laski...-powtórzyłam za nim obojętnie. Usiadłam i zaczęłam poprawiać swoje włosy.
K: -Nie gniewaj się - pogłaskałem ją po plecach podparty na łokciu. - Po prostu... czuję się przy tobie... normalnie, tak swobodnie - podekscytowany też, ale tego nie powiem. Będę musiał znaleźć jakąś dziewczynę, na uspokojenie... ta... tego też jej nie powiem. Obraziłaby się. W sumie ja też bym się taki czuł, gdyby mi tak ktoś powiedział.
K: -Nie obrażam...Nie było mnie 10 lat, nie mogę wrócić i rządać od ciebie nie wiadomo czego...Zresztą nie ważne, bo...-spojrzałam na niego smutno - Bo już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.
J: -Nie mów tak, proszę - usiadłem nagle obok niej. - Zrobię wszystko, żeby to naprawić - no może nie do końca... - Chociaż się postaram. Daj nam szansę. Może będzie jak kiedyś. Hej pamiętasz - wyciągnąłem mały palec. - przyjaźń do końca - powtórzyła gest i zaczepiliśmy się palcami jak haczykami.
K: -Przysięgam na mały palec...-oparłam głowę na jego ramieniu i dokończyłam naszą przysięgę. -Kocham cię, Tonny...-przytuliłam się do niego. Kiedyś codziennie to sobie mówiliśmy.
J: -Też cię kocham, Kopciuszku - szepnąłem jej we włosy. Teraz mówiłem szczerą prawdę, I to nie na żarty...
K: No i co z tego, Edward?! Co z tego jak i tak będę musiała się tobą dzielić z tymi panienkami, z którymi się zabawiasz?!?! Chciałam uciszyć swoje myśli, ale nie mogłam. - Będę musiała już się zbierać, moich rodziców co prawda nie ma cały tydzień, ale nie mogę cię nękać.
J: -Jak chcesz. Do jutra - nie zatrzymywałem jej, bo wstać nie mogłem. Odczekałem 30 minut jak usłyszałem zamykanie drzwi. Pojechałem później do pubu i ... po prostu musiałem zaspokoić debilne pragnienie mojej podświadomości.
K: W domu wzięłam prysznic i ubrałam się w luźniejsze cicuchy. Było około 20, a ja wyszłam do parku pobiegać. Zobaczyłam w nim Edwarda, który przyciskał do drzewa jakąś dziewczynę całując ją. Nie chciałam być tchórzem i uciec. Po prostu biegłam dalej udając, że jego nie widzę, choć chciło mi się płakać.
J: Obudziłem się rano. Kompletnie nic nie pamiętałem Normalnie jak po jakiejś pigułce gwałtu. Obok mnie leżała jakaś ruda dziwka. Zostawiłem 100 dolców i powoli wyszedłem[już ubrany] do samochodu.
K: W szkole w poniedziałek pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam to Kristen idąca w moją stronę - Słyszałam, że szmacisz się z Cullenem, on jest mój kujonku...-pchnęłam mnie na szawki, a wszyscy zachichotali.
J: -Co ty robisz?! - krzyknąłem, kiedy zobaczyłem Kristen popychającą Bellę. - Czy ci już dziwko na łeb jebie?! O co ci chodzi?! - pomogłem wstać Belli i przytuliłem ją.
K: -No proszę cię. Tak się jej brzydziłeś, a teraz przyjaciela zgrywasz...-prychnęła - Przelecisz ją i zostawisz taka prawda. A potem Bella contka Swan będzie płakać, że ją zeszmaciłeś, a może już ją wyrżnąłeś? - zaskrzeczała i odeszła. Nie, Edward by mi tego nie zrobił, prawda? Nie zrobiłby mi tego.
J: -Nie słuchaj tej zdziry - szepnąłem. To nie była prawda. Nawet gdyby nic nam "nie wyszło" została jeszcze przyjaźń.
K: -Jasne - nie za bardzo mu teraz wierzyłam - Widziałam cię wczoraj wieczorem...I wolałabym tego nie pamiętać...-mruknęłam i wyrwałam mu się. Zmierzałam do biblioteki.
J: Dobra, jakbym wiedział, że mnie wczoraj widziała jak... "spotkałem" się z rudą laską to... przecież bym jej wyjaśnił. Teraz? Teraz to się mogę w dupę pocałować! Chyba rzeczywiście nie będzie jak dawniej...
K: Usiadłam w blibiotece w swoim ulubionym miejscu międy regałami, wzięłam tylko jedną książkę, nawet nie mam ochoty jej czytać. Po prostu płakałam sobie.
J: Wszedłem za nią do biblioteki. Musiałem w końcu napisać ten esej. Usiadłem z książką w rogu czytelni i patrzyłem ukradkiem na zapłakaną dziewczynę.
K: Uniosłam dłoń i rozpuściłam włosy, tak nie będzie widać moich łez. Spojrzałam na książkę i ją odłożyłam, nie mam chęci pisać. Za to zaczełam nucić sobie piosenkę, którą śpiewałam Edwardowi "Big girls don't cry". No, ale przecież ja jestem mała.
J: Podszedłem do regału przy którym siedziała Bella. Kiedy brałem drugą książkę i rzuciłem jej na ławkę karteczkę.
"Wiem, że nie powinienem. Przepraszam, wybacz.
Kocham cię, Tonny"
K: Przeczytałam kartkę. Przeraziła mnie myśl, że Edward widział jak płaczę. I podpisał się Tonny, a przecież on nie lubi tego przezwiska. Znalazłam go pomiędzy regałami, podeszłam u usiadłam koło niego. Milczałam.
J: -Więc... - nie wiedziałem co miałem powiedzieć. Chciałem zacząć rozmowę, ale tak jakoś... nie mogłem.
K: -Nie wiem...Pomóc ci? - zapytałam jakby nigdy nic.
J: -A chcesz...? - w moim głosie dało się słychać cichą nadzieję. - Myślałem... że nie chcesz ze mną rozmawiać...?
K: -Nie, głupio się zachowałam. To twoja sprawa z kim się spotykasz i kiedy, nie moja tylko twoja...-powiedziałam - No to co tam masz?
J: - "pi= 3 z końcówką" - odpowiedziałem. Miło, że mi wybaczyła. Chociaż tyle...
K: -No i świetnie...-siedziałam międy nogami Edwarda coś mu tłumacząc, a on oparł się brodą o moje ramię - Tonny, bo uśniesz...-pogłaskałam go po ręce, którą miał owiniętą wokół mnie
J: -To jest taaakie nudne - ziewnąłem. Marzyłem, żeby się zdrzemnąć
K: -Wiem...-odwróciłam głowę, w efekcie czego moje wargi dotknęły konciki jego ust. Trochę mnie to zapeszyło.
J: Chwilowo dałem się ponieść emocjom i... delikatnie skubnąłem jej dolną wargę. To było odruchowe, nie wiedziałem jak zareaguje...
K: Zadrżałam, może i bym go pocałowała, ale ja nie potrafię się całować. - Edward...-szepnęłam w jego usta bo nasze twarze nadal były naprzeciw siebie, tylko parę milimetrów - Ja nie jestem taka...-chodziło mi o dziewczynę na jedną noc
J: -Ja... przepraszam... Taki odruch... Lepiej pójdę... - mruknąłem i zamknąłem książkę.
K: -Nie, nie musisz iść...-powiedziałam - Chodzi o to, że...No wiesz ja nie jestem dziewczyną na jedną noc.
J: -Ja wiem... przepraszam - powtórzyłem się. - Śpiący trochę jestem i znowu nie wiem co robię - znowu ziewnąłem i przetarłem oko.
K: -Jak chcesz możesz się przespać, ja trochę poczytam...Lub jedź do domu, wrócę sama do siebie...-przeczesałam jego włosy
J: -Nie, wytrzymam. Dla ciebie wszystko - cmoknąłem ją w tył głowy, ale położyłem znów głowę na jej ramieniu.
K: Usiadłam pod regałem i poklepałam swoje nogi aby Edward położył na nich głowę.
J: -Skoro uważasz... ale mogę również poleżeć na ławce - położyłem głowę na rękach, które wcześniej były na blacie stołu.
K: -Mi tam przeszkadzać nie będziesz, ale rób jak ci wygodniej...-uśmiechnęłam się do niego. W sumie chciałam aby do mnie przyszedł.
J: -Jak będziemy wychodzić - mruknąłem - obudź mnie, dobrze, kochanie?
K: -Przecież ciebie nie zostawię...-uśmiechnęłam się
Zaśmiałam się - I co wygodnie ci na tej ławce?
J: -Szczerze to twardo - wybełkotałem. Bella uśmiechnęła się i objęła moją głowę. Następnie położyła siebie na kolanach. - Nie chcę, żebyś czuła się niezręcznie.
K: -Jest okej...-w jednej ręce trzymałam książkę, a drugą przeczesywałam jego włosy - Śnij słodko, Tonny...
J: Tak naprawdę to tylko leżałem z zamkniętymi oczami. To pozwoliło mi się doskonale odprężyć. Byłem na granicy snu, ale jednak nie do końca. Chyba jakieś dwie trzy godziny później, Bella delikatnie zaczęła mnie budzić
K: -Tonny...-pogłaskałam go po policzku - Wstawaj, kochanie..
J: -Już wstaję... - mruknąłem leniwie i niechętnie podniosłem głowę z jej kolan. Wyciągnąłem się, tak, że mi w kręgosłupie strzelało.
K: -Przepraszam, że przeze mnie tak sie tu męczyłeś...-wstałam, on jeszcze siedział na krześle. Zaczęłam lekko masować jego ramiona i kark.
J: -Ale fajnie... - rozmarzyłem się. - No nic, trzeba wstawać - powiedziałem zrezygnowany po chwili przyjemności. - No to, Kopciuszku, zapraszam do karety - otworzyłem przed nią drzwi biblioteki.
K: Zaśmiałam się. Na dworze było chłodno - Brr, zimno...-mruknełam i cofnęłam się aby wtulić się w Edwarda
J: Zdjąłem z siebie szarawo brązowy sweter i zarzuciłem na Bellęa następnie objąłem ją ramieniem dla dodatkowego ciepła.
K: -Dziękuję, Tonny, jestś uroczy...-cmoknęłam go w klatkę piersiową bo wyjrzej, np do polika nie dosięgałam.
J: Wsiedliśmy do auta. Odwiozłem ją do domu. Po drodze żartowaliśmy.
-No to trzymaj się, króliczku - przytuliłem ją kiedy staliśmy na jej podjeździe.
K: Przytuliłam się do niego mocno - Może wejdziesz? I tak jestem cały czas sama w domu...
J: -Z chęcią - powiedziałem z aprobatą. Nie widziałem jej nowego domu wewnątrz. Podążyliśmy do drzwi.
K: Weszliśmy do domu, który był przystosowany do mnie. Na ścianach w większych miejscach były barierki, widziałam, że Edwarda to może zdziwić...-Bo widzisz...Nie wiadomo ile będę widzieć, w każdej chwili spojówka może mi się zerwać, więc dom jest przystosowany dla niewidomych...
J: -Przykro mi, że musisz się tak męczyć... - współczułem jej
K: -Jest dobrze...-pocałowałam go w polika - Jesteś za wysoki...lub ja za mała.
J: -Ty jesteś akurat - zaśmiałem się. - To ja jestem wybrykiem natury - dosłownie...
K: -Takim wysokim jakimś...Ale to dobrze, patrz mam swojego obrońcę...
____________SOBOTA, URODZINY, DOM EDWARDA, PRZYJĘCIE___________
K: Siedziałam koło Edwarda na kanapie. Tonny był już trochę podchmielony, ale tylko troszeczkę. Dziewczyny ze swoimi chłopakami zmyli się przed chwilą do siebie.
J: -Cieszę się, że ci się podobało - z uśmiechem pocałowałem ją w skroń.
K: Spojrzałam na chłopaka - Śpiący? - przejechałam palcem po jego ustach i uśmiechnęłam się lekko. Byliśmy sami w domu. Carlisle z Esme wybyli na ten dzień.
J: -Troszeczkę... - mruknąłem całując ją w policzek. Byłem dwa cale od jej ust.
K: -Ty całe życie byś spał...-powiedziałam głaszcząc i przeczesując jego włosy
J: -Gdybym spał, to bym cię nigdy nie poznał! - zaśmiałem się niewyraźnie i usadziłem sobie dziewczynę na kolanach.
K: Siedziałam na nim okrakiem lekko pochylając się do przodu - Teraz ciągle byś spał...Ale mnie to nie przeszkadza, jesteś uroczy jak śpisz...
J: Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło. Głaszcząc ją po plecach, bawiłem się jej zapinką stanika.
K: Patrzyłam w oczy Edwarda i czułam się dziwnie. Czyłam dreszcze przechodzące po moim ciele. Moje ciało bolało,a gdy on mnie dotknął dane miejsce przestawało boleć to tak jakbym...Jakbym chciała jego dotyku. Ja po prostu...On po prostu...Podobał mi się. Nie jako brat czy przyjaciel on mi się po prostu...podobał. Pochyiłam się nad nim jeszcze bardziej.
J: Przybliżyłem twarz to ust Belli. Już niemal czułem jej słodki oddech...
K: Wtopiłam palce w jego włosy, zaczęłam je przeczesywać. Moje usta zderzyły się z ustami Edwarda. No i co teraz ? Nie potrafię się całować.
J: Pocałowałem kącik ust Belli i musnąłem jej wargi swoimi. Delikatnie przejechałem po nich końcem języka.
K: Byłam jak kołek. Nie wiedziałam, chciałam tego, ale nie wiedziałam jak. Przekręciłam głowę tak, że nos mój i Edwarda się zderzył - To kompromitujące...-szepnęłam i zaczełam się odsuwać, choć tego nie chciałąm
J: -Nie, poczekaj - przytrzymałem ją. - Jak chcesz... to mogę... cię poduczyć...? - cicho zaproponowałem.
K: Spojrzałam na niego...-I teraz to ty będziesz mnie uczył...? - zapytałam rumieniąc się. On chce się ze mną całować. ?
J: -Przepraszam... - oparłem się o jej czoło i zamknąłem oczy. - nie chciałem, być nachalny.
K: Nic nie mówiłam, po prostu zaczęłam nieśmiało i niepewnie muskać jego usta swoimi.
J: Odwzajemniłem pieszczotę i znów moje ręce masowały plecy Belli.
K: Mój nos znów zderzył się z jego, ale tym razem to zignorowałam. Przytuliłam się jak najbardziej do chłopaka.
J: Odruchowo jęknąłem, bo przejechałem językiem po otwartych wargach mojej "przyjaciółki". Jej słodki zapach pieścił mój narząd smaku.
K: Mój język nagle znalazł się w buzi Edwarda, nie wiem jak, ale wiem, że to było przyjemne.
J: Splotłem nasze języki razem i zjechałem jedną ręką na zgięcie kolana towarzyszki.
K: Jęknęłam cicho, zaczełam masować kark Edwarda. Kark, ramiona, plecy i tors.
J: Niepewnie i powoli zawędrowałem pod bluzkę dziewczyny. Czekałem na jej reakcję.
K: Zadrżałam i przylgnęłam monciej, o ile to możliwe, do chłopaka.
J: Wśliznąłem ręce za koszulkę Belli. Jeździłem palcami po jej biodrach, brzuchu...
K: Zaczęłam szybciej oddychać. Moje drżące ręce zaczęły rozpinać koszulę Edwarda.
J: Byłem w niebie! Bella chciała tego, czego ja chciałem. Przerwałem na chwilę pocałunek i polizałem żuchwę dziewczyny. Zadrżała pod moim dotykiem i zjechałem z pocałunkami w stronę szyi.
K: Jego koszula była już rozpięta, zaczełam wodzić dłońmi po jego umięśnionym brzuchu i podbrzuszu. Czyłam jego rosnące podekscytowanie.
J: Powoli ściągnąłem z dziewczyny bluzkę i zacząłem całować ją po nagiej skórze. Cały czas wodziła dłońmi pod moją rozpiętą koszulą.
K: Jęknęłam - Edward....-odchylliłam głowę do tyłu, otarłam się swoim kroczem o jego
J: Ściągnąłem z siebie koszulę i powróciłem do ust dziewczyny. Chwyciłem ją za biodra i poruszyłem swoimi. Usłyszałem cichy jęk.
K: Nasze języki znów się złączyły, moje okulary zsunęły się z mojego nosa. Oderwałam się na chwilę od Edwarda i położyłam je na stoliku.
J: Zaczynałem odpinać spodnie Belli, a ona poszła w moje ślady. Kiedy odpiąłem jej rozporek zabrałem się za spinkę biustonosza.
K: -Edward, ty wiesz...-jęknęłam - Że ja jeszcze nigdy nie...
J: -To proste - wyszeptałem jej w usta. - Poddaj się instynktowi. Jak na razie dobrze ci idzie... - wznowiłem pocałunek i ponownie czekałem na nieme potwierdzenie odpięcia stanika.
K: Zaczęłam go całować ustawiając ręce tak aby mógł zdjąc ramiączka stanika. Gdy już zdjął ze mnie biustonosz ja zsunęłam jego spodnie. Zaczełam lizać jego szyję. Dziwnie się czułam, chciałam tego to napewno, ale Edward spał już z tak wieloma dziewczynami, a ja nie miałam pojęcia. To dla niego zapewnie żadna przyjemność
J: Zrobiła coś czego nigdy bym się po niej nie spodziewał! Jęknąłem i zająłem się jej spodniami.
K: -Edwardzie...może twój pokój...? - jęknęłam pomiędzy pocałunkami. Byłam już w samych majtkach a on bokserkach.
J: -Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, kochanie - wstałem z nią. Objęła mnie nogami w pasie i chwilę później już byliśmy w moim pokoju.
K: Leżałam pod Edwardem, zaczełam powoli i dośc niepewnie ściągać jego bokserki.
J: Zacząłem jeździć językiem pomiędzy piersiami Belli, przez środek żeber, pępek, aż do podbrzusza
K: -Edward proszę! - szrpnęłam się z przyjemności. Jego bokserki były już na ziemi - Cullen, pochwal się małym grzybkiem...
J: -Mówiłem, że nie małym - całowałem wewnętrzną stronę jej ud i powróciłem z powrotem do jej ust, ale najpierw zsunąłem jej majtki. Jak najdelikatniej nie przestając jej całować, wszedłem w jej najbardziej niedostępne dla nikogo miejsce.
K: Zabolało, naprawdę zabolało, ale Edward nie poruszał się. Po kilku chwilach poruszyłam biodrami z cichym jękiem - Jest okej...-mruknęłam w jego usta. Zaczęłam go leniwie całować. Moje ręce wędrowały po jego plecach. Nie ma co. Prezent na 18 urodziny zapamiętam do końca życia - Tonny...-jęknełam go zaczął się we mnie poruszać.
J: -Na pewno tego chcesz? Może trochę boleć - powiedziałem w jej usta.
K: -Chcę...-powiedziałem pewnym głosem
J: Powoli zacząłem nadawać naszemu poruszaniu się tępo. Słyszałem, jak Bella dyszy i jęczy, ale i tak nie przestawałem jej całować.
K: Owinęłam nogi wokół jego bioder. Raz po raz jęczałam jego imię, a nieraz "Tonny".
J: Po długim czasie, nawet bardzo długim poczuliśmy się bardzo zmęczeni. Opadłem na dziewczynę, ale jej nie przygniotłem, oraz nakryłem nas białą kołdrą. Pocałowałem jej obojczyk - Wszystkiego najlepszego - szepnąłem w jej skórę miękko.
K: Byłam już na granicy jawy i snu - Ja się chyba w tobie zakochałam, Tonny...-wymamrotałam nie wiedząc, że powiedziałam to na głos
J: -Też cię kocham, Kopciuszku - to był chyba dobry moment, żeby to powiedzieć. A zwłaszcza, kiedy ona czuła to samo.
K: Obudziłam się rano w tulona w Edwarda. przypomniało mi się, że moje okulary są na dole, i część moich ciuchów ze stanikiem też. Uoups? Carlisle i Esme już pewnie są w domu.
J: -Dzień dobry - schyliłem głowę i cmoknąłem w usta Bellę.
K: -Mmmm witam...-zamruczałam, ale chwilę potem skrzywiłam się. Bolała mnie miednica. Wiadomo z jakiego powodu, prawda?
J: -I jak to jest być osiemnastolatką? - spytałem głaszcząc ją po plecach.
K: -Przez ciebie boleśnie...-zaśmiłam się i przytuliłam do niego - I jestem już stara i ślepa...
J: -Nie mów tak - poprosiłem. - masz piękne oczka... - pocałowałem oby dwie jej powieki. - a stara to ty będziesz.... - zamyśliłem się - jakieś 40 lat po śmierci - cmoknąłem ją znowu.
K: Zaśmiałam się - Tonny, kocham cię...
J: -Ja ciebie też, króliczku - pocałowałem dziewczynę we włosy
K: -A co z ... tymi innymi...dziewczynami? - zapytałam cicho, no w końcu musiałam o to zapytać.
J: -To już nieważne. - pogłaskałem ją znów po plecach. - one były... odskocznią, a ty... - spojrzałem na nią. - Ty jesteś moim słoneczkiem - pocałowałem ją delikatnie.
____________8 lat później__________________
K: Usłyszałam płacz dziecka z pokoju obok - Tonny, twój syn płacze...-mruknęłam dźgając męża w żebra.
J: -Tak, tak, słyszę - śmieję się. taa... dwadzieścia sześć lat, a tu już tatulek... Ale fajnie jest mieć dziecko i żonę
K: -No to rusz tyłek bo ja byłam przed chwilą...To twój syn....
J: -Nie ukrywam, że twój również - cmoknąłem Bellę w usta i wstałem do pokoju malucha. - No siemasz, przystojniaczku - uśmiechnąłem się do chłopczyka, a on momentalnie przestał płakać. - Bella zobacz! - wziąłem małego na ręce i wróciłem do salonu. - To będzie mój mały klon! - zamiast dojrzeć, cofnąłem się chyba w rozwoju
K: -Mówisz? To jak będziesz już stary wymienię was...-zaśmiałam się ciepło. Edward usiadł koło mnie z synem - Cześc Tonny...- tak, nasz syn nazywa się Thomas. Spojrzałam na Edwarda, który szczerzył się do malucha - Wyglądasz jakbyś wygrał milion w totka, Duży Tonny.
J: -Bo wygrałem. i to nawet dwa